Strona na Facebooku
Powrót na stronę główną

WYCIECZKI I WYDARZENIA

DOKĄD JECHALIŚMY, CO WIDZIELIŚMY I CO PORABIALIŚMY PRZEZ ROK

Rok 2002
Więcej

BENELUX

W długi, majowy weekend 2002 roku (27.04 - 4.05.02), turyści Koła PTTK PP wybrali się na wycieczkę autokarowo-pieszą, by zwiedzić najpiękniejsze zakątki Belgii, Holandii i Luksemburga. Wyjazd zaplanowano w piątek 27.04.02 o godzinie 19:00. Wyruszyliśmy do stolicy Holandii - Amsterdamu, który zgodnie z planami naszej wspaniałej przewodniczki Wandy Gordon, miał być pierwszym zwiedzanym przez nas miastem. W sobotę rano dotarliśmy na miejsce. Amsterdam przywitał nas niestety w deszczu, ale nas, twardych turystów, żaden deszczyk nie odstraszy! Pod parasolami i w płaszczach przeciwdeszczowych wyruszyliśmy ulicami miasta na Olac Dam pod pomnik Wyzwolenia - miejsce spotkań turystów z całego świata. Obejrzeliśmy też szlifiernię diamentów oraz wspaniałe holenderskie malarstwo i sztukę użytkową w Muzeum Narodowym (Rijksmuseum). Po południu, gdy trochę wyjrzało słońce, zwiedziliśmy Amsterdam, płynąc stateczkiem po kanałach holenderskiej stolicy. Wieczorem po drobnych perypetiach związanych ze znalezieniem hotelu Formuła-1, dotarliśmy na pierwszy nocleg. Wszystkie noclegi zostały zamówione w nowoczesnych hotelach sieci ACCOR Formuła-1, identycznych w wystroju wnętrz. Trzeciego dnia - w niedzielę rano po śniadaniu, wyruszyliśmy autokarem do miasteczka Alkmar słynącego z muzeum sera (Kaasmuseum). Dalej trasa wiodła do Kaukenhof - największego ogrodu kwiatowego na świecie, gdzie na 28 ha powierzchni pod koniec kwietnia rozkwita przeszło 7 mln. tulipanów, żonkili i hiacyntów. Cały dzień zwiedzania przy pięknej pogodzie - widok i zapach taki, że zapiera dech w piersiach!

Następny dzień 30 kwietnia, poniedziałek - wyjazd do Hagi. Tam podziwialiśmy piękny XVII-wieczny pałac, dom królowej Beatrix, Parlament, a następnie zwiedziliśmy Madurodam - Holandię w miniaturze. Z Hagi już niedaleko do Rotterdamu, największego portu handlowego Europy nad Morzem Północnym. Zwiedzaliśmy go z okien autokaru, jadąc 15 km wzdłuż nadbrzeża portowego. Rotterdam podziwialiśmy "z lotu ptaka" - wjeżdżając windą na liczący 185 m Euromaszt, nowoczesną iglicę tego miasta. Wieczorem pożegnaliśmy Holandię, przemieszczając się autokarem do następnego hotelu Formuły-1 w Antwerpii.

Antwerpia zaskoczyła nas wielobarwnym pochodem pierwszomajowym w centrum miasta. Po ominięciu pochodu dotarliśmy do wspaniałego ratusza, obejrzeliśmy fascynującą katedrę z ogromnym tryptykiem Rubensa, kościół św. Jakuba i niestety tylko z zewnątrz, zamknięty pierwszego maja, dom Rubensa.

Po południu pojechaliśmy do Brugii, przepięknego, flandryjskiego miasteczka, położonego nad malowniczymi kanałami. Spacery kolorowymi uliczkami miasta cieszyły nasze oczy, a znakomite piwa flandryjskie degustowane w kawiarenkach z ogródkami - nasze podniebienia. Wieczorem przyjazd na następny nocleg do hotelu już w Brukseli.

Drugiego maja poświęciliśmy w całości na zwiedzanie Brukseli: Pałac Królewski, Park Brukselski, Atomium oraz spacer po starówce zachwycającej przepięknym ratuszem. Nie ominęliśmy oczywiście symbolu stolicy Manneken Pis (siusiającego chłopca), przy którym zrobiliśmy wiele zdjęć. Wieczorem zmęczeni, ale bardzo zadowoleni wróciliśmy do hotelu na nocleg.

Następnego dnia pożegnaliśmy stolicę Belgii, podziwiając jeszcze z okien autokaru siedzibę królewską w Laecken, olbrzymie, nowoczesne gmachy Unii Europejskiej, katedrę św. Michała oraz Pałac Sprawiedliwości.

Następny postój to Waterloo w Brabancji, 12 km na południe od Brukseli, miejsce klęski Napoleona I w bitwie pomiędzy armią francuską, a połączonymi siłami brytyjsko-pruskimi pod dowództwem księcia A.W. Wellingtona.

Po południu wyruszyliśmy w dalszą drogę do Luksemburga, który zachwycił nas swym przepięknym położeniem. Tam zwiedziliśmy Stare Miasto z Pałacem Książęcym i wspaniałą katedrą oraz Kazamaty Luksemburskie.

O godzinie 18:00 rozpoczęliśmy naszą drogę powrotną do Polski. I tak, 4 maja we wczesnych godzinach rannych dotarliśmy do Poznania zadowoleni i pełni nowych wrażeń.

SŁOWACJA'2002

Tradycyjnie na przełomie sierpnia i września nasze Koło wybrało się na pieszą wędrówkę. Tym razem były to Tatry Słowackie. Jak tylko zaczęły się zapisy w styczniu, do końca nie było ruchu na liście uczestników (44 osoby). Przez ostatnie dwa lata były wędrówki po nizinach, więc wszyscy byli spragnieni gór. Wyjazd nastąpił 30 września. Pogoda na podróż dopisała i wieczorem dotarliśmy szczęśliwie do Zverowki. Miejscowość ta znajduje się około 40 km od granicy Polski, na zachód od Zakopanego. Położona pięknie w otoczeniu gór. Z pensjonatu widać było między innymi Zadni Salatyn, Spaloną, Trzy Kopy i Rohacz.

Stefan Chojnacki, który przygotował trasy, podzielił je (na nasze życzenie) dla trzech grup turystów. Ze względu na kondycję ogólną, ewentualnie danego dnia, można było wybrać się na trasę średnio trudną, łatwą lub spacerową.

Do tras średnio trudnych zaliczone zostały np. Dolina Żarska - Smutna Przełęcz - Zverowka (czas przejścia 6,5 godziny), różnica poziomów 1050 m, suma podejść 1060 m, długość 17 km; do tras łatwych np. Prosiek - Dolina Prosiecka - Obłazy - Kwaczany, różnica wysokości 355 m, czas przejścia 4 godziny, suma podejść 420 m długość 12 km; do tras spacerowych zaliczyliśmy wypad do szpitalika partyzanckiego, lub w Dolinę Łataną. Były to trasy na około 1 - 2 godzin. Najbardziej we znaki dał się piąty dzień wędrówki, gdzie prawie 80 % wycieczki poszła na trasę Biała Skała - Siwy Wierch - Brestowa - Zverowka. Długość trasy 15 km, czas przejścia 7 godzin, suma podejść 1300 m różnica wysokości 970 m. Zejście z Siwego Wierchu, potem doliną Brestowa dała się tak wszystkim we znaki, że gros turystów leczyło kolana długo jeszcze po przyjeździe do domu. Nie wspomnę tu o turystach, dla których te wspinaczki były "małym piwem przed śniadaniem".

Niebywałą atrakcją dla nas był wypad do Orawic. Są tam uzdrowiska oraz baseny termalne wypełnione ciepłą wodą. W jednym temperatura 37°C, a w drugim 38,5°C. Nie można siedzieć dłużej niż 30 minut, ponieważ temperatura źle wpływa na układ krążenia przy dłuższym przebywaniu w wodzie w tak wysokiej temperaturze. W każdym razie był to balsam na nasze schodzone nogi.

Tradycyjnie w programie nie mogło zabraknąć ogniska, które odbyło się na terenie pensjonatu. Były kiełbaski, piwo oraz śpiewy. Ostatnie dwa dni spędziliśmy w Zakopanem - pensjonat "Karolówka". Kto nie miał ochoty na chodzenie po polskich Tatrach, mógł pochodzić po Krupówkach, a i tak ci, którzy zeszli z gór poszli na zwiedzanie Zakopanego wieczorową porą posmakować atmosfery kurortu.

Jak zwyczaj nakazuje, ostatni wieczór to spotkanie towarzyskie, gdzie jest czas na podsumowanie wycieczki, propozycje na następny sezon oraz wybieranie najlepszych turystów. W tym roku ślepy los o tym zadecydował. Padło na Anię Kierzenkowską, Iwonę Pujanek, Rysia Grajdka i Włodka Parnasowa. Podczas tej uroczystej kolacji podziękowaliśmy Stefanowi Chojnackiemu za opracowanie tych wspaniałych tras, gdzie mogliśmy podziwiać przepiękne widoki. Ewa Grobelska przygotowała mini konkurs filmowy, który wygrał Jurek Błaszczak ze swoimi "podpowiadaczami". Na koniec zeszliśmy do klubu w podziemiach pensjonatu, gdzie przy muzyce bawiliśmy się do późnych godzin nocnych, a rano trzeba było wstać spakować się i ruszyć w drogę powrotną przez Częstochowę do domu.

SPOTKANIE POWYCIECZKOWE

W październiku wybrani najlepsi turyści z wycieczki "Słowacja 2002" zorganizowali spotkanie powycieczkowe w Kicinie. Jak przystało na dobrych gospodarzy, każdy nowy uczestnik albo osoba towarzysząca zostali poczęstowani przebojem tegorocznej wycieczki, kieliszkiem nalewki "Ciucioreckovy sen" (receptura Top secret) oraz zakąską - dwa rodzaje śledzików. Po takiej rozgrzewce poszliśmy na spacer ścieżką dydaktyczną oraz na zdobywanie "Dziewiczej Góry". Na koniec obiad, kawa oraz oglądanie zdjęć ze Słowacji.

RAJD 11-LISTOPADOWY

Od paru lat staramy się, aby dzień 11 listopada nie był tylko kolejnym świętem i dniem wolnym od pracy. W tym roku Ela i Wojtek Ratajczakowie zorganizowali kolejny raz wyjazd w plener. Tym razem był to rajd pieszy po Puszczy Noteckiej. Pełen autokar oraz kilka samochodów prywatnych świadczą o chęci spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu i chęci poznania okolic naszego regionu. Spacer obejmował okolice Stobnicy. W lesie Kobylnickim złożyliśmy kwiaty i zapaliliśmy znicze na grobach poległych w walkach o niepodległość. Byliśmy świadkami małej inscenizacji przygotowanej przez młodzież szkolną ku pamięci pomordowanych i pochowanych w zbiorowych mogiłach. Na zakończenie byliśmy gośćmi na zamku Raczyńskich w Obrzycku, gdzie zjedliśmy obiad i tradycyjnego rogala Marcińskiego przy kawie i herbacie. Wieczorem wszyscy syci i zadowoleni wróciliśmy do Poznania.

Opracowały: Ewa Grobelska i Iwona Pujanek

Mniej
Rok 2003
Więcej

KARNAWAŁ'2003. TUCZNO. REMINISCENCJE 2003 ROKU

Kończy się rok 2003. Jak zawsze pod koniec roku przychodzi czas na podsumowania i refleksje. Na zakończenie karnawału 1 marca bawiliśmy się wspaniale w Tucznie pod hasłem "Lata 20-te lata 30-te". Jak uczestnicy byli poubierani, można obejrzeć poniżej. Mieliśmy w planach zorganizowanie wycieczki do Włoch w tzw. "długi weekend" 26.04-4.05, ale z braku chętnych i kompletu w autokarze wycieczka nie doszła do skutku. Wiosna obfitowała w wyjścia plenerowe jednodniowe. I tak: 29 marca K. Balińska poprowadziła grupę na trasę Dąbrówka-Leśniczówka - Palędzie-Dąbrówka, 6 kwietnia trasa w okolice Starego Dymaczewa, tradycyjna Śnieżyca 13 kwietnia, 27 kwietnia Lisewo-Łysa Góra i Wał Żerkowski (przygotowana przez Krystynę B., Irenę P., Barbarę H.), 11 maja trasa w okolice Dolska (przygotowana przez Irenę P., Anię W.)

Karnawał w Tucznie

TATRY SŁOWACKIE

Od 29 sierpnia do 7 września wędrowaliśmy po Tatrach Słowacji, zakwaterowanie w Starej Leśnej. Jak zwykle Stefan Chojnacki perfekcyjnie opracował trasy. Były trasy dla "wyrypiarzy", dla tych o mniejszej kondycji i zupełnie spacerowe. Niestety kaprysy aury i załamanie pogody pokrzyżowały nasze plany. Nie mogliśmy wejść na Rysy, ponieważ powyżej 1500 m n.p.m. leżał już śnieg i ogłoszono zamknięcie wielu szlaków ze względów bezpieczeństwa. Na kilku trasach przemokliśmy do przysłowiowej "suchej nitki", ale na szczęście nikt się nie pochorował, nie licząc kilku lekko zakatarzonych nosów. Najmilej wspominamy wypad do Aqua Parku pod Liptovskim Mikulasem. Dwa miesiące temu oddany ośrodek z sześcioma basenami z wodą o różnej ciepłocie, sześć rur do zjeżdżania, różnego kształtu rury, z których lała się woda i można było sobie zafundować wspaniałe masaże na bolące części ciała. Poza tym bufet, różnego rodzaju trampoliny i inne urządzenia do zabaw w wodzie dostępne dla wszystkich przez cały dzień od momentu przekroczenia wejścia do szatni. Jak zwykle wszyscy oczekiwali ostatniego dnia. I tym razem nie zawiedliśmy naszej grupy, konkursy tak były zorganizowane, żeby wszyscy uczestniczyli w zabawie. I jak to zwykle bywa ostatni mają misje do wypełnienia. Tym razem ostatnich czterech: Irena Przybylska, Urszula Błaszczak, Grzegorz Baer i Wojciech Zboroń zostali najlepszymi turystami i mieli niewątpliwie zaszczyt przygotować spotkanie powycieczkowe, które odbyło się 12 października w Skrzynkach koło Buku.

SPOTKANIE POWYCIECZKOWE

Tym razem pogoda dopisała i mieliśmy przepiękny spacer po okolicznym lesie. Obiad zjedliśmy w Dworku w Skrzynkach. Po obiedzie był czas na oglądanie zdjęć ze Słowacji i obejrzenie filmu, który został nakręcony przez ekipę TV Poznań w tym samym czasie, gdy nasza grupa maszerowała po górach. Nawiasem mówiąc widywaliśmy tę ekipę na naszej drodze wędrowania. Hitem wyjazdu na Słowację okazała się piosenka pt. "Krasnoludki" do tekstu Włodka Parnasowa i melodii nieznanego autora. Powstał utworzony w ostatniej chwili chórek, który po upodobnieniu się choć trochę do krasnoludków, odśpiewał 13-ście zwrotek, przezabawnej piosenki, która okazała się zarazem kroniką tegorocznego wyjazdu.

27 września byliśmy na jednodniowym spacerze w Żabnie i Krajkowie. Organizatorami byli Hania i Stefan Anderszowie, którzy w czerwcu tego roku wzięli ślub. Był spacer, ognisko i pieczenie kiełbasek.

RAJD LISTOPADOWY

Ostatnim rajdem w tym roku był wyjazd z okazji Święta Niepodległości. Jak zwykle Ela i Wojtek Ratajczakowie spisali się na piątkę.Cała grupa pojechała autokarem najpierw do Jaracza, gdzie obejrzeliśmy eksponaty i wysłuchaliśmy historii młynarstwa. Zwiedziliśmy zabytkowy kościółek w Parkowie, w którym Jurek Kilanowski przeprowadził krótki seans medytacyjny (kościół ten posiada miejsca, w których gromadzi się dodatnia energia). Potem poszliśmy na spacer, gdzie na polanie leśnej zapaliliśmy znicze na grobach tych, którzy zginęli walcząc o wolną Polskę. Obiad zjedliśmy w domu Misjonarzy Świętej Rodziny w Bąblinie. Po posiłku zostaliśmy zaproszeni na spotkanie z Rektorem Misji, który opowiedział nam o działalności statutowej, o pracy misjonarzy poza granicami kraju, o działalności gospodarczej (bo taka ma miejsce - turnusy oczyszczające organizm połączone z medytacją i modlitwą) i o wielu ciekawych sprawach związanych z tym zgromadzeniem. O 17-tej odbyła się w Kaplicy Misjonarzy Msza Św. I tak napełnieni wiarą, nadzieją i miłością wracaliśmy do domu 16 listopada 2003 roku.

Opracowała Ewa Grobelska

Mniej
Rok 2004
Więcej

40 LAT PTTK-U W POLITECHNICE POZNAŃSKIEJ

W tym roku obchodziliśmy 40-lecie powstania naszego Koła, które uczciliśmy wyjazdem do Starego Tomyśla w dniach 15-16 maja, połączone ze spacerami w okolice Kużnicy Zbąskiej, zwiedzaniem Muzeum Wikliniarstwa i spacerem w okolicy Bukowca. Na nasz jubileusz zaprosiliśmy przewodniczącą Oddziału Międzyuczelnianego koleżankę Elżbietę Hurnik, która wręczyła zasłużonym członkom naszego Koła Złote i Srebrne Honorowe Odznaki PTTK oraz Dyplomy. Nagrodzeni zostali:

  • Zbigniew Tomaszewski - Złota Honorowa Odznaka PTTK
  • Ryszard Grajdek - Złota Honorowa Odznaka PTTK
  • Krystyna Balińska - Srebrna Honorowa Odznaka PTTK
  • Andrzej Lik - Srebrna Honorowa Odznaka PTTK.

Dyplomy uznania Zarządu Głównego PTTK otrzymały:

  • Iwona Pujanek
  • Elżbieta Szymkowiak
  • Ewa Grobelska.

Zarząd naszego Koła wręczył dyplomy i przyznał tytuły Honorowych Weteranów Turystyki

  • Alkowi Szaflarskiemu
  • Ewie i Stefanowi Krajewskim
  • Krystynie Balińskiej.

Na spotkaniu zostały wygłoszone dwa referaty okolicznościowe przez Grażynę Dopierałę oraz Henryka Ledę.

1. Czymu musiołym tyn referat napisać.

Gdzieś kole sylwestra spikli my sie zez Grajdkiym Rychym na zebraniu na Piotrowie. W przerwie w wuce Grajdek muł rynce a jo za drzwiomi dali. Tey, mówi Rychu, wisz że petetek u nos mo czterdzieści lot. No a o co sie rozchodzi pytom. Może byś co napisoł mówi Rychu. Krótko czy dugo i na kiedy mówie. Krótko i na maja mówi Rychu. Jak tak to czymu nie. Co tam, bez taki kowoł czasu to zapomnom i bydzie spokój. Ale gdzieś za miesiąc dzwoni Grobelsko Ewa i mówi tey jade na zebranie na Wilde to dó cie wtepne. Ani mrumru o co się rozchodzi. Wiysz mówi mówiół mi Grajdek, że kóniecznie chcesz napisać jakiś referat na maja, to napisz. Mi ani sie śnióło o czymś takim,ale jak rzym powiedzioł to napisze. Tyle czasu to na pewno zapomnom. Ale za jakie dwa tygodnie dzwoni Ewa i sie pyto jak mi sie pisze i czy nie potrzebuje jakiś materiałów to mom sobie wef Internecie znalyść, Ale żadnych papiórów nie podpisywołym to jakoś się wywine. Powiym że mom zaoczne i że nie moge jechać 15 maja. I znowu telefón jak mi idzie. Tak gdzieś tydzin przed 15 Ewa dzwóni tey żeś jeszczy nie zapłacił za wyjazd. No sobie myśle wezme jakom fuche i sobie odbije strate i autobus byndzie miół jedno wolne miejsce. Za dwa dni znowu telefon, że sie rozchodzi o ubezpieczynie i mom podać dane omnie i jak było na imie mamie i tacie. To już sie kapłym że sie nie wywine i na gwołt trzeba tyn referat pisać.

2. Gdzie my nie jechali

Wszyndzie tam my jechali gdzie my nie byli ale tyż czasami my jechali gdzie my już byli i sie podobało ale nie wszystko my widzieli. Ale tak na fest tam gdzie pojedymy znali ino najważniejsze persony wef naszym peteteku. Ci zaś ciągli tam skond przywyndrowoła jeich familio do Poznania przed wojnom albo tyż po wojnie. Czasami jechali tam gdzie szwagier był w wojsku i mu sie podobało albo tyż godali w radio albo wef telewizorze że tam jest ładnie. Dużo tyż wybrali terenów gdzie jechać ci co gównie czytali książki o turystyce i jak wyczytali że tam som ładne drzewnione kościółki, stare klasztory albo jakie stare gruzy zes zamków to zaroz robili plany i tam my jechali. W ogóle to jazdy były dobrze wybrane bez dancingów, holidajów i innych haj fajfów. Ale tyż czasami jak nasi zbieroli sie na zbiorke wef autobusie to nie było pewne czy czasomi taki np. Grajdek Ryszard nie miół jakieś plany że po cichu wymsknie sie na jakiś dancing bo zawdy boł w krawatce i skórżonych sandałach i był zawsze elegancko ogolóny, połny elegant. Pewne było żeby spanie zamówić zawczasu i mniej wiycyj po jednym spaniu na każdygo co pojechał. Ale tyż były jazdy co sie prezesi zes miejscowymi nie dogodali i sie szarpali o pare złotych na jednym spaniu. W ogóle jednak to zawsze tam gdzie my przyjechali to wiedzieli że przyjechali ci oszczyndni zes Poznania. Już dawno tymu przed jednom jazdom wef Jure do jednyj wioski Ci ważni powiedzieli żybym osobiście pojechoł załatwić spanie bo tak byndzie pewnij i nic się rypnie i czy na pewno jezd dosyć miejsc do spanio. Kolejom, pekaesym i dali okazjom bez cołkom noc i pół dnia jechaołym do tyj wioski. Gażdzina od razu mówi adyć panie wszyscy sie zmieszczom, wziena zaliczke a jo przez Kraków do Poznania. Cheba niebo mioło mnie wef opiece że jak nasi pojechali na tom Jure mnie akurat wysłoli na delegaje do NRD. Równo przypadło po dwie, dwóch albo tyż po dwoje na jedno wyrko. Ino bez grzeczność nie mówili póżni co mówili wtedy o tym co tak ładnie to spanie urzundziuł. Gażdzina nie rozumioła oco sie im rozchodzi. U niej spali po cztyrech ojciec i matka a w nogach dwa dziecioki.

3. Jak my sie zapisywali

Najsamprzód wisiały ładne, rycznie malowane plakaty w ostryj żółci i zielyni coby sie kolory ze sobom żarły i przyciongały publike. I tyż publika ciągła na te wyjazdy bo niejedyn chciał sobie popić bo myśleli że jezd tak jak na innych autobusach. Jeno troche ich było i sobie prezesi i kierownictwo z niemi poradziło w szybkich abcugach. Gorzyj było z jednym takim małym od autobusu i żeby dali mogli jechać Baer Jerzy albo inny deżurny musieli z być na noc bo inaczej rano był bejt od piwka i herbaty jak się tumaczył przed kierownikiym. Już póżnij jak na plakaty nie było piniendzy i szkoda czasu szło bez imejla do znajomych a nawet jak kto inny przyszed sie zapisać od samygo rana to już był na rezerwie. Ale nie żeby kto inny nie móg się zapisać. Wef jednym roku wiara od matemy i jeometry sie zapisali na hura i zrobili sobie swoje trasy a reszta sie mogła przyłączyć albo nie. Ale już póżni ich nasi zasztopowali a óni sami sobie pojechali tam gdzie chcieli. Potym już było normalnie że ci co mieli jechać to jechali a ci co nie mieli jechać to ich wina bo sie zapóżno chcieli pozapisywać.

4. Jak my już wyjyżdżali

Czynsto rano albo tyż wef piontek po południu, żeby nie być stratny na jedyn dziyn urlopu. Ciągle na Wildzie na podwórzu chocioż tak tam mało kto mieszko ale tam stojoł nasz autobus to tak miół bliżej. Tyż jak autobus beł zes mlyczorni to i tak musiał przyjechać na Wilde. Weżmy rychło rano zes cołkiego Poznania ciągła wiara zes tobołkami, zes walizkami a nawet na kółkach. Jedyn gość co go jego kobieta podtrzymywoła mówi do niej, tej Hela ino patrz, że tyż takim sie chce tak rychło rano szwyndać po mieście, pewnie ruskie jadom na handel na Bema. A Hela mówi do niego a dej im spokój pewnie roznoszom mlyko po dumach. A czasym już rychło rano gorąc był taki, że sie lasy fajczyły kole Wronek i Miałów i tyż kole Raciborza. Inni mieli lepi bo ich podwozili własnymi autami młodsi i na odjazd mówili jedż tata i mama wypocznijcie sobie a my już sie wolnom chatom dobrze zajmiymy. Jeszczy inni podjechali taksówkami ale nie żeby stanyli na ulicy, kozali se podjechać pod bagażnik autobusu żeby się nie spocić przy noszeniu bagażu zes taksówki do autobusu. Ale jakby nie planować, jakby nie kombinować że wyjazd jezd godzine przed wyjazdem to i tak Cieślak Janusz sie musioł spóźnić aż roz kierownik nie wytrzymoł i Janusz dymoł taksówkom i doszedł do ogółu przed Wrześniom. Ogólnie przychodzili na czas bo każdy chcioł siedzieć zes przodu gdzie mniej trzynsło. Inni znowu kombinowali zes któryj strony usionśc zes powodu na widoki albo słońce. Albo tyż patrzyli czy nie trafi sie jaki niemowa co tylko czyto albo śpi. Już wef autobusie szef albo szefowo czytali liste i zawsze ładnie po imiyniu Jurek, Rysiu, Stefek, Renatka, a nawet Heniu a nie Jerzy,,, co znaczyło ze grupa jest wef komitywie . Potym dawali plany nalepki i jedymy.

5. Jak my już przyjecholi

Roz sie jechoło bez przystanku a innym razom sie jechoło zes przystonkomi wtedy jak kierownik wyczytoł że jezd jaki pałac, kamin pamiontkowy, jakie duże drzewo albo tyż jakie pole gdzie dawni wef wojne nasi sie bili z obcymi. Jednakowoż jak stajało napisane, że jezd pałac do zwiedzonio wef tym a tym dniu to nie musioło tak być de fakto. Albo pałoc akurat beł zamknienty albo pole zaorali. Nojpewni beła jako kupa gruzów po jakim zamku jak jom jeszczy nie wywieżli bez miejscowych. Na jednyi trasie co my stanyli kierownik i prezes bez godzine szukolo trzech cisów co miały tam być i kryncili się kole każdych trzych drzywek bo nikt nie wiedzioł naprowde jak taki cis wyglądo. Ale jednakowoż pożni my dojecholi i dopiero zaczon sie cyrk jak dopasować klucze, pokoje i spanie tak żeby wszysko grało, każdyn beł zadowolony i nie brynczeli za dużo. Ale i tak godali potym po kontach że ci majom lepsze spanie a my akurat momy gorsze spanie. Wef niektórych dómach się nawet zamienioli na pokoje żeby mieć lepi. Jak sie już rozpakowoli to sami swoi sie pochowali po pokojach a już mniyj swoi łazili w te i wefte i nie wiedzieli co dali robić. Jak beło piwo albo jaki bufet to niektórzy schodzili ale normalne jak już sie zeszło cztyrech to grali wef brydża i tak z nich nic nie beło. Wef telewizor tyż sie nikt nie gapioł nawet jak grali mecz wef piółe. Jak by kto myśloł, ze najlepi jezd jak spanie jezd w jednyj zbiorówie to ni mo racji. Wtedy tyż jedni godali że mieli przeciąg bo mieli spanie przy oknoch albo za blisko drzwiów i jak wef nocy szli do wuce to ich budzili. Tyż wef takiy zbiorówie nie szło wytrzymać bez chrapanie, Jak już cołkiem nie szło spać bez to chrapanie to brali namiot i tego istnygo kładli wef namiocie obok wef ogrodzie albo na podwórku. Ciynszko tyż beło jak wef sali co jom poprzedzieloli kocami jednymu przypadła głowa kole nóg tego co mu zamkli wode wef umywali po kolacji a wef pośpiechu wef dumu nie zdonżuł. Ogólnie to mieli takie widzi misie że każdyn jedyn chcioł osobny pokój zes umywalkom i nawet zes ustympom. Ale ci to mogli sobie jechać zes Orbisom albo zes innom Gromadom. U nos musioło być tanie spanie itego pilnowało kierownictwo najbardziyj. A jak sie wadzili zes Mrazlikami o zniszke to i tak beli górom. A Mrazlików nie beło tak żle bo ustympy co piyrw mieli na podwórku przenieśli do umywalni. Jak sie rano cołko sztyrdziestka zeszła na mycie i te inne rzeczy to para zes mycio, różne kolońskie i perfumy i cug zes ustympów bez okna robiuła takom zoyche, że wef Kaczorach dopiyro by widziyli co to jezd charakterystyczno i specyficzno woń. Ale, że tanie to nie cołkiem żle. Wef takich Jesenikach codziynnie rano o piontyj jechały Tatry do roboty i autobusy do miasta to bez to przynojmni nikt nie zaspoł rano na zbiórke. Najgorzyj beło jak były dwa standarty miyszkaniowe. Rzadko to beło ale sie trafiuło wef Suwalskiem.wef Burdeniszkach. Tam sie trafiuły tońsze dumki drzewnione i jedyn dom lux zes psami na podwórku. Kierownik wcisnął te luxy paru naszym niby jak leci. Byli miyndzy nimi Joniak Alla, Joniak Stefan, Leda Hendryk jeszczy troche innych naszych.Jak sie przyszło zes garnuszkami na herbate do tych wef tych drzewnionych dumkach to ci sie letko śmioli pod klukomi. I dopiero na drugi rok wef czechach jak się nasze dziewuchy popiuły pilznerami to im sie wymskło że tyn lux wef Burdeniszkoch nazywali tak jakoś generalny, genetyczny o! geriatyczny. I tyż po roku my sie kapli czymu jak ci zes drzewnionych dumków sie przesmiewoli jak sie muwioło Burdeliszki zamiost Burdeniszki. A po prowdzie to nie beł żadyn lux i nowet nie do dupy. Enżynier co tyn lux budowoł cheba beł na laku, pokoje porobiół po 50 metrów a wychodek 1 metr kwadrot i 1,50 na wysokość bez okiyn. Ci zes dumków przychodzili i na próbe wchodzili do tych wychodków żeby wiedzieć jak to jezd wef takim gabarycie.

6. Jak my wyndrowali bez góry i doliny

A jak, normalnie albo wef góre i potym na dół albo ciongle po płaskim. Po płaskim to jakoś szło bo autobusy podjyżdżali do tego płaskiygo i sie nie szło po nic. Najgorzyj beło wef tych górach wef czeskich Tatrach. Autobusym to my gnali po 500 km a jak my już dojechali to zamkli te kóńcowe 14 km przed górami i musioło sie na piechote jakby nie mogli nos puścić bo szose tam zrobili eleganckom i swoich od liczynio kozów, jeleniów i niedzwiedziów to puszczali. No ale niech im tam bydzie. Ci co nie lubieli wef górach iść po płaskim poszli inaczej, od razy szli na Krywań co akurot beł bliżyj i od razu sie szło pod góre. Ale nie, żeby nigdy autobusy nie podjyżdżali bliżyj. Jak roz na płaskiym jak kierowoł Wojtek Balbierz wjechali autobusym do przodu ciasno między płotami ze 3 km i na kóńcu nie mogli nawrócić to i spowrotym musioł sie ciągle cofać do tyłu. Jak już sie cofnoł całkiem do tyłu to sie jedyn zes naszych kapnoł że ni mo portfela zez piniyndzmi co mu ślubno doła na droge, zes kartom tramwajowom i całymi papiurami. To sobie przypomnieli co było tam na tym kóńcu, że tyn istny se tam kucnoł i ulżył od co go naparło od kapusty na obiad i jakieś zieleniny na dodatek. Jak kucoł to mu sie tylno kieszyń ustawióła do góry nogami i portfel sie wymsknoł. No to znowu autobusym do przodu i faktycznie portfel leżoł obok i tylko się letko ytytłoł Ale i tak tyn istny beł zadowoluny. Potym już póżni Zbyszek Maćkowiak tyż lubioł naszych i podjyżdżoł tak blisko jak tylko móg. Jak my oblecieli te góry wef góre i spowrotym bez 8 godzin to Zbyszek, żeby my mieli bliżyj i się nie przemynczyli to jeszczy podjechoł te 100 metrów bez wode, bez spróchnióły mostek by my sie mniyj zmynczyli. A wszystkie nasze chłopoki od autobusów postawioli je na widoku żeby każdyn kierownik już zes daleka widzioł gdzie jest i móg trafić. Ale tyż beło tak, że jak sie zes kierownikiym nie dogodali to autobus ustawili wef takich krzokach że nasi szli dali zes 2 km i dopiyro zes tyj strony mieli autobus na widoku. Rzodko tylko nasi się zes autobysym cołkiym minyli i zes inygo miasta musieli przyjechać pekaesym bo mieli komórke. Gorzyj beło jak jeszczy nie beło komórek to jedni tacy co zabłondzili na fest przyjechali pociągiym do Poznania nad ranym i wef Politechnice patrzyli na nich i mówili e patrzcie przyjechali. Rzadko tyż maszerowali wef gromadzie razym. Wef górach to beło jasne że nikt za Tomaszewskim Zbidniewym nie nadónży Nawet beły takie plany żeby Go docionżyć i dać mu do rukzaka po 20 cegieł bo podobno jak mu roz po cichu wciśli 10 to nawet sie nie kapnoł co i jak. Na samym kóńcu szli ci szli wolniyj bo mówili e co tam bydziymy gnać do przodu. Tu sie rozchodzi gównie o widoki a nie o wyścigi na czas. Po tym jak sie kierownicy kapli że jedni lubią widoki a nie wyścigi to dawali inne trasy na widoki a inne na wyścigi. Ale i po płaskim tyż sie rzadko szło wef gromadzie. Osobno szli ci co mówili e tam kierownik i tak zabłońdzi i tak najlepi sie spytać miejscowych jak iść do isntnyj wioski. Osobo szli tyż ci co mieli się ku sobie i dla niepoznaki szli jedyn wef tyle a drugi zes przodu. Osobno tyż szli ci co siedzieli razym wef autobusie i mieli dosyć bo sie już nagadali bez droge. Jak już kierownik cołkiym zbłondziól i stanoł i myśloł jak dali iść to sie schodzili bliżyj ci zes tyłu i pytoli co znowu kierownik zbłondziuł. No to kierownik wysłoł jednygo i mówi leć ino na te górke i zobocz czy na tyj sośnie ni ma jakiygo znaku. Ale nie, żeby kierownik ciongle szukoł znaków bo czasami na krzyżówkach miejscowi poprzestowioli i do istnyj wioski stojoły akurot odwrotnie i nawet taki Łęcki Włodzimierz by sie nie kapnoł co i jak. Wiyncyj wef gromadzie szli jak beło ładnie i ciepło. Jak szły zes przodu Lubawy Renata, Zboroń Danka i Biłos Małgorzata wef specjalnych papciach do turystyki i wef eleganckich szkarpytkach i wef spodynkach akurat na tyn goronc to w ogóle beło na co popatrzyć. Nie, żeby się, rozchodziuło o to i owo. Sie rozchodziuło gównie o te ładne szkarpytki i spodynki. Gupio godać ale tyż beły nygusy co rano przyszli do kierownika że dzisiej bierom wolne i sobie odpocznom. Łazioł potym taki wef koło autobusu, czytoł stare gazety i sie patrzył. Czasami jedni chcieli iść ale mieli wyślizgane papcie i jak szli po śniegu na Bystrom to na jedyn krok do przodu ześlizgli sie dwa do tyłu i tak doszli spowrotym do autobusu. Przedtym tyż, jak zapisywali zes plakatów to jechały zes nami panie co jechały tyż do Ciechocinka i jak przyszło do wyjścio na jakom góre to sie burzyły że ni ma wyciongów na te góre. Wef wrzyśniu na poczontku som imieniny Stefanów. Akurat tak wyszło że u nos jechali tyż dwa a potym trzy Stefany to w te imieniny puszczali bez autobus tytke zes klymami jakom bomboniere a tyż czasym beczułki zez likierom. Mogli sobie fundować bo jak beło ich wiyncyj to im wyszło tani a tyż mieli zes gowy tyn cołki cyrk zes imieninami na wieczór. Jak nasi lubieli te bomboniery to namówili Grobelskom Ewe żeby tyż sobie jakieś imieniny zrobiuła i tyż puszczała bez autobus tytki zes klymami, Tylko już nie pamientom jakie to beły imieniny bo Ewe to jezd wef wigilie. Tyn Chojnacki Stefan obok robienio imieninów to tyż kryncioł kino do telewizora na jesiyn to mioł wiynksze powożonie u publiki a specjolnie u dziewuch. To tyż napisali mu na te imieniy Na Stefana że byndonc stale wef kadrze i gotowe na filmowym planie rośnie ich szansa że sie niektóro do historii przedostanie. Innym zaś mniej chyntnym na wspominki zostanie tyn słynny moment zes filmów po schodach zes autobusu wysiodanie i wsiodanie. Dawni jak jeszczy wef peteteku nie beło cołkiem porzundnie to nawet sie nasi opóżniali na zbiorki o godzine. Najgorzyj beło za Lika Andrzeja wef Łysej Polanie. Kupe wiary sie spóźnioło i nawet poszło ostro na sprawe sondowom. Nawet taki Tomaszewski Zbigniew przyszed za póżno ale się tumaczył wef postympowoniu że mu sie zelówka od nowych papci odlepiuła i co przywionzoł sznurkiym to się on przecieroł na szutrze, musioł stanonć i na nowo wionzać co sie znaczy że winna jezd ta szutrowo trasa. Wszysko jezd wef urzyndowych papiorach co majom ważność urzyndowom i som na przechowaniu.

7. Jak nasi jedli i sie starali

Zes jadłym prezesi tyż nie mieli letko. Musieli wiedzieć, że ci zes naszych co chcom być szlank i majom na uwadze trzode chlywnom nie byndom jeść żadnygo kotleta ani innygo salcesona i mówili, że som bezmiynsni. To by jakoś szło bo jakby im dać jajek albo śledzia to by sie zamkli ale co to nie. Każdyn prezes musi wiedzieć, że bezmiynsni dzielom sie na bezrybnych i bezjaecznych. Na to już kucharze nie dawali rady i przyniosły na sale na pierwsze pyrki wef łupinach a na drugie buroki wef plasterkach. A najlepi beło jak dawali na obiad pierogi zes kaszom co tyż przy okazji wyszło tani. Po czasie trzebno powiedzieć, że ci bezmiynsni mieli racje bo trzymali wage i som do dzisiej szlank co każdym może widzieć jak się rozejrzy po tych bezmiynsnych. Dobrze tyż beło jak dawali zupy zes pomidorów, i kompoty zes dwóch teresiynek na każdygo bo mało szkodziuły na żołondek no bo kumu mogły zaszkodzić takie dwie teresinki wef słodkiyj wodzie. Zupy, kompoty i inne picie miały tyn feler, że miały wode i wef jeżdzie każdyn zes naszych chcioł żeby autobus sie zatrzymywał byle gdzie na strone. Ale co to nie, na to nie beło pozwolynia żadnygo kierownika. Co 200 km i szlus a jak już blisko Poznania to sie jechało ciongiem bez przystanku. Ale jak na obiad beła zupa zes wiśni, pierogi zes jagodami i kompot zes jabłek to jednak na siłe nasi zatrzymali autobus byle gdzie ale tak że blisko szosy teren szed wef dół a na brzegu beł rand zes betonu, No i jak sie 20 chłopa ustawioło wef jednym rzyndzie i sobie ulzyli przy ksienżycu to widok beł jakby 20 rycerzy szło zes swoimi lancami do boju jak godojom górole wef górach do ceprów, że sie ci rycerze obudzili i idom. Ale znowu nie tak, że autobus nie stanoł nigdy na zawołanie. Jak jedyn zes drugim mioł od doktora papier, że mo obstrukcje to już lepi żeby autobus stanoł. Niektoren to naumyśnie próbowoł zatrzymywać autobus żeby go potym nie wybrali na najlepszygo turyste. Jedyn nawet to sie naumyśnie spażniał na zbiórki tyż żeby go póżni nie wybrali na najlypszygo. Inni tyż kombinowali jak nie być wybranym na najlepszygo. Szli wef tyle i brynczyli a jeżeli sie rozchodzi o jedzynie to tyż brynczeli że kwaśne, że mało słodkie albo mało słune bo tyż myśleli ze to im pomoże. Naprowde to beło tak że jak kto nie beł dawno, albo nie beł w ogóle to i tak wybrali bo którenś musioł te robote na jesin zrobić to niech sie chocioż cieszy że jezd najlepszy albo tyż najlepszo. Nie ula to naprowde bardzo dobry turysta to beł Sowinski Marek. Ciengiem szed zes otwartom książkom o turystyce i wszystko co tam beło napisane musioł wiedzieć lepi. Jak stojało jakie stare pamiątkowe drzewo albo jaki stary domb to brali zes chłopokomi calówke i mierzyli ile to drzewo mo wef koło. Jak to jezd mówi Marek, że jezd 3m56 w koło a wef książce stoi napisane że jezd 3m50. Albo tyż jako kupa kamiyni miała mieć wef góre metr osiymdziesiont a de faktom to ino metr siedymdzisiont i tak ciągle chcioł widzieć jak to jezd aż wiedzioł swoje. I ładnie mówił jak pływali na kajakach A drugi taki dobry to beł na wyjazdach Szaflarski Aleks. Tegu znowu ciągło do spolonych chałup wef Bieszczadach gdzie stojoł tylko kumin. Koniecznie musioł wiedzieć gdzie beł ganek, ile beło okiyn i w ogóle ile tam beło chałup bo mu stale nie pasowało do ksionżek. Wef takiyj gromadzie to sie trafioły papcie co obcieroły i żeby tyn istny móg iśc dali to musieli mu posmarować te bumble. Staderska Elżbieta i Lubawy Renata robioły to tak elegancko tyn istny móg iść dali. Tak sie to podobało że nawet pisali o tym wef wierszach pózni na jesieni. Jednym sie to podobało innym mniyj tak, że już póżni wierszów nie pisołym. Jak mnie na Owsianyj za chłopoka przezywali chinski uczuny Kuo mo żo to jeszczy szło ale jak mnie nasi na ulicy przezywoli poeta to już nie zwytrzymołym i beł szlus zes poezjom.

8. Co nasi chcieli jak sie już kończyło

Jak beły ładne widoki to nasi sobie obiecywoli, że trzebno tu przyjechać na urlop. Brali adresy, telefony i kombinowali czy sie opłaci daleko jechać. Jedni to nawet zapisywali sie na Sylwestra wef Jesenikach ale pewnie na ula. Ale nie, żeby wszyscy to robili na ula, nie. Taki Kilanowski Jerzy jak sie umówiuł zes rybokiym kole Suwałk to pojechoł. Wsadzioł ślubnom na shelke i pojechali. Potym póżni sie chwolył, ze było ładnie, ze sie kalkulowoło bo sobie ryb nałapali wypatroszyli i upiekli to ich to mniyj kosztowoło. Już widze jakby to wyglondało tego lata. Na siodle Dawidson –Harleya zes dospowonom ramom na wzmocniynie siedzi Kilanowski Jerzy wef hełmie zes goglami, zes przodu wystaje broda, obleczony wef westke a na ryncach mo wypisone na niebiesko jadymy po sukces. Powoli trzebno kóńczyć bo jak mi sie wef poniedziołek zes studentomi na Politechnice wymsknie no to byndziymy to którenś pomyśli po cichu ale zes landu przyjechoł na tom Politechnike. Mówi się będziemy. Tak tyż myśleli downi. Hrabia śpi po dancingu wef Bazarze wef Poznaniu rychło rano i słyszy za oknym jak tyn co sprzedowoł wyngle krzyczy wągle, wągle to hrabia woło do niego ę, ę. Na to tyn na dole hę., hę. Ę,ę mówi hrabia. Pocałuj mnie wef dupę mówi tyn zes dołu. To jezd troche historii Politechniki bo mówił to wef roku 1956 przezacny profesor Smocze Jajo. Tyle o Politechnice bo ona tyż należy do tego peteteku i coś o nij powinno być.

9. Co beło jeszczy pożni jak my już troche byli wef dumu.

To już nasi mieli wolne ino ci nalepsi zaczynali szukać jakieguś dumu wef jakiey wiosce żeby zrobić zjazd na jesiyni. Najważniejsze beło żeby beło tanio, blisko i wef ładnyi okolicy. Kiedyś to tam jechali autobusami ale wychodzioło za drogo i póżni to już jechali swoimi autami bo już sie żyło dostatnio. Jak któren jeszcze nie żył dostatnio i nie mioł auta to nie żeby nie móg przyjechać nie, zawsze którenś zes autem go zawioz a czynsto nawet przywioz spowrotym do Poznania. Żeby beło jeszczy tani każdym musioł wzionć ze sobom placek albo jakie inne jedzynie. Herbaty to na ogół dawali na miejscu. Aha, jabłek jak beł nadurodzej to tyż przywiezli i każdymu przy bramie dawali po jednym. A najważniejsze beło, żeby wef tyj wiosce beł prond do telewizora. Bo publika ino czekoła aż Chojnacki Stefan puści kino co je kryncioł bez cołki czas jak my jechali. Nie powiym, kino beło ładne zes ładnymi widokami co je Stefan trzymoł na widoku bez 10 pore minut jedyn. De fakto nasi czekoli aż każdyn byndzie wef telewizorze pokozony jak idzie, jak stoi i nawet jak leży. Najczynściyj byli pokozywani prezesi i kierownicy i niektóre nasze dziewuchy co się umióły tak kole Stefana ustawić że ciongle je zdejmowoł. Stefan się staroł jak móg i nawet jak była mgła bez widoku na metr to tyż zdejmowoł widoki i prezesów i mówiół że ważne, że chocioż co słychać. Niektórzy pokozywali obrozki bez ruchu zes ładnymi widokomi ale nasi chcieli lepi oglondać jak sie idzie a nie jak sie stoi i patrzy.

10. Jak jezd teroz

Teroz jezd lepi i jezd porzundek. Ni ma plakatów i wszystko idzie bez internet. Nawet jak którenś nie mo interneta musi sie pytać innygo co mo internet czy wef internecie ni ma jakiegoś komunikatu gdzie wef internecie jezd jaki komunikaot o naszym peteteku. Bez interneta sie już nie do wyndrować po landach i pewnie wnet byndzie komunikat wef internecie, że bez interneta nikt nie byndzie wpuszczuny do autobusa i może sobie pojechać pociongiym do wuja na wsi a nie na jazde zez politechnikom. Jak by już komuś sie nie chcioło łazić zes tom turystykom to sobie może założyć tyż internet i bez tyn internet byndzie wiedzić wiyncyj jak ci byli na jakiś trasie. Wef internecie som tyż eleganckie fotki kto beł na trasie a kto nie a jak mu co nie pasuje to sobie może bez internet nadoć zapytanie do Szefowyj czymu go tam ni ma albo jezd ale go nie widać bo mu którenś naumyśnie zasłonił jego widok. Najgorzyj byndom mieli ci co sie zapisali a potym im sie odechcioło i nie pojechali na trase. A już najgorzyj byndom mieli ci jadom ino na połowe trasy bo burzom porzundek i jezd na szkode petetku. Tym sie byndzie zarzond przyglądać dokładnie i mogom być nawet pociongniynci. Ogólnie nie powinni robić fermyntu burzyć plany co jezd ważne. Jak byndzie póżni, nie wim. Wiy tylko ścisłe kierownictwo.

Tyle zes pamiynci i do waszyj pomieści spisoł Hendryk deLeda.

40 LECIE PTTK

ŚWIADECTWO SZKOLNE DZIECKA-KOŁA

"WIELOIMIENNE" PTTKOWSKA (a, i)

- imię- -nazwisko-

URODZONE: 1964 r. w Poznaniu

MATKA: EWA

OJCIEC: ZNANY MATCE

ADRES: POLITECHNIKA POZNAŃSKA

UCZĘSZCZAŁO NA ZAJĘCIA O SPECJALNOŚCI: TURYSTYKA PIESZA; NIZINNA, WYSOKOGÓRSKA, KAJAKOWA I ŻEGLARSKA

W LATACH: 1964 - 2004

W SZKOLE WSPÓLNOTY I PRZYJAŹNI

OTRZYMAŁO OCENY Z NASTĘPUJĄCYCH PRZEDMIOTÓW:

(oceny są opisowe wg nowych wskazań ministerstwa)

ZACHOWANIE: WZOROWE

Za umiejętności bycia w grupie, empatię, uspołecznienie (jeden haruje, inni korzystają), systematyczność (co najmniej raz w roku jedna duża wyprawa i kilka mniejszych), otwartość (serdeczne przyjęcie Nizio i Romana - z innych regionów Polski, a nawet Borysa z ZSRR i Ani z USA - bez uwzględniania żelaznej kurtyny), brak antysemityzmu (mamy swojego Żyda - patrz: bal w Tucznie), za patriotyzm - szczególnie lokalny (okolice Poznania - Krysia B.) i prowincji (Ela i Wacław - nie! - Wojciech z Szamotuł), narodowy - okazjonalnie wyrażany w piosenkach (czasy socjalizmu, pieśni 1-wszo majowe np. "Zbudujemy nowy dom ...", 3-ciomajowe "Witaj majowa jutrzenko ...", przez walkę o niepodległość wyrażaną w ułańskich przyśpiewkach i antysowieckich kupletach "Niech żyje nam towarzysz Stalin, co usta słodsze ma od malin", po czczenie Świąt Niepodległości czynami - marszami w terenie (emisariusze - Ela i Wojciech). Poza nielicznymi incydentami brak agresji w czynach i języku.

JĘZYK POLSKI: CELUJĄCY

Krasomóstwo - prowadzenie imprez, twórczość poetycka od specjalności fraszka - poeta wzorzec - Zbyszek Kurzawa "co bym ja robił z kielecką dziewką z tą cienką, chudą marchewką ....", przez igraszki słowne "chodzimy po rozum do głowy i wszystko jest nam na rękę" (Luba), dalej tekściarzy godnych "Parnasu" (Włodek P.) "szaba daba da każdy chodzi jak się da ..." i Jurków N. "lepiej pójdę naprzeciwko i wypiję sobie piwko ...", po eposy powycieczkowe Staszki A. i Henia L. (świetna znajomość lokalnej gwary). Poznaliśmy siedziby literatów - Sienkiewicza w Oblęgorku i Kraszewskiego w Romanowie. Już nie wspomnę o "Dialogach Platona" (gdzie im do dialogów Jurka K. i Ryśka G.) oraz monologach Mariana Załuckiego głosem i interpretacją Stefana K.

JĘZYKI OBCE: CELUJĄCY

Umiejętności porozumiewania się w każdym języku - zwłaszcza po napojach. Dominuje angielski, ale mówiliśmy z Borysem po rosyjsku, w Beneluksie po niemiecku i francusku, w Chorwacji po serbsku - niezastąpiona Teresa P., po słowacku, po czesku "aderszpaskie stieny", dla koneserów po kaszebsku - "vidi vidi wiczka gdzieś ta bela" - w Kartuzach.

HISTORIA: CELUJĄCY

Wniesienie zmian do mitologii. Lekarz zamiast Eskulapem zwany jest Hermesikiem. Za znajomość historii Polski od grodzisk (ekspert Marek S.), przez szlak Orlich Gniazd (Ania K.), mury obronne - Paczków (Baerowie) i twierdzę Modlin (Marysia M.), po zamczyska - zamek w Gniewie i gniew w zamku Kwidzyn i Liw, gdy nie chcieli nas wpuścić. Podzielamy historyczne tendencje wielkomocarstwowe: "Żal, żal za dziewczyną za zieloną Ukrainą". Znamy dawne zwyczaje, np. "urzędnik na delegacji" to kat z Biecza (patrz quiz Ryśka z odpowiedzią Zbyszka). Odwiedzaliśmy pola bitew i wiemy, gdzie jest i co znaczy Waterloo i Austerlitz (Siwy Wierch dla Ryśka).

MATEMATYKA: CELUJĄCY

1. Za niezwykłą dokładność wg miary "złotego suwaka" Ryśka G. aż do perfekcji: wg miary fizjologicznej "mililitro-sekund" (wzorzec miary - w Beskidach ustalony i nadzorowany przez Zbyszka T.)

2. Algebra-nie tylko "dodawanie sobie", ale i mnożenie zwłaszcza składkowych pieniędzy - prawdziwy skarb to nasze skarbniczki (Irka B., Ewa D., Elunia Sz., która zawsze ma "coś na plusie");

3. Znajomość matematyki wyższej - to przede wszystkim "wysokie znajomości" z uczonymi matematykami lub informatykami. Została opanowana nowa i skuteczna metoda nauki algorytmów - podczas snu "z głowy do głowy", najlepiej w schroniskach, np. Murowańcu na jednej pryczy z nauczycielem akademickim Krysią B.

TECHNIKA PRZEDMIOT ZAWODOWY: CELUJĄCY Z MINUSEM

Bo: w Zbąszyniu nasi inżynierowie nie zdołali naprawić "Autosana". Rehabilitacja nastąpiła po latach dzięki Stefanowi K., który naprawił maszynerię zasłony obrazu Matki Bożej w Kalwarii Pacławskiej, przysparzając nam wszystkim zasług dla życia wiecznego (poprawka zaliczona): CELUJĄCY

1. Zakres wiedzy z MRiP - opanowany: doświadczalne sprawdzenie różnych środków lokomocji: kolejek linowych, krzesełkowych, gondolowych, pojazdów szynowych i pływających oraz mieszanych - płynęliśmy statkiem, jadąc po trawie na szynach, maszerowaliśmy po podkładach kolejowych z prędkością "ciuchci", uciekając przed burzą do kwatery we Fromborku.

2. Zakres wiedzy z Technologii Obróbki Skrawaniem opanowany mistrzowsko z użyciem narzędzia zwanego językiem z efektami uwidocznionymi w twórczości balladowej, aż wióry leciały (plotkują, że "czerwone ma podwiązki pod tą suknią"). Poznano też różne urządzenia techniczne: młyny, śluzy, "buty wydobywcze", najróżniejsze elektrownie trudno wymienić wszystko, ale niewątpliwie trzeba wymienić znawcę przedmiotu cierpliwego korepetytora Wacka Sz., który to humanistycznej, a może "kapuścianej" głowie próbował przybliżyć tajemną wiedzę techniczną.

FIZYKA: CELUJĄCY

Za wiedzę z TERMODYNAMIKI

A. Wykonano ćwiczenia z zakresu metod uzyskiwania tzw. wrzątku z użyciem: kocherów, kuchni gazowych, grzałek, po "hity" - czajniki elektryczne. Uzyskane wyniki to dobra kawa i herbata bez strat w ludziach (nie notowano oparzeń).

B. Wykonano ćwiczenia z metod podnoszenia i obniżania ciepłoty własnej, poczynając od zakładania na ciało wszystkiego, co w plecaku lub zdejmowania, aż do slipek (męski striptease model Zbyszek)

C. Podnoszenie temperatury otoczenia - najlepsze efekty uzyskiwano przy zastosowaniu swawolnych piosenek, pieprznych kawałów i niezastąpionego grzańca (nomen omen)

D. Rozciągliwość i ściśliwość - sprawdziany odbywały się w schronisku - max. wynik osiągnięto w Bucharzewie z nadspodziewanie dobrym efektem ubocznym w postaci emisji w 9 miesięcy później - Marysi K. (para ćwicząca: Ewa K. i Krysia B.)

E. Najwyżej oceniono pracę na temat: "zasada naczyń połączonych" - jako że uzyskano nadzwyczajne wyniki w podnoszeniu i wyrównywaniu (bez obniżania) poziomu w różnych dziedzinach turystyki, zwłaszcza zaś w programowaniu tras wypraw.

CHEMIA: CELUJĄCY

Za precyzyjne sprawdzanie i to z narażeniem życia, bo przez degustację przypadkowo zakupionych produktów fermentacji i destylacji, metodami:

1. "Już od rana tokaj piłem" - met. nie polecana,

2. "Lepiej pójdę naprzeciwko i wypiję sobie piwko" - bardzo skuteczna, a bezapelacyjnie najlepsze jest piwo schroniskowe marki "Dolej" lub "Dalej", a wybór zależny jest od stanu turysty - paść czy iść dalej.

3. Najwyżej, bo w schronisku oceniono destylat a'la Zbyszek T. (Magura Małastowska), jako że wysoce przyczynił się, a może nawet umożliwił zaliczenie sprawdzianu z fizyki z zagadnień: rozciągliwość łoża, ściśliwość osób, podnoszenie temperatury zziębniętych turystów po "przejściach". Kiperzy docenili nowość - "ciuciuredkowy sen" - halucynogenny z obrazami zdobycia nie tylko Rohaczy, ale i "Korony szczytów świata", ewentualnie ukoronowania podchodzenia zdobyczami z miłego grona turystów.

SENSORYKA

A. Zapachy - wyczuwano te najintensywniejsze - "zgliwiały ser" (wieczorową porą) i najdelikatniejsze w szerokiej gamie woni: kwiatów, wód (strumyków, bagnisk, perfum Diora, podniecającej męskiego potu, dawnej "Przemysławki" przez zapach jakże słodkiego "Brutala", po najnowszy krzyk mody "Revolution" Kevina Kleyna)

B. Smaki - bo "My musimy być silni i zdrowi choćby na skrobi" - ta degustacja wymaga szczególnej wrażliwości, by doskrobać się smaku potraw (posiada ją Jurek K.). Inni uczestnicy eksperymentów najczęściej oceniali walory smakowe takich potraw, jak: pomidorowa, schaboszczak z kapustą, a okazjonalne również właściwości ekstatyczne takich potraw, jak kiełbasa na patyku przypiekana w ognisku w doborowym towarzystwie. Miano delicji uzyskała jajecznica serwowana przez kuchmistrza Czesia Sz.

BIOCHEMIA: CELUJĄCY

Za niezwykle ważną znajomość hormonów, wręcz śpiewającą wg piosenki (Góry Świętokrzyskie 1973) "Moje hormony, moje hormony na szczęście, pobudzające i hamujące na szczęście, hormon nadnercza, hormon przysadki tarczycy, na moje szczęście, na szczęście każdej dziewicy".

BIOLOGIA: CELUJĄCY

A. Za dogłębną wiedzę o wszystkich Parkach Narodowych, pomnikach i okazach przyrody: ożywionej zdobywaną metodą tzw. "na spytki" oraz przyrody nieożywionej poznawanej metodą nieco bolesną tzw. Kolanoleptyczną lub "d...ną".

Zoologia - oceniano znajomość zwierzyny dzikiej, tu podziwiano bycie "za pan brat" z łabędziem i łabędziątkiem, "oko w oko" ze żmijkami, instynkt stadny i bycie na "per ty" z koziczkami Agnieszką, Danką, Gośką, Joasią, Anką itd.

B. Hodowla zwierząt - obserwowano i rozpoznawano kierdele owiec bystrze dostrzegając "wilki w owczej skórze" i decydowano się na wędrówkę w towarzystwie baranów (oj te rogi). Zwiedzano stadniny koni, szczególnymi względami płci pięknej cieszyły się stada ogierów, a panowie podziwiali egzotyczne stada strusi (rewiowy wystrój - pióropusze w ...). Niestety nigdzie nie próbowano ujeżdżania.

C. Botanika - zaznajomiono się z życiem i gatunkami roślin poczynając od wczesno-wiosennej śnieżycy - (ekspert Maciej S.) przez konwalie (Kasia K. 1964) na wyspie po jesienne jarzębiny, których okazy umieszczono we włosach turystek lub na kapeluszach turystów, a opis i wykorzystanie wyśpiewywano nie uzyskując odpowiedzi na pytanie: "Któremu serce dać", no bo któremu? Niewątpliwie najlepszym botanikiem jest Zbyszek T., który to na poletku doświadczalnym "Karkonosze" - umieścił napis "Tu będą rosły jagody" i rosły, a "Tam będą maliniaki" i były w dużych ilościach, co sprawdzono organoleptycznie (palce były lepkie od soku).

EKOLOGIA

Po prostu klasa czyściochów - skojarzenie dowolne, niewątpliwie nie stosowano anabolików, poza dawkami adrenaliny (dotyczy tzw. "wyścigowców") i dawkami testosteronu (w postaci "zgrabnych nóżek tuż przed nosem"), co dawało efekty wbiegania na szczyty ...

GEOGRAFIA: CELUJĄCY

Wydano wiele wybitnych przewodników: a/ w osobach; b/ w folderach

Ad. a/ To wszyscy kierownicy wycieczek (tytuł przewodnika koncesjonowanego otrzymał w Bieszczadach Rysiu G.) i szyfranci spod znaku "Enigmy" (odczytywanie zawiłości map samochodowych i szlaków turystycznych) - Jurek B., Adam B.

Ad. b/ Wydania profesjonalne, a renomę międzynarodową mają nie przewodniki "Pascala", a "Stefancha" - pyszne jak ciastko "stefanka" zwłaszcza, gdy jest podane na szczycie (dokumentacja filmowa).

Klimatologia - poznana od zapowiedzi meteo: "Nam żadna burza ni wichura łba nie urwie" i "Leje, a my będziemy już w autobusie" po doniosłe prognozy pogody "Prędzej się moje gacie przetrą niż to niebo!!!" - Marek M.

"Poznaj swój kraj" - dokładnie znany od Morza do Tatr od szczytów do jaskiń, od źródeł rzek po ich ujścia.

Zaliczano: kałuże, potoczki, strumienie - wzdłuż (doliny Prosiecka) i w poprzek tzn. w bród (Wołosaty) - a efekt przeziębienia (a nie zawiania) - nosi imię Jan i przypomina Bieszczady sprzed 30 lat.

Kraje obce nie są obce - przekraczano granice (zawsze w granicach przyzwoitości) na południe po Adriatyk, na północ po Morze Północne (z Wandą G.), na zachód (daleko nie puściły umocnienia Międzyrzeckie) i daleki wschód, aż po Karpaty i Himalaje (to osiągnięcia delegatów Koła - Zbyszka T. i Marka S.).

PLASTYKA: CELUJĄCY

Znana i podziwiana jest pełna paleta barw - od bieli śniezycowej, przez wszystkie odcienie zieleni i błękitu, koloryty jesienne po czarowny siwizny na skroniach. Ujawniły się talenty: rysunkowe (Bieszczady - 1973 teczki rysunkowe do wglądu), rzeźbiarskie (Słowacja - 1983 z plasteliny galeria Koła), zdobnicze (piękne broszki z poli ...? Hali H. w szkatułkach z biżuterią), malarskie i dekoracyjne "Wernisaż! Ach, wernisaż!" Magdaleny G.

Wybitnie uzdolnieni są fotograficy. Kto najlepszy? Rzecz gustu. Ale wymienić trzeba Marka M., Marysię K., Janusza R.

Ujawniły się talenty operatorów filmowych Marka M., Adama B., ale trzeba uhonorować tytułem "primus inter pares" Stefana Ch., który kręci tak, że "aż dech zapiera", a raczej "woda zalewa".

MUZYKA: CELUJĄCY

Za muzykalność, doskonałość współbrzmienia - jak jeden głos w wielkim chórze i wyczucie dyrygentów. Stosowano różne formy, tempa i artykulacje muzyczne od piana w przyrodzie (zachwyt bez słów - a'capella!), przez moderato szumu traw na połoninach, po forte wodospadów, wichrów i fortissimo grzmotów i "salw śmiechu".

Za kilku oktawową skalę głosów - równą Violecie Villas - sopran koloraturowy - pseudo sceniczne - "Nizio", tenor "moniuszkowski" Stefan J., "alciki" tzw. "zapiewajek" i męskie basy, barytony (takie bary co udźwigną tony); za wykonawstwo: solowe (Szanty - Marek B.), w duetach (Ela i Andrzej L. oraz Krysia i Jurek N.).

Instrumentacja muzyczna - wirtuozowska - gitara z kapodastrem (Leszek M.) lub bez, ale za to z harmonijką ustną i nożną perkusją, czyli "człowiek-orkiestra" Jurek N. Na uroczystości 30 - lecia ujawniły się talenty perkusyjne - wystarczyły pokrywki garnków i dna łodzi, by uzyskać efekt tam-tamów.

Rozpoznawane utwory muzyczne to: "odgłosy wiosny i chrapania", a wykonywane najczęściej to piosenki turystyczne, ballady dziadowskie ("Lucy izbę zamiatała i Macieja zawołała"). Kompozycja wszechczasów to piosenka dziecięca ("Przez skalisty nasz ogródek idzie sobie krasnoludek") do słów wybitnego poety Włodka. Kółko taneczne ćwiczy z kim się da (Babcia Hania Ch. z wodzem Osrane Kolano) i gdzie się da (na parkingu przed jaskinią Iwonka z Adamem D.), występ wytworny - na Górze Parkowej - tango "kochaj albo rzuć" (Grażyna z Jurkiem K.) oraz bal w Tucznie w stylu lat 20-tych jako że: "Niech żyje bal ..., szalejcie aorty" (tylko proszę bez zawału) "..., bo ŻYCIE TO BAL".

WYCHOWANIE FIZYCZNE: CELUJĄCY

Gimnastyka poranna to tzw. sucha zaprawa - kto pierwszy w łazience lub mokra - ablucje pod studnią lub w zbiornikach wodnych, koniecznie w bikini (wzór do naśladowania Krysia B. Magura Małastowska - dokumentacja fotograficzna).

Pływanie - mistrzostwa Koła w Mikulaszu Liptowskim pod hasłem: "Zupa z klopsikami" (patrz dokumentacja fotograficzna)

Wyczyn sportowy to "spływ kajakiem z nogą w gipsie" (Krystyna A.), przejście, nie, raczej przebiegnięcie połonin (Zbyszek T.). Należy jednak wyrazić uznanie chodziarzom, bo jeśli chcesz latać po górach, to lepiej usyp kupę żużla przed domem i lataj (cytat z Jurka K.)

PRZYSPOSOBIENIE OBRONNE: CELUJĄCY

Pierwsza pomoc - udzielana fachowo od podania ręki, gdy trzeba, przez noszenie bagaży (Zbyszek T. Magura) po wyrównywanie zaburzonego podejściem oddechu metodą "usta-usta". Wykazano się znajomością umocnień: od wałów przeciwpowodziowych (Żuławy), przez mury obronne Paczkowa, zamczysko Malbork, twierdzę Kłodzką, po kłódeczki i zameczki pasów cnoty.

BEZPIECZEŃSTWO I HIGIENA PRACY: CELUJĄCY

Za w pełni bezpieczne pokonywanie trudnych przejść z wykorzystywaniem łańcuchów, drabinek, mostów, mosteczków (zielony, co to się ugina), trzeba by naprawić; za "podnoszące na duchu" ciepłe słowa i pomoc medyczną - anastezjologiczną (Hania N.), niezbędną, gdy działa ortopeda (Stefan A.)

Higiena:

a/ Jelit - doświadczalnie sprawdzono możliwości korzystania z różnych typów urządzeń sanitarnych - WC od "lasek i papierek w kieszeni" (rolka w plecaku), przez typu angielskiego (Słupia - zakryte co trzeba, nogi i głowy do podglądu), po tzw. gdanisko w Kwidzynie (spłukiwanie wprost do morza - można spłynąć)

b/stóp - "moje buty świadczą o mnie" o stanie finansowym w zakresie możliwości od sandałów (prof. zw. Rysiu G.), przez trampki, pionierki, Beskidy (dawne czasy) po "łapcie wiązane łykiem - drutem" (Marek S.) i najnowszy fason "Alpinusy" (Ulka B. mgr). Korzystano też z kaloszy - na Podlasiu, gdzie dokonano hurtowego zakupu czerwonych (foto girlsy na pomoście).

Ubrania ochronne: "parasol noś i przy pogodzie", może być szeleszcząca pelerynka - rytmizuje kroki, lepsza jest kolorowa typu "pałatka" wielofunkcyjna m.in. rozjaśnia szarugę.

Strój sportowy: styl damski - krótkie spodenki a'la koziczki, styl tyrolski a'la Ewa - Prezes lub niestety pogrubiające spodnie ocieplacze, do tego polecane koszule "Wółczanki" styl a'la Ania Sz. Mężczyźni koniecznie kraciaste koszule i spodnie tyrolskie a'la Andrzej L. Mogą też być "seksowne slipki" a'la Zbyszek T. na grani, trendy w modzie wskazują na możliwość wykorzystania stringów dla uatrakcyjnienia wspinaczek. Na głowach pań i panów pojawiały się różne, zależnie od fantazji, nakrycia głowy, niektórym (Roman) wystarcza "bandana" znak samuraja (należy mieć się na baczności)

ZAJĘCIA PRAKTYCZNE: CELUJĄCY

ZALECENIA: Turysta o nic nie prosi, sam wszystko nosi!!!

Zaliczono praktyki:

a/ grupowe: rozbijanie i ustawianie namiotów (kwatermistrz Marek B.), ubijanie bagaży (Adam B.)

b/ solowe: gotowanie posiłków w różnych warunkach pogodowych i na różnych źródłach ciepła (mistrzostwo w rozniecaniu ognia osiągnął Czesiu Sz.) z wykorzystaniem czego się tylko da i gdzie się da, np. plaża, kawałek wolnego miejsca na krótkim postoju.

c/ logistyka - bezbłędna w wykonaniu zapobiegliwych pań - Eluni, Iwonki i Ewuni.

PRZYSPOSOBIENIE DO ŻYCIA W RODZINIE: CELUJĄCY

Wg. następujących kryteriów:

1. dobór naturalny - w normie płeć reprezentowana pół na pół (jeżeli płci żeńskiej więcej to dla zasady "drew nie wozi się do lasu")

2. organizacja świąt - wyborna hucznie obchodzone imieniny Izy i Stefanów

3. "być kobietą" - doskonałość, na dnie plecaka super ciuch na finał

"być mężczyzną" - ideał, dużo zaliczonych szczytów w skrócie "szczytowań"

"matkować" - szykować skibki, kanapki w tzw. 'kołchozie", nosić w plecaku dla męża "sznytki" i termosik z ziółkami (Danka G.)

"ojcować" - dawać poczucie bezpieczeństwa przez zagwarantowanie odpowiednich dla wieku szlaków (Stefan Ch.)

"ojcowsko pouczać" - "Nie mogę cię spuścić z oka" (Alek Sz. na Orlej Perci w trosce o niesforną Grażkę), gdy trzeba skarcić, przywołać do porządku spóźnialskich i wybaczyć i zapomnieć

"być dzieckiem" - "Gdzieś w każdym z nas jest dziecka ślad" i bawić się jak dzieci

"tworzyć rodzinę" - otwartą, gościnną (na Jubileusz zaproszeni są goście), pociągającą przykładem - co widać - bo rodzina turystyczna powiększa się o dzieci (Zbyszek i Krzysiek T.), wnuki (Dawidek, Mikołaj i Maja D.). Wędrują trzy pokolenia Grajdków i cztery pokolenia Dopierałów, zwłaszcza na rajdach rodzinnych organizowanych przez Krysię B.

RELIGIA: CELUJĄCY

Obejmuje ciekawy zakres wiedzy od "czarów-marów" (kręgi w Obrze), przez działanie mocą (cytat z Adama: "Gdybym to ja łapał dziewczyny za kolana, to bym oberwał po pysku, a Jurkowi uchodzi i jeszcze go proszą ..."), po odbieranie promieniowania tzw. "czakramów" np. w Parkowie i z oczu co niektórych uczestniczek seansów.

Praktyki religijne - to nauka pokory ("Schylaj głowę nawet przed wychodkiem, to skorzystasz" - poucza belka w piwnicy w Słupi), pokutowania "Za jakie grzechy tu leżę?" (Łomnica, Śnieżyca, Kieżmarskie), miłość przyjaciół ("cmokanie na chrapanie"). Najważniejsza z praktyk okazywanie wdzięczności Bogu i ludziom wyrażana była w różny sposób:

1. Kontemplacja w Świątyni Przyrody:

a/ metodą buddyjską wg. reguły mnicha Jerzego

b/ metodą "matek różańcowych" (Ulka B. z Grażyną D.) na Babiej Górze (dokumentacja video) wg. reguły "Jak trwoga, to do Boga"

c/ uczestnictwo w nabożeństwach z kolorytem regionalnego folkloru: góralskiego - u Matki Bożej Królowej Tatr na Wiktorówkach (dziękowano za wyjście z opresji na Orlej Perci), łowickiego - Boże Ciało, kaszubskiego w Wejherowie.

d/ pielgrzymowano do wielu Sanktuariów Maryjnych, podziwiając wielkie zabytki sakralne, jak i małe cerkiewki, korzystając z wiedzy mnicha Zbycha. W ramach Ekumenizmu odwiedzano meczety, synagogi.

2. Jestem wdzięczna wszystkim, z którymi wędrowałam szlakami ścieżek życia, bo dzięki Nim było kolorowo i radośnie i chcę to jakoś wyrazić tą pisaniną. Stokrotne dzięki.

FILOZOFIA

Stwierdzono i na bardzo dobry oceniono znajomość imperatywu kategorycznego - filozofia K. "Pamiętaj, ze zawsze masz dwa wyjścia" oraz filozofia - turysty: "Gdy omami cię otaczające piękno i zejdziesz na złą drogę, wracaj na szlak, który niewątpliwie zaprowadzi cię tam - skądeś wyszedł" (do schroniska - domu)

KÓŁKA ZAINTERESOWAŃ - od wyboru do koloru:

1. Zbieracze:

a/ grzybów - znajdują je wszędzie, oby nie uszczuplili grona turystów (Molendowie, Błaszczakowie)

b/ bursztynów, kamyczków, kwiatuszków, wianuszków, folderów "szczytów wszystkiego"

2. "błądzących turystów" - tych co szli dobrym szlakiem, ale w złym kierunku (Irenka, Jacek, Iga, Kaziu), ale się znaleźli

3. "Tai-Czi" organizatorów, uczestników, twórców gier, quizów, hazardzistów (ruletka w Casino Monte Carol-ówka)

Koło brało udział w ekspozycjach (na graniach), wystawach (butów przed drzwiami), happeningach (susząca się brać w autobusie).

Bito rekordy: nie bijąc piany, zwłaszcza na spotkaniach, za to zjadając rekordowe ilości wyśmienitych wypieków najmilszych.

UCHWAŁĄ SENIORATU - KOŁO - UKOŃCZYŁO DŁUGI I WYCZERPUJĄCY OKRES NAUKI 1964 - 2004 ROKU I OTRZYMAŁO

PROMOCJĘ DO "0" KLASY ZABYTKÓW

UNIJNEGO I ŚWIATOWEGO DZIEDZICTWA KULTUROWEGO

Z WOLNYM WSTĘPEM NA WSZYSTKIE SZLAKI TURYSTYCZNE

Podpisano: sekretarki niezawodne

Dyrekcja Szkoły

Od informacji plakatowej po e-mail

Prezesi 40-lecia (w ich imieniu)

Renatka, Staszka, Iwonka, Marysia, Adela, Ewa! - znów Ewa (koniec to czy początek?)

Wieczność!

... Gdy o wieczności mowa to: "Dzisiaj tu jutro tam, każda radość krótko trwa, dobrze razem było nam więc..." wspomnijmy i uznajmy za Patronów naszego Koła:

1. Wojtka - "od telepatycznego porozumiewania się kierowców z błądzącymi kierownikami wypraw", bezpiecznej jazdy po drogach i serpentynach

2. Basieńkę - wzór, jak iść nieraz z trudem i dojść, a może odfrunąć w wieczność? Jest z nami w bieli chmurek, ośnieżonych szczytów, śnieżycowych jarów, czuwa podczas zawieruch

3. Zbyszka - poetę Dr. Humoris Causa naszego Koła, patrona tekściarzy, oratorów i wszelkiej pogody, zwłaszcza ducha

4. Rysia - patrona wodniaków, pomocnego we wszelkich gaszeniach pożarów uczuć i niezgody

5. Genia - ogniomistrza Kubanozo od rozniecania ognia - "wici" zwołujących turystyczną brać na wyprawę i śpiewających w blasku ognia

"BO KTO PRZYJAŹNI POZNAŁ MOC, NIE BĘDZIE TRWONIŁ SŁÓW. PRZY INNYM OGNIU W INNĄ NOC ...

Do zobaczenia znów ..."

Grażka

TATRY SŁOWACKIE'2004

Tradycyjnie pod koniec lata odbyliśmy naszą autokarową wycieczkę. Tym razem powtórzyliśmy wyjazd w Tatry Słowackie w dniach 18-29 sierpnia 2004 r. Powtórzyliśmy część tras, których nie zaliczyliśmy w ubiegłym roku z powodu złych warunków atmosferycznych. Udało się nam zdobyć RYSY (2250 m n.p.m), niektórzy po raz wtóry, a wielu po raz pierwszy. Dzięki Stefkowi Chojnackiemu, który ułożył plan tras oraz zrobił piękny przewodnik, nikt nie zabłądził ani nie zgubił szlaku. Mieszkaliśmy w Starej Leśnej w domach przemiłej Vilmy i jej siostry Gerci. Z interesujących dni należy wymienić, jak w roku ubiegłym, pobyt całodniowy w kąpielisku termalnym w Liptowskim Mikulaszu oraz zwiedzanie Sanktuarium Maryjnego w Levocy (porównane z Jasną Górą w Częstochowie). Były żywe dowody, że zakochani są wśród nas. I tradycyjnie na zakończenie część artystyczna w wykonaniu "Silnej grupy pod wezwaniem ...". Tym razem tekst ułożyła Krysia Ciesielska z Włodkiem Parnasowem.

SPOTKANIE POWYCIECZKOWE

W dniu 17 października wybrani w demokratyczny sposób w ostatni dzień pobytu w Tatrach Słowackich, najmilejsze i najmilsi turyści w osobach: Radajewicz Halina, Kalinowska Maria, Kilanowski Jerzy i Rabiega Janusz zorganizowali spotkanie powycieczkowe, spacer po Puszczy Zielonce w Okońcu w ośrodku AR. Był obiad, oglądanie zdjęć i wymiana wspomnień. Już od paru lat staramy się uczcić pamięć ludzi, którzy walczyli za wolną Polskę w ubiegłym stuleciu. Tym razem na dwa dni 11 i 12 listopada do Sierakowa zabrali nas Ela i Wojtek Ratajczakowie. Dużo wrażeń i wspomnień dostarczyło nam spotkanie z byłym żołnierzem AK panem Januszem Jaskułą, który w niekonwencjonalny sposób potrafił opowiadać historię o tamtych ciężkich latach. Podczas kolacji przy świecach w ośrodku "Słoneczna" mieliśmy sposobność raz jeszcze wysłuchać wspomnień Pana Jaskuły. Następnego dnia pan Jaskuła zabrał nas do miejsc "mocy" w lesie. Podziwialiśmy też ciekawe obiekty przyrodnicze. Odwiedziliśmy również Muzeum Opalińskich i stadninę koni w Sierakowie. Posileni powiewem historii i świeżym powietrzem w cudownych nastrojach wróciliśmy do Poznania.

Mniej
Rok 2005
Więcej

Jak co roku witaliśmy wiosnę w Starczanowie. Tym razem spotkanie wypadło na 3 kwietnia. Jak zwykle frekwencja dopisała, pogoda też.

Na wiosnę koleżanki i koledzy zorganizowali kilka ciekawych jednodniowych wycieczek po okolicach Poznania.

KARKONOSZE

Wycieczka autokarowa w tym roku powiodła nas w Karkonosze. W dniach od 24 sierpnia do 4 września przebywaliśmy w Szklarskiej Porębie, skąd robiliśmy wypady na trasy lub za granicę. Zwiedziliśmy Pragę, Drezno, zamki we Frydlandzie, zamek Czocha. Byliśmy na Chojniku i bawiliśmy się znakomicie w szałasie przy Kamieńczyku. Zwiedziliśmy muzeum Kargula i Pawlaka w Lubomierzu oraz park miniatur zabytków Dolnego Śląska. W drodze powrotnej byliśmy na przepięknym spacerze nad stawami Milickimi, rezerwatem ścisłym flory i fauny. Najmilejsi wybrani na pożegnalnym wieczorku w Szklarskiej Porębie, Błaszczyk Jurek, Balbierz Krystyna, Krajewski Stefek i Teisner Marylka zorganizowali w Szreniawie koło Poznania spotkanie powycieczkowe w dniu 16 października. Po spacerze (12 km), zwiedzeniu Muzeum Rolnictwa i oglądaniu panoramy okolic Poznania z wieży widokowej zjedliśmy obiad. Potem były wspomnienia, oglądanie zdjęć i ze śpiewem na ustach rozjechaliśmy się do domów.

RAJD LISTOPADOWY

Nadszedł dzień 11 listopada. I tym razem powędrowaliśmy śladami historii. Grześ Baer zawiózł nas do wsi Węgierskie, do kapliczki i kręgu Pamięci Ruchu Oporu i Walki Wielkopolski lat 1939-45. Kapliczka i krąg znajdują się w miejscu dawnej gajówki Janowo. W okolicy gajówki 14 września 1943 roku lotnicy brytyjscy dokonali zrzutu broni i wyposażenia dla walczącej Armii Krajowej Okręgu Wielkopolskiego. Złożyliśmy kwiaty i zapaliliśmy znicze, chwilą milczenia uczciliśmy pamięć tamtych lat. Potem poszliśmy do wsi Klony i pojechaliśmy do wsi Gułtowy, gdzie zwiedziliśmy Kościół i pospacerowaliśmy po parku, obiad zjedliśmy w Podstolicach i w godzinach popołudniowych wróciliśmy do Poznania.

Mniej
Rok 2006
Więcej

Zaczęliśmy go spotkaniem 15 stycznia nad jeziorem Kierskim na karmieniu łabędzi. Inicjatorem tego spotkania był Jurek Kilanowski. Przy mrozie około minus 15 stopni frekwencja dopisała. Każdy przyniósł ze sobą bochenek chleba, aby dokarmić zziębnięte ptaki, które zostały w kraju (łabędzie, kaczki, wróbelki).

Po krótkim spacerze zebraliśmy się w Ośrodku Exploris gdzie uraczyliśmy się ciepłą strawą i nie tylko. Posileni i rozgrzani wysłuchaliśmy sprawozdania za 2005 rok koleżanki Prezes Ewy Grobelskiej i robiliśmy plany na ten rok.

Zaplanowana na długi weekend majowy wycieczka na Ukrainę, niestety nie doszła do skutku, ze względu na małą ilość chętnych.

Zaproponowano wyjazd do Tunezji w dniach 28 kwietnia do 4 maja przy współpracy z Biurem Podróży Amico Tour.

Po długiej dyskusji ustalono, że w tym roku pojedziemy na Podlasie w okresie 25 sierpnia do 3 września. Organizatorem tras będzie Grzegorz Baer, logistyką zajmie się Ewa Grobelska i Ela Szymkowiak.

22 stycznia, temperatura w nocy minus 26 stopni, w dzień minus 20 stopni, słońce, a my wędrujemy parkiem Sołackim w kierunku Rusałki. Spacer opracowała Grażka Dopierała. Ile było osób można policzyć czytając sprawozdanie (z archiwum PTTK). Jednym słowem takiej eskapady nie pamiętam od dawna.

Mróz, słońce, iskrzący i skrzypiący śnieg pod nogami, a my jeziorem. A na koniec grzaniec i pączki. Cóż więcej chcieć od życia.

Wiosna u nas w tym roku zawitała bardzo późno. Tradycyjna śnieżyca odbyła się dopiero 4 kwietnia w Niedzielę Palmową. Mimo przedświątecznej zawieruchy, tłumy nawiedziły Śnieżycowy Jar.

TUNEZJA'2006

Zbliża się majowy weekend. Wylatujemy do Tunezji.

W Polsce jeszcze wiosna nie może się przebić przez opieszale odchodzącą zimę, a my lecimy do ciepłych krajów, wygrzać się w słońcu Afryki. Pojechała grupa 26-osobowa. Co to się działo, ludzkie oko nie widziało i ucho nie słyszało. Takiej przygody długo nie zapomnimy. Zwiedzaliśmy stare mury Kartaginy sprzed 2000 lat, Tunis, Souse. Byliśmy na dwudniowym Safari. Jeździliśmy na wielbłądach, widzieliśmy wschód słońca nad Słonym Jeziorem, jeździliśmy jeepami po pustyni (trasą Rajdu Paryż-Dakar). Spaliśmy w oazie i zwiedziliśmy dwie inne oazy. Zobaczyliśmy jak żyją ostatni ludzie z plemienia Berberów (poniżej poziomu pustyni) w wykutych w ziemi mieszkaniach. Na koniec odbyliśmy rejs statkiem pirackim po Morzu Śródziemnym.

Pełni słońca, wrażeń i wspomnień wylądowaliśmy szczęśliwie w Poznaniu.

Poniżej kilka zdjęć z naszego wyjazdu.

Galeria zdjęć

PODLASIE'2006

W dniach 25 sierpnia - 03 września nasza grupa wybrała się na wspomnianą wcześniej wycieczkę, której nadano nazwę Podlasie'2006. Ten rejon jest bardzo bogaty w historię i zabytki, myślę więc, że nie ma co pisać - to trzeba zobaczyć. Obejrzyjcie sobie, w takim razie, galerię okiem kierownika wycieczki Grzesia Baera.

GALERIA Okiem Grzesia

Mniej
Rok 2007
Więcej

Rok 2007 zaczęliśmy zebraniem sprawozdawczo-wyborczym 24 stycznia. Na tym zebraniu został wybrany nowy Zarząd Koła na kadencję 2007 - 2010. Przy cieście upieczonym przez kończący swoją kadencję dotychczasowy Zarząd zaplanowaliśmy tegoroczny wyjazd.

Natomiast turystycznie zaczęliśmy rok w marcu - spacerem do Starczanowa i wizją lokalną kwitnącej śnieżycy. Bardzo się biedaczka w tym roku śpieszyła, bo ledwo zdążyliśmy obejrzeć ją w połowie jej możliwości. Na zewnątrz pogoda była marna, ale w sercach, jak zwykle, gorąco.

RZYM

Za to w Rzymie ... Ale przeczytajmy, co na ten temat pisze jedna z uczestniczek wycieczki Rzym'2007 koleżanka M. Szturma:

W marcu 2007 roku kilka osób z naszego Koła zachęcone przez Wandę Gordon wybrało się na wycieczkę do Rzymu zorganizowaną przez Stowarzyszenie Pilotów Wycieczek w Poznaniu. Wycieczka zaczęła się od podróży autokarem do Wrocławia, a następnie samolotem udaliśmy się do Wiecznego Miasta. W pierwszym dniu, prosto z lotniska pojechaliśmy do Castel Gandolfo i nad Lago di Albano. Następnego dnia, a była to niedziela, udaliśmy się na Plac Świętego Piotra, by spotkać się z Papieżem Benedyktem XVI na modlitwie na Anioł Pański. Następnie zwiedzaliśmy dzielnicę cyganerii Zatybrze z Kościołem Santa Maria di Trastevere, a później spacerkiem udaliśmy się na Awestyn. Tam spoglądaliśmy przez ... dziurkę od klucza na Bazylikę Świętego Piotra. Przez kolejne cztery dni bardzo dokładnie zwiedzaliśmy wszystkie najważniejsze zabytki Rzymu - Kapitol i Muzea Kapitolskie, Coloseum, Palatyn, Forum Romanum, Katakumby, Termy Karakali, Bazylikę Św. Jana za Murami, Bazylikę na Lateranie, a także przepiękne Muzea Watykańskie, Kaplicę Sykstyńską i Bazylikę Św. Piotra. Oczywiście odwiedziliśmy też grób Ojca Świętego Jana Pawła II, przy którym niezmiennie gromadzą się wielkie tłumy. Nie mogło nas też zabraknąć przy Fontannie di Trevi, a wieczorem przy pięknie oświetlonych Schodach Hiszpańskich. Po mieście poruszaliśmy się komunikacją miejską, co pozwoliło nam zorientować się w topografii i ośmieliło niektórych do samodzielnego (lub w mniejszych grupach) poruszania się po mieście. Kilka osób wybrało się więc kolejką nad morze do Lido di Ostia, inne z determinacją biegały po mieście szukając "perełek" o zobaczeniu których wcześniej marzyły. Niektóre plany pokrzyżowała nietypowa dla Włoch w tym okresie pogoda - zamiast nieba w kolorze azzurro mieliśmy sporo deszczu, a nawet grad. Rzym jednak przy każdej pogodzie jest zachwycający i na pewno kiedyś jeszcze do niego wrócimy, by podziwiać go w pełnym słońcu.

Długi weekend część naszych kolegów i koleżanek spędzi w Paryżu, a po powrocie umieścimy kolejne sprawozdanie.

PARYŻ'2007

Podczas tegorocznego weekendu majowego - w terminie 28.04-05.05.2007 r., odbyła się wymarzona i zorganizowana przez naszą koleżankę, Prezes Koła PTTK kadencji 1999-2007, Ewę Grobelską wycieczka do Paryża i Disneylandu. Wśród uczestników wycieczki, której przewodniczyła Wanda Gordon, ok. połowę stanowili członkowie naszego Koła PTTK, a pozostali to osoby spoza Koła - znajomi i rodziny. W sumie 43 uczestników + 2 kierowców wyruszyło autokarem w sobotę - 28 kwietnia o godz. 7.00 z parkingu przy PP na podbój Paryża.

Pierwszy dzień (sobota) - przeznaczony był na dojazd ze zwiedzaniem i noclegiem w Kolonii. Niestety awaria autokaru na autostradzie niedaleko Magdeburga pokrzyżowała nam trochę plany. Po 5 godzinnym "odpoczynku" na łączce przy autostradzie zostaliśmy doholowani do hotelu Formuły1 w Magdeburgu.

Następnego dnia (w niedzielę) - po śniadanku kontynentalnym ruszyliśmy już nowym autokarem w dalszą trasę do Paryża. Paryż przywitał nas późnym popołudniem w strugach deszczu. Nie pozostało nam nic innego, jak po kolacji u GiGi-ego zakwaterować się w hotelu i czekać co przyniesie ranek.

Dzień trzeci (poniedziałek) - piękne słońce od rana, które towarzyszyło nam na szczęście przez całe sześć dni pobytu w stolicy Francji. Również przez cały czas pobytu mieliśmy wspaniałego przewodnika, 29-letniego Macieja z Poznania, absolwenta Wydziału Architektury PP, mieszkającego już od 8 lat w Paryżu. Tego dnia zwiedziliśmy najstarszą część miasta na nabrzeżach Sekwany - wyspę City z Katedrą Notre Dame, Pałacem Sprawiedliwości i Świętą Kaplicą. Następnie wizyta w Dzielnicy Łacińskiej (kościoły św. Juliana, św. Seweryna, Sorbona, Panteon). Po krótkim odpoczynku w Ogrodach Luksemburskich powędrowaliśmy do muzeum Luwr, przespacerowaliśmy się po przepięknych ogrodach Tuileries i podziwialiśmy panoramę miasta z punktu widokowego na Łuku Triumfalnym.

Dzień czwarty (wtorek) - po hotelowym śniadanku prawie 30 osobowa grupa wyruszyła do Disneylandu, pozostali udali się na indywidualne spacery po Paryżu. Wieczorem 12-osobowa grupka wybrała się na spektakl kabaretu Moulin Rouge, pozostali podziwiali Paryż nocą. Ok. godz. 24.00 w doskonałych humorach wróciliśmy do hotelu.

Dzień piąty (środa) - dzień muzealny, wykorzystaliśmy nasze dwudniowe karnety i zwiedziliśmy ogrody muzeum Rodina, Tum Inwalidów - miejsce pochówku Napoleona, ogrody Ludwika XIV w Wersalu, przepiękne muzeum sztuki francuskiej d'Orsay. Wieczorem wspaniała francuska kolacja z muzyką i winem w stylowych wnętrzach XVII-wiecznej kamienicy w Dzielnicy Łacińskiej. Po kolacji w szampańskich nastrojach podziwialiśmy nocną panoramę miasta z tarasu widokowego najwyższego, 56-piętrowego, budynku Paryża - Tour Montparnasse.

Dzień szósty (czwartek) - rozpoczęliśmy od wizyty na najdostojniejszym z cmentarzy Paryża Pere Lachaise z grobami znakomitości świata kultury: m. in. Fryderyka Chopina, Oscara Wilde'a, Isadory Duncan, Edith Piaf. Następnie przejazd ulicami Paryża w okolicach Opery Paryskiej, Place Vendome, Concorde, Madeleine. Wjazd na wieżę Eiffel'a i podziwianie widoków Paryża przy pięknej, słonecznej pogodzie. Po południu, prawie dwugodzinny spacer statkiem po Sekwanie. Pełni wrażeń wzrokowych udaliśmy się do świata perfum - Muzeum Perfum Fragonard, gdzie wiele z pań zrobiło trochę zakupów po preferencyjnych cenach. Pachnącym autobusem udaliśmy się do nowoczesnej dzielnicy biznesu La Defence. Późnym popołudniem rozpoczęliśmy wchodzenie po schodach na najwyższe wzniesienie Paryża z Bazyliką Sacre Coeur zakończone spacerem po Placu Malarzy na Montmartre. Zachwyceni urokliwymi uliczkami dzielnicy malarzy późnym wieczorem wróciliśmy do hotelu.

Dzień siódmy (piątek) - z żalem musieliśmy opuścić już Paryż, ale w drodze powrotnej zwiedziliśmy jeszcze przepiękną starówkę perły Alzacji - miasteczka Colmar z katedrą i domkami z pruskiego muru pochodzącymi ze średniowiecza i renesansu. Nocleg w hotelu Formuły1 w Strasburgu - siedzibie Rady Europy, Parlamentu Europejskiego oraz Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Po rozpakowaniu bagaży i obiadokolacji wyruszyliśmy, aby zwiedzić piękną katedrę, pałac Rohan oraz w urokliwej kafejce na starówce wypić pożegnalne winko.

Dzień ósmy (sobota) - po kontynentalnym śniadanku w hotelu Formuły1 niestety musieliśmy już wracać do Polski. Czas biegł nieubłaganie i wieczorem, ok. 23.00 witały nas znajome mury Politechniki Poznańskiej na Piotrowie. Z żalem wróciliśmy do Polski, ale myślę że wielu z nas jeszcze ponownie zagości w przepięknych zakątkach tego urokliwego miasta. (I. Wolniewicz-Pujanek)

Galeria zdjęć

GÓRY ŚWIĘTOKRZYSKIE'2007

Góry Świętokrzyskie i Ziemia Sandomierska zdobyte (nie po raz pierwszy zresztą). Poniżej w Galerii zdjęcia z wycieczki i wycieczkowy felieton zaufanego reportera. Nasi najmilejsi coś knują - spotkanie powycieczkowe za pasem.

Kto powrócił z ostatniej wyprawy żyw, niech poczyta

Wszyscy wrócili z wakacji, a my 24 sierpnia wyruszyliśmy autokarem z niezawodnym panem Zbyszkiem i jego GPS-em w Góry Świętokrzyskie. Nasze kierowniczki Krysia i Asia rozdały nam plan wyprawy, mapy, śpiewniki i nauczycielskim tonem, który nie znosi sprzeciwu, ale jest jednocześnie kojący, wyjaśniły co i jak. I tak bidulki wyjaśniały dzień, w dzień. Pierwszy przystanek Uniejów. Piękny zamek (XIV w.) z cudnym parkiem, a w nim biała dama. Niech sobie ta z Kórnika nie myśli, że jest jedyna! Następnie Oblęgorek i muzeum Henryka Sienkiewicza wystawa książek pisarza, pamiątki z podróży, pamiątki rodzinne, oryginalne meble, obrazy. A w parku lipy i dęby - cudnie! Potem krótki, ale niezwykle milutki spacer wąwozem w stronę Baraniej Góry. I wreszcie Bodzentyn! Tu spędzimy najbliższe dni. Ruiny zamku biskupów krakowskich, Zagroda Świętokrzyska i Kościół Parafialny. To zapamiętają niektórzy, ale niewątpliwie wszystkim Bodzentyn skojarzy się z ogromną ilością bezpańskich psów, trudnej do określenia rasy - góra owczarek, dół jamnik. Wyły, i nie tylko, całe noce. W sobotę byliśmy prawie w raju w Jaskini Raj. Jest ona niewielka (długość trasy turystycznej 180 metrów), ale ma bogatą i dobrze zachowaną szatę naciekową. Kolejnym punktem wycieczki był park etnograficzny w Tokarni, należący do Muzeum Wsi Kieleckiej. Jest to jeden z największych skansenów w Polsce - wiejska architektura drewnianej kielecczyzny. Pod XVIII-wiecznym kościołem rozsiadł się nasz kolega Jacek, w myśl zasady, że "każdy kościół musi mieć swojego dziada". Trochę zebrał. Dalej Chęciny: ruiny zamku i miasteczko. Byli tacy, którzy wracali trasą dziewiczą, a przed nimi szła tędy tylko burza! Niedziela - to dzień chodzony - trasa czerwona. Było niezwykle miło, ale niekoniecznie zgodnie z opisem. Niezgodność owa wynika z faktu obrania, nie wiadomo kiedy i nie wiadomo dlaczego, innej drogi - niech żyje nieświadomość! E tam, nie jest ważne którędy, ważne z kim, no i cel ostateczny ten sam! Poniedziałek - należało się pożegnać z pieskim miastem. Dziś Łysica, Święty Krzyż (Łysa Góra i Klasztor) i schodzimy do Nowej Słupii. Zanim wyruszyliśmy do naszej drugiej bazy noclegowej w Wólce Milanowskiej, żeńska część grupy wykonała "kolejno odlicz" - żadna nie odleciała, jedziemy. No, no, w Wólce pokoje 2-osobowe, to się rozpaskudzimy. Wtorek znowu chodzony - trasa z Daleszyc do Sędka, ok. 18 km. Phi, co to dla nas! Trasa intrygująca, chwilami oznakowana niemal na każdym drzewie, chwilami wcale. Każdy miał inną propozycję przejścia rozproszyliśmy się, zebraliśmy, znowu brakuje Marka! Szukamy, wołamy, nie ma! Nagle przed nami na wzgórzu oczom naszym ukazuje się siedzący pielgrzym, pije kawę z termosu - Marek! Doprawdy, jak on to robi?! Środa - nie pękamy, nadal trasa chodzona! Szlakiem czerwonym z Gołoszyc przez Szczytniak i Górę Jeleniowską, Paprocice i Kobylą Górę do Wólki Milanowskiej. Była taka grupa, która leżała sobie na polanie i licytowała się, kto ma bardziej brudne skarpetki - wygrałam!!! A na drugi raz nie leżeć mi w Górach Świętokrzyskich na polankach, bo żmije są!!!! Wiem, bo tak powiedziała mi spotkana w lesie "pani z siekierą"! Czwartek - opuszczamy luksusy w Wólce, jaka szkoda. Jedziemy do Krzemionek Opatowskich (kopalnia krzemienia), dalej Opatów, Planta, Dojazd, Zamek Krzyżtopór, Klimontów i Sandomierz! Bursa - dwie łazienki na całym korytarzu. Następuje natychmiastowy podział na damską (ta odnowiona) i męską (późny Gierek). Piątek - jesteśmy niezmordowani. Nadal chodzimy! Czerwony szlak z Sandomierza do Koprzywnicy. Plan był taki: Wieża Opatowska w Sandomierzu, wyjście na trasę do Bazyliki, Wąwóz Królowej Jadwigi (cudo!), Wzgórze Salve Regina i wałem nad Koprzywianką. Jak wspomniałam, to tylko plan, bo byli tacy, którzy po zejściu z wału dali się porwać panu zwanemu Paweł-geolog, do Baranowa (przepiękny, odnowiony pałac). Zapewne do dziś ów pan Paweł (POZDRAWIAMY!) nie może się nadziwić, że jego autko pomieściło 10 osób (były nawet miejsca leżące). Sobota - poszliśmy sobie do Muzeum Diecezjalnego, Bazyliki, pod Pomnik Jana Pawła II i wałem wiślanym do Rezerwatu Góry Pieprzowe. Był to jedyny dzień, gdy troszkę deszczu spadło z nieba. Pozwiedzaliśmy sobie Sandomierz, przeszliśmy podziemną trasą i wróciliśmy do bursy naszej jedynej i niepowtarzalnej, bo naszej. Ostatni wieczór upłynął pod znakiem podziękowań, życzeń i programów artystycznych. Okazało się, że nawet rapować umiemy. Szkoda, że czas pakować manatki, taka ta bursa nasza - co wieczór moda peniuarowa, swojski, acz niepowtarzalny dźwięk trzaskających zewsząd drzwi, obezwładniający brak intymności w łazienkach, "wyleżane" tapczany, szerszenie tu i ówdzie, kolejka w jadalni. To tu stanowiliśmy jedną, wielką rodzinę! Niedziela - Tak nam smutno, tak nam źle. Czas wracać do domu. A tam: pranie, prasowanie, sprzątanie, szorowanie, zakupy, wywiadówki. Czy ktoś przewidział jakieś skróty? (B. Czerkas)

Inne zdjęcia

Zdjęcia Jacka

Rap Świętokrzyski

SPOTKANIE POWYCIECZKOWE

Tegoroczne spotkanie powycieczkowe zostało podzielone na dwie części - część pierwsza zorganizowana została w Politechnice, część drugą (wycieczkę z okazji Dnia Niepodległości) poprowadził jeden z najmilejszych, Marek Sowiński. Stało się tak z powodu śmierci jednego z naszych kolegów, który należał do grona tworzących Koło od początku - Rysia Grajdka. Spotkanie rozpoczęło się Mszą Św. w podziemiach kościoła św. Rocha w kaplicy akademickiej. Bardzo mała kubatura tej kaplicy dała poczucie dużej bliskości i Msza Św. była przez to wyjątkowa - wszyscy mocno ją przeżywaliśmy. Po Mszy w Klubie Profesorskim w Budynku Wydziału Elektrycznego przy kawie, herbacie i cieście upieczonym przez nasze kochane koleżanki wspominaliśmy wycieczki, na których był z nami Rysiu. Całe spotkanie w ryzach ustalonego programu trzymał Jurek Kilanowski (ps. Kilaś), snując opowieści we właściwej jemu dowcipnej formie. Tak miło spędzony czas upłynął bardzo szybko, trzeba było w końcu się rozstać. Za nim to jednak nastąpiło, ustaliliśmy jeszcze, którego dnia w tym roku obchodzimy 11 listopada. Większością głosów przeszedł wniosek, że stanie się to w dniu 10 listopada. I tego też dnia wyjechaliśmy do Dobiegniewa, żeby poznać historię dawnego hitlerowskiego obozu jenieckiego Woldenberg, w którym przetrzymywani byli w większości polscy oficerowie. W drodze do Dobiegniewa przystanęliśmy na chwilę, żeby oddać hołd i pomodlić się nad mogiłą ofiar hitleryzmu w miejscu straceń w lasach międzychodzkich. Dzięki temu, że dopisywała pogoda (choć zapowiadano śnieg i gradobicie) mogliśmy również przemierzyć, jak na wytrawnych turystów przystało, około 10 km pieszo. Nasz szacowny organizator - Marek S. przygotował nam na trasie kilka atrakcji: wchodziliśmy po kolei na drewnianą ambonę - punkt widokowy na iezioro Osiek i jego malownicze okolice, brodziliśmy po leżących na ścieżce liściach (atrakcja dla tych, którzy mieszkają w mieście), staliśmy w osłupieniu, patrząc na resztki mostu, przez który wiódł nasz szlak. Wycieczkę zakończyliśmy obiadem i konsumpcją wspaniałych marcińskich rogali w Gospodarstwie Agroturystycznym o literacko brzmiącej nazwie "Wilcze Doły" w Zielątkowie koło Drezdenka. Jak zwykle w tym towarzystwie miło było na koniec pośpiewać pieśni patriotyczne i żołnierskie. Rozstaliśmy się do następnego spotkania w styczniu.

Zdjęcia z wycieczki

Mniej
Rok 2008
Więcej

Rok 2008 rozpoczęliśmy 08 lutego naszym corocznym zebraniem. Wspólnie i w podgrupach, finansowo i turystycznie podsumowaliśmy z entuzjazmem poprzedni rok. Zaplanowaliśmy z grubsza rok bieżący (o naszych planach można poczytać w menu Propozycje). W harmonogramie znalazła się między innymi wizytacja w Jarze Śnieżycowym i późnoletnia wycieczka w Bieszczady. Spotkanie zakończyło się ciekawym pokazem slajdów o Wołyniu przygotowanym i opowiedzianym przez kolegę Marka Sowińskiego.

UDAŁO SIĘ NAM!!!

W niedzielę 09 marca 2008 r. sprawdzaliśmy, czy jeszcze kwitnie śnieżyca wiosenna w Jarze Śnieżycowym koło Starczanowa. Zamówiono pogodę słoneczną w południe, z rana lekko pochmurną, by ułatwić dotarcie do celu (koszty zamówienia pokryto z własnej kieszeni). Kontrolę przeprowadzała grupa PTTK PP w sile około 15 osób (kto da więcej?). Zanotowano: Śnieżyca wiosenna (łacińskie: Leucoium vernum), zwana także gładyszkiem, w pełni kwitnienia; nie mniejsza niż kwiatków ilość spacerowiczów. Nie rozwiązany pozostaje odwieczny problem - kto był oglądanym, a kto oglądającym? Część grupy w drodze powrotnej poszukiwała przygód na bezdrożach. Na szczęście jesteśmy turystami wytrawnymi i nie udało się nam zginąć - ale za to przygód nie było. W tym dniu odbył się również wzorowany na Rajdzie Paryż-Dakar rodzimy rajd wózków terenowych (jeden z budką, dwa spacerowe). Kierowcy wózków wykazali naprawdę duży kunszt w prowadzeniu pojazdów po drodze grząskiej i wyboistej. Na tych, co z wyprawy powrócili czekała tradycyjna w tych rejonach grochówka i nie mniej tradycyjny chleb ze smalcem i kiszonym ogórkiem oraz samochód (własny, pozostawiony na parkingu).

HISZPANIA

W dniach od 27.04 do 03.05 zgodnie z planem nasza PTTK-owska grupa wyruszyła na podbój Hiszpanii, a konkretnie Andaluzji. I co tu dużo gadać (pisać) - Andaluzja padła, a galerię zdjęć z tych mrożących krew w żyłach (rozpalonych, jakby nie było, gorącą Hiszpanią) scen można było obejrzeć na stronie naszego nieocenionego Januszka Rabiegi. Niestety po Jego śmierci galeria została zlikwidowana.

Druga natomiast galeria została utworzona z nie mniej znakomitych dzieł nie mniej nieocenionego Jacka Siweckiego, którego zdjęcia, zaopatrzone trafnymi opisami, mieliśmy już nie raz okazję oglądać.

Galeria Jacka

Tuż przed wyjazdem

Napięcie narasta! Już niedługo powitamy Bieszczady, żeby zaprzyjaźnić się z nimi na tydzień (nie licząc dojazdu i powrotu). Już za parę dni, za dni parę zabierzemy swoje plecaki, torby, aparaty, kijki i laski (bo też niektórzy zabierają swoje żony) i w nogi. I tyle nas będzie widać. Kto nas znajdzie w tej głuszy? W programie trasy piesze, konkursy i pokazy, wypady alternatywne i baseny, ogniska i kiełbaski. a przede wszystkim zaprawiona turystycznie śmietanka towarzyska. Wszystkiego nie będę zdradzać, żeby pozostało nieco tajemniczości, co wzbudza dreszczyk emocji. Nad tym wszystkim czuwać będzie Rada Programowa w liczbie 9 osób (w tym trójosobowy Zarząd). Organizatorzy wychodzą z założenia, że od przybytku głowa nie boli i z roku na rok mnożą kierownictwo. Po powrocie z pewnością zamieścimy reportaż z wyprawy.

BIESZCZADY'2008

Bieszczady zdobyte! Nikogo to zresztą nie dziwi, bo nasza grupa zdobywa wszystko, co ma w planie. Przy okazji zdobyliśmy też Kazmierz Dolny i Ponidzie. W tym roku naszym autokarem z powodzeniem powoził pan Robert. Trasę do i odjazdową tworzył kolega Grześ Baer. Zwiedziliśmy po drodze Radziejowice - pałac z zewnątrz i piękny, mimo deszczu, park oraz robiący spore wrażenie kompleks pałacowy w Kozłówce, odtworzony na bazie zachowanych dokumentów z oryginalnym wyposażeniem i wystrojem wnętrz. Rzuciliśmy też okiem na zbiory Muzeum Socrealizmu, które dla kontrastu znalazły swoje miejsce w kozłowieckim pałacu. Nocując w Polańczyku, wzięliśmy udział we Mszy św. w sanktuarium MB Pięknej Miłości i przemierzyliśmy stateczkiem Jezioro Solińskie. Pod wodzą naszego doświadczonego przewodnika kolegi Stefka Chojnackiego przebiegliśmy Bieszczady wzdłuż i wszerz. Zapędziliśmy się nawet na Ukrainę do Lwowa i trzeba powiedzieć, że warto było. Wśród tych polsko brzmiących nazw i nazwisk człowiek czuł się, jak u siebie w domu. Na Cmentarzu Orląt Lwowskich złożyliśmy biało-czerwoną wiązankę goździków, żeby uczcić tych, którzy zginęli w obronie polskości tych ziem. Oczarowani miastem wróciliśmy do naszego miejsca noclegowego w Smereku na kilka godzin snu, by wcześnie rano znowu wyruszyć na bieszczadzkie szlaki. Jak się na koniec wycieczki okazało, mimo narzuconego spartańskiego trybu życia, wszystkim się podobało (choć wstawanie z kurami dało się we znaki). Z tzw. "pompą" zakończyliśmy oficjalnie pobyt w Bieszczadach w przestronnej sali konferencyjnej wśród śpiewu i pląsu. Odbyła się również w tym czasie II Edycja Pokazu Mody Peniuarowej, na której wyłoniono i nagrodzono sowicie zwycięzców. Miejsce pierwsze, drugie i trzecie otrzymało w nagrodę gustowny kitel jednorazowy, szpitalny z flizeliny z załączonym równie gustownym nakryciem głowy. Pozostałe miejsca nagrodzono lwowskimi krasulami - odpowiednikami polskich krówek (po dwie na łebka). Swoje miejsce w tym spektaklu znalazła również "woda morska w proszku", wprowadzona na rynek przez firmę J&&S lub J&SS (dwojga nazw), której przedstawicielem jest Mr Jack Siwecki. Nieliczni szczęśliwcy, wybrani według klucza firmy J&SS (czy J&&S), zostali nią obdarowani. Na marginesie dodam, że niektórzy naukowcy zgłaszali wątpliwości, oparte na wnikliwych badaniach organoleptycznych (przy użyciu wzroku), czy "woda morska" to woda, czy też inny, bardziej chemiczny preparat. Obecni na sali chemicy nabrali wody w usta w sposób nad wyraz taktyczny. Z pewnych źródeł wiadomo, że są plany wykorzystania wspomnianej "wody" w celach militarnych i innych bardziej tajnych, stąd głośne wyrażanie swojej opinii na temat jej składu może pociągnąć za sobą groźne konsekwencje. Z olbrzymim smutkiem pożegnaliśmy Bieszczady i przy okazji również czworo naszych przyjaciół, którzy z konieczności musieli nas opuścić i nie mogli z nami wracać. Ostatnią noc spędziliśmy w Śladkowie śpiąc niewiele, śpiewając i biorąc bierny udział w nie naszym weselu. Wracając ostatniego dnia, wstąpiliśmy jeszcze w Maleńcu do zabytkowego Zakładu Hutniczego, gdzie nasi inżynierowie znależli godny siebie materiał do badań. Halę Zakładu wypełniały gęsto maszyny i urządzenia technologiczne, a podłogę pokrywały różnego rodzaju narzędzia. Policzyliśmy też wytwory skalne spacerując po rezerwacie "Prządki". W drodze już ostatecznie powrotnej humory dopisywały do momentu, aż naszym oczom ukazał się budynek Politechniki Poznańskiej (niewątpliwie uczelni znamienitej), który przypomniał wszystkim o zbliżającym się nieuchronnie dniu, w którym każdy z nas pójdzie swoim prywatnym, nieopracowanym przez kolegę Stefka Ch., szlakiem. Bieszczady żegnajcie do następnego razu.

Poniżej do obejrzenia zdjęcia z wycieczki. Nie są to ostateczne wersje - zawsze można dopiąć kolejne zdjęcia. CZEKAMY NA WASZE wyjątkowo ciekawe DZIEŁA!!! Szczególnie do galerii przyrodniczej.

Część górska

Przyroda bieszczadzka

Część lwowska

Zdjęcia Majki

ZAJĄCZKOWO

W dniu trzynastego października otrzymaliśmy informację mniej więcej tej treści: "Odjazd autokaru z parkingu PP Piotrowo o godz. 9.00 powrot ok. godz. 19.00. Iwona".

Dwudziestego szóstego października o godzinie dziewiątej zebraliśmy się we wskazanym miejscu, żeby we wsi zdrobniale Zajączkowem zwanej mile razem spędzić czas na spotkaniu powycieczkowym, organizowanym przez najmilejszych, czyli Wojtka Ratajczaka i Grzegorza Gawlaka (trasa) oraz Wandę Jańczuk (wspaniałe ciasta) i Irenkę Przybylską (pałac i wspaniałe ciasta). Zanim jednak, do tego doszło przebyliśmy szmat drogi - autokarem (Poznań - Nojewo-kościół) i pieszo (Nojewo-kościół - Chrzypsko Małe). Na początku trasy pieszej organizatorzy ze względu na nasze bezpieczeństwo rozdali nam latarki, które nam się przydały w drodze, gdy penetrowaliśmy budynek starego dworca. Żeby nie zgubić szlaku wzorem Łazuki ("Nie lubię poniedziałku") szliśmy wzdłuż torów i trafiliśmy na najwyższy w Wielkopolsce wiadukt kolejowy (oczywiście nieczynny). Znaleźli się śmiałkowie, którzy chcieli z niego skakać. na szczęście nie z naszej grupy. Zostawiliśmy ich z tymi zamiarami i wsiedliśmy do autokaru, bo już był czas najwyższy. Stygła zupa i mięsko w sosie. Na miejscu czekały nas jeszcze inne atrakcje prócz obiadu i kawy z ciastem. Każdy mógł pospacerować nad jeziorem, obejrzeć pokaz slajdów egzotycznych Państwa Lików i prześledzić tradycyjne przekazanie wałka - dziedzicznego insygnium władzy nad organizowaniem podobnych imprez. Kiedy wreszcie, nie bez trudu, udało się odebrać zeszłorocznym najmilejszym ten cenny skarb i oddać tegorocznym, spotkanie osiągnęło apogeum i zakończyło się. Zakończyło się zapowiedzią następnego tradycyjnego spotkania - Rajdu Jedenastolistopadowego.

Galeria zdjęć

RAJD LISTOPADOWY

Ten Rajd z rozpędu zrobił też Wojtek Ratajczak we współpracy ze swoją małżonką Elżbietą. We Wronkach złożyliśmy hołd tym, którzy oddawali życie za naszą Ojczyznę w czasie Powstania Wielkopolskiego. Zapaliliśmy znicze, odmówiliśmy krótką modlitwę i wróciliśmy do autokaru. Początek trasy pieszej wytyczony został we wsi Biała w Puszczy Noteckiej. W małym, po myśliwsku urządzonym kościółku, powitał nas proboszcz parafii, ksiądz Edmund - obleciświat zakochany w swojej małej Ojczyżnie. Wprowadził nas w historię tego rejonu, opowiedział o miejscach, które mieliśmy odwiedzić, o ludziach, którzy niegdyś mieszkali na tym pustkowiu, odgrodzeni Puszczą od świata i o tych, którzy to pustkowie zaludnili, o wydarzeniach tragicznych i szczęśliwych dla mieszkańców Białej. Na koniec dał się zaprosić na kawę i marcińskiego rogala. Rozstaliśmy się więc z księdzem do popołudnia i powędrowaliśmy za jego radą w Puszczę nawdychać się tlenu po uszy, nasłuchać na zapas ciszy i odkryć miejsca, w których odpoczywał, tak jak my, nasz Ojciec Święty, zanim został papieżem. W przytulnej myśliwskiej restauracji, wśród myśliwskich obrazów i trofeów, czując w ten sposób jeszcze zapach kniei, które przed chwilą opuściliśmy, zjedliśmy zupę z borowików i sztukę mięsa (na pewno z dzika), a potem już tylko jedliśmy rogale, śpiewaliśmy i słuchaliśmy opowiadań i kawałów księdza Edmunda. Żal było się rozstawać, ale właśnie ten żal za każdym razem każe nam jechać na kolejne wycieczki, rajdy i spotkania.

Rajdowy album Marysi Kalinowskiej

Mniej
Rok 2009
Więcej

W styczniu 2009 roku po raz kolejny spotkaliśmy się na zebraniu noworocznym. Owocem tego burzliwego spotkania są plany wycieczki w Gorce, która tradycyjnie, jak inne górskie wycieczki, odbędzie się na przełomie sierpnia i września.

RAJD ŚNIEŻYCOWY

W tegorocznym sezonie obejrzeliśmy śnieżycę w dniu 22 marca. Kwitła i to bardzo bujnie. Była ze dwa razy większa niż w poprzednich latach. Może jest nawożona? Jak wygląda w/w śnieżyca każdy już wie, dlatego nie załączam zdjęć. Jak wyglądały kwiatki w tym roku można zobaczyć powiększając sobie dwa razy zeszłoroczne zdjęcia. Danka Zboroń wyprowadziła nas nawet dalej, niż przewidywał plan, dzięki czemu widzieliśmy miejsce, gdzie prowadzono prace archeologiczne i odkryto ślady bytowania naszych praojców. Pogoda była dość nieprzyjazna dla zwiedzających (mżawka), więc rano nie było tłoku. Wycieczki ruszyły dopiero po południu, gdy się na dobre rozpadało, w związku z czym zdążyliśmy jeszcze się posilić w ludzkich warunkach zakupioną w barze na parkingu grochówką i chlebem ze smalcem oraz kiszonym ogórkiem.

BAWARIA

A pod koniec kwietnia i na początku maja część grupy zwiedzała zamki Bawarii. Ci, którzy tam byli, mówili, że są pełni wrażeń.

GORCE'2009

Już za nami Gorce, Tatry Słowackie i Pieniny. Na tą wycieczkę wyjechaliśmy "o świcie" 28 sierpnia spod gmachu Politechniki. Za kierownicą (co już stało się tradycją) siedział Pan Robert, który powiózł nas prosto do celu. O godzinie obiadowej (17:00) dojechaliśmy do Nowego Targu na pierwszy zamówiony posiłek w Karcmie u Borzanka, a potem do pensjonatu Natanael w Łopusznej, gdzie była nasza baza. Stamtąd już codziennie przez bitych 8 dni, nie licząc dnia wyjazdu, Stefek Chojnacki wywoził lub wyprowadzał nas w trasę. Przez 8 dni, nieustannie, z przerwą jedynie na obiady i noclegi ze śniadaniem, wędrowaliśmy po górach, dolinach lub intensywnie zwiedzaliśmy bliższe i dalsze okolice (cerkwie w Jaworkach i Szlachtowej, niezwykły kościółek w Dębnie, sanktuarium MB Królowej Podhala w Ludźmierzu, Kopalnię Soli w Wieliczce, zamek w Wiśniczu z jego tajemnicami, przewrotne Organy Hasiora, zamki w Czorsztynie i Niedzicy). Podróżowaliśmy po lądzie (pieszo i autokarem) i po wodzie - stateczkiem Harnaś przez Zalew Czorsztyński. Ci co mieli dosyć, wysiadali po drodze i wracali do bazy piechotą. Kierownictwo jednak nieugięte lub, jak niektórzy stwierdzili niereformowalne, trzymało się programu i tłumiło w zarodku bunty na pokładzie. Mimo wszystko piękno Pienin, Tatr i Gorc było jak balsam na obolałe dusze i turystyczne części ciała. Do wyboru były trasy łatwe - dla tych, co chcieli wypocząć i trudne - dla tych, co byli zbyt wypoczęci, a najbardziej atrakcyjna i najbardziej męcząca była trasa na Krupówkach w Zakopanem. Na drugim miejscu pod względem trudności było chyba podejście na Sławkowski Szczyt w Tatrach Słowackich, do którego i tak podjechaliśmy kolejką ze Starego Smokowca. Ach, co to był za dzień! Tyle wspomnień sprzed kilku lat, kiedy wędrowaliśmy po tych górach. Nie można pominąć też basenów termalnych w Bukowinie Tatrzańskiej. Trzeba nawet przyznać, że to miejsce zapadło w naszej pamięci na długo, tak umiejętnie pieściło nasze umęczone ciała na kilku kondygnacjach i na przeróżne sposoby. Program napięty był do samego zakończenia, a zakończyliśmy tradycyjnie 61. wieczernicą pożegnalną ze śpiewami, konkursami i nagrodami w postaci przechodzonych, sprawdzonych map Pienin i nieużywanych jednorazowych gaci uniwersalnego rozmiaru XL, bo temat gaci był na tej wycieczce swego rodzaju leitmotivem - tematem powracającym, tak jak w naszych planach powracającym tematem są Góry. Czekamy na zdjęcia od uczestników wycieczki.

Gorce'2009

SPOTKANIE powycieczkowe

zorganizowała czwórka najmilejszych - Alinka Borysionek, Stefan Andersz, zwany Hermesem, Januszek Cieślak i Czesiu Szymkowiak, wyłoniona w drodze wróżenia z kart. Punkt startowy i meta z obiadem i kawą wyznaczony został w Leśnym Ośrodku Szkoleniowym w Puszczykowie. Na dobry początek czekała nas niespodzianka - Komitet Powitalny złożony z lekarza i Zespołu Pielęgniarskiego, który w trosce o nasze zdrowie (padał rzęsisty deszcz) zaopatrzył nas w mapy, medykamenty i posiłek regeneracyjny (kapka nalewki, dżem śliwkowy, ciacho). Z mety obiegliśmy pobliskie szlaki Wielkopolskiego Parku Narodowego realizując krótką i długą wersję. Długa wersja zakładała, że mamy siły, krótka wersja zakładała dodatkowo wizytę w Muzeum Arkadego Fiedlera, Mszę św. i kawiarenki. Muzeum prowadzone przez synów słynnego podróżnika zgromadziło zbiory z różnych krajów świata od przedmiotów codziennego użytku i kultu po wypchane i żywe egzotyczne zwierzęta. Spacerowaliśmy również po położonym obok muzeum Ogrodzie Kultur i Tolerancji, w którym repliki dzieł Majów i Azteków sąsiadują z piramidą i kopią statku "Santa Maria" naturalnej wielkości. Po tym pełnym wrażeń dniu obiad smakował wybornie, a jeszcze lepiej smakowało ciasto i kawa zaprawione nieco artystycznymi występami najmilejszych. Zapowiedziano też wycieczkę 11-sto listopadową.

SZLAKIEM DREWNIANYCH KOŚCIOŁÓW WOKÓŁ PUSZCZY ZIELONKI

Opracowaniem trasy i organizacją tegoroczngo Rajdu Listopadowego zajęła się Alinka Borysionek we współpracy z przewodnikiem po tych terenach - panem Włodkiem Buczyńskim, który podjął się oprowadzenia naszej grupy. Siódmego listopada szlakiem kościołów drewnianych wokół Puszczy Zielonka obwoził nas autokarem "nasz" Pan Robert. Obejrzeliśmy słynny z organizowanego corocznie Misterium Męki Pańskiej kościółek w Kicinie. Zwiedziliśmy kościół w Wierzenicy, pamiętający jeszcze Zygmunta Krasińskiego, który przyjeżdżał tu do swojego przyjaciela - Augusta Cieszkowskiego. Po Auguście Cieszkowskim pozostał tu cenny nagrobek, którego replikę można oglądać we Florencji w kościele Santa Croce. Odwiedziliśmy kościółek w Węglewie z cudownym wizerunkiem Pani z Wyspy (ikona Matki Bożej z Lednicy). Podziwialiśmy kościółek, czy raczej kaplicę cmentarną w Sławnie, wzniesioną na średniowiecznym grodzisku, w której czczona jest św. Rozalia - patronka czasów epidemii. W Kiszkowie zwiedziliśmy też pięknie odrestaurowany drewniany kościół św. Jana Chrzciciela, a w Rejowcu zajrzeliśmy do kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa, który został przebudowany z protestanckiego zboru, ufundowanego przez wnuka Mikołaja Reja. Okazałą świątynię w Skokach obejrzeliśmy tylko z zewnątrz, gdyż była w generalnym remoncie, a w Długiej Goślinie wstąpiliśmy do pobenedyktyńskiego kościoła św. Marii Magdaleny, której wizerunek, będący wotum za odzyskanie niepodległości, zdobi główny ołtarz. Pracowity ten dzień zakończyliśmy w Skokach w Karczmie Kołodziej, gdzie zaserwowano nam smaczny obiadek i kawę, przy której rozkoszowaliśmy się świeżutkimi rogalikami marcińskimi, kupionymi po drodze w cukierni w Kobylnicy. Ten historyczny szlak był tłem do Dnia Niepodległości i wydarzeń z niepodległością związanych. W Kiszkowie na rynku pod Pomnikiem Powstańców Wielkopolskich zapaliliśmy znicze, a w Sławnie pod pomnikiem naszych bohaterów położyliśmy kwiaty. Grażynka Dopierała, która zawsze dba o odpowiednią oprawę naszych spotkań zaintonowała "Boże coś Polskę". Puszcza Zielonka jest tak bogatym w szlaki turystyczne rejonem, że starczyło ich na kolejną wyprawę. W dwa tygodnie później Alinka poprowadziła turystów na Dziewiczą Górę. Ten rejon, bowiem, jest bardzo dobry pod kątem turystycznym, a jednocześnie pełen śladów dawnej i niedawnej historii.

Obiektywem Marysi K.

WYPRAWA NA DZIEWICZĄ GÓRĘ

Z aparatu Marysi

Mniej
Rok 2010
Więcej

W dniu 05 lutego zainaugurowaliśmy Nowy Rok Turystyczny. Jako, że było to zebranie sprawozdawczo-wyborcze, udzielono absolutorium odchodzącemu Zarządowi i ... wybrano go na nowo. Mottem zebrania była maksyma - "Szanuj szefa swego, bo możesz mieć gorszego". Nowy Zarząd przedstawił swoje nowe plany, które Szanowne Gremium zaaprobowało entuzjastycznie. Postanowiliśmy pojechać w tym roku w sierpniu w Jurę Krakowsko-Częstochowską. Mało tego, w czerwcu wyjeżdżamy do Stolic nadbałtyckich spędzić tam w atrakcyjnym towarzystwie białe noce. Grzesiu Gawlak zaproponował uczestniczenie w pokazie zdjęć z trekkingu w Himalajach, na którym był ze Zbyszkiem Tomaszewskim. Padła również propozycja obejrzenia pokazu z Australii i Nowej Zelandii. Poza tym ramowy plan roku nie zmienił się. Był też czas na wyciszenie, chwila zastanowienia i modlitwy za dusze naszych koleżanek Teresy Protas i Zofii Nejman, które niegdyś z nami wędrowały. Żebyśmy nie zapomnieli, skąd przychodzimy, Stefek Krajewski przeczytał nam wiersz absolwenta naszej Uczelni, którego tematyka ściśle wiązała się z korzeniami naszego Koła - z Politechniką.

Na koniec zjedliśmy tonę ciasta, wypiliśmy herbatę i kawę, pogadaliśmy z dawno nie widzianymi znajomymi i poszliśmy do domu, żeby przygotować się duchowo i fizycznie na kolejny rok towarzysko-turystycznego poznawania kraju (i nie tylko).

RAJD ŚNIEŻYCOWY

W tym sezonie niewielu było śmiałków, którzy wyruszyli do Jaru Śnieżycowego w tak niekorzystnych warunkach klimatycznych, jakie dały nam się we znaki tegorocznej wiosny. Bohaterowie ci opowiadali potem, jakie przeżyli przygody i jakiego dzikiego spotkali zwierza w leśnych ostępach.

CHWILA ZADUMY

We wtorek 20 kwietnia pocztą elektroniczną otrzymaliśmy smutną wiadomość:

Kochani, z wielkim smutkiem zawiadamiam Was, że odszedł od nas na zawsze Mietek Górecki. Już nie będzie nam towarzyszył na turystycznych szlakach. Ostatnie pożegnanie w czwartek 22.04 2010 godz. 8.15 na cmentarzu junikowskim. Msza św. pogrzebowa równiez w czwartek 22.04 o godz. 10.30 w Kościele p.w. św. Ducha w Antoninku przy ul. Jaromira. Boży czas jest najlepszym czasem, w nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, jak długo On chce, w nim umieramy we właściwym czasie, kiedy On chce. Dla nas pozostających tutaj czas, w którym odchodzą nasi najbliżsi nigdy nie jest właściwy, ale myślę, że pomaga nam wiara, że Tam gdzie odchodzą jest już tylko miłość. Z wielkim żalem Iwona

Poniedziałek, 07 czerwca. Smutne wiadomości nas nie opuszczają. Dzisiaj odebrałam kolejną: Dzielę się smutną wiadomością, którą otrzymałam dzisiaj. Z żalem zawiadamiam, że zmarła Basia Horbaczewska, była członkiem naszego PTTKu, jeździła z nami na wycieczki, na tą jesienną też się wybierała. Nie znam dalszych szczegółów o pogrzebie, jak się dowiem to poinformuję. Zmarła w szpitalu dzisiaj 4.VI. W środę, nagle zasłabła, zrobiono operację na neurochirurgii, respirator, kroplówki ... zasnęła. Bardzo nam żal, była wspaniałą przyjaciółką i turystką. Ze smutkiem Irena Przybylska

Naszła mnie taka refleksja - nigdy nie wiesz, z kim żegnasz się po raz ostatni.

Zbliża się wycieczka w Jurę Krakowsko-Częstochowską. Na razie plan tras owiany jest głęboką tajemnicą. Sprawdzony tandem kierowniczy Krysia-Joasia (Ciesielska-Powidzka) opracowuje plan z największą dokładnością. Nikt nie będzie miał prawa zginąć na szlaku.

KRAJOBRAZY JURY'2010

W piątek, 27 sierpnia, spod gmachu Politechniki na Piotrowie wyruszyliśmy w kierunku południowo-wschodnim, mając na celowniku Jurę Krakowsko-Częstochowską. Stery autokaru tym razem dzierżył w dłoniach Pan Irek, dowództwo natomiast przejęły w tym roku białogłowy, znane ze swej nieugiętości (Żelazne Damy). Pod takim dowództwem byliśmy gotowi na RZECZY WIELKIE. Zanim dotarliśmy do Złotego Potoku koło Janowa, gdzie mieliśmy nocować przez pięć pierwszych dni, zatrzymaliśmy się w Ożarowie, żeby obejrzeć tamtejszy urokliwy modrzewiowy dworek, w którym urządzono Muzeum Wnętrz Dworskich, położony niedaleko od dworku drewniany wiatrak i XVI-wieczny modrzewiowy kościółek we wsi Grębień z zachowaną oryginalną polichromią ścian. Drugą naszą bazą na kolejne cztery dni był Zajazd Jurajski w Podlesicach. Z obydwu tych miejsc codziennie robiliśmy eskapady na nadwarciańskie i jurajskie szlaki, zdobywając po drodze prastare jaskinie, średniowieczne zamki i brzegi Warty. Choć natura broniła się jak mogła przed naszą dziką ciekawością, wytoczywszy przeciw nam ciężką artylerię w postaci ulewnego deszczu, rzucając nam pod nogi połamane drzewa i każąc grzęznąć w gęstym błocie; choć szlaki za żadne skarby nie chciały nas trafiać, albo też jednokolorowo rozchodziły się w różnych kierunkach, to zdobyliśmy tę Jurę siłą i za Juliuszem Cezarem możemy teraz powiedzieć - "Veni, vidi, vici". Ogromne bohaterstwo grupy i herosów-samozwańców zostało uwiecznione w balladach do dziś śpiewanych przez bardów. Pokiereszowanym i strudzonym walką z naturą przywrócił zdrowie i życie aquapark w Tarnowskich Górach, swoją mocą kojąc bóle i lecząc rany odniesione w bitwie. Kierownictwo precyzyjnie dopracowało program tak, że nie pozostawiło nam zbyt dużo wolnego czasu, co było wybiegiem taktycznym - nie zdążyliśmy się rozbisurmanić. Nawet wieczory były pieczołowicie zabezpieczone.

Zakończyliśmy wycieczkę 62. Spotkaniem na Zakończenie, zorganizowanym, jak przystało na Szlaku Orlich Gniazd, na modłę średniowieczną. Tradycyjnie też wybrano najmilejszych, tym razem w sposób zakulisowy i demokratyczny.

Najmilejsi zaś wybrali na miejsce naszego spotkania powycieczkowego podpoznańskie, leżące nad Wartą Radojewo, związane w ten sposób z jednym z wiodących tematów naszej wycieczki.

Poniżej tradycyjnie album zdjęć autorstwa uczestników wycieczki.

Fotoreportaż z wycieczki

Ballada o poruczniku

RADOJEWO - spotkanie powycieczkowe

I znowu nadeszła radosna chwila spotkania na szlaku. Co prawda na naszej drodze wzdłuż Warty nie było żadnego szlaku, ale to nam w drodze nie przeszkadza. Wyruszyliśmy z Radojewa. Prowadził nas sławny onegdaj porucznik, kryjący się pod pseudonimem Włodzimierz P. Pogoda była taka, na jaką sobie każdy zasłużył - czyli ładna. Trasa wiodła od pałacu von Treskowa przez park, cmentarz rodzinny owego magnata i las, nad jeziorkiem, przez strumyk, pośród wysokich wiekowych drzew i zabarwionych wczesną jesienią łąk. Raz ginęła gdzieś tajemniczo (bo ktoś zaorał drogę), raz znów wybiegała znienacka w łany żółtej nawłoci i szarej, wysokiej trawy. To dawała susa przez powalone drzewa (w rezerwacie się drzew nie sprząta), to tonęła w błocie, czasem raźno szła prosto wzdłuż trawiastego brzegu albo też przemykała pod płotami.

W okolicach Różanego Potoku z braku czasu musieliśmy, niestety, tą uroczą trasę pożegnać i opuścić. Wcale nie płakała, pobiegła dalej iglastym lasem. My zaś ruszyliśmy między naramowickie osiedla, by w końcu na Osiedlu Kosmonautów w restauracji Meteor zjeść obiad i małe "conieco". To, co się potem działo przeszło nasze wszelkie oczekiwania. Sławny porucznik, co swoje przeszedł, przeistoczył się w prowadzącego aukcję przedmiotów w różnym stopniu związanych z turystyką, zaś zasłużeni turyści w krótkiej chwili przeobrazili się w licytantów. Było przybijanie młotkiem sprzedaży i głośne wykrzykiwanie sum. Temperatura wzrosła (bynajmniej nie na termometrze) i zrobiło się gorąco, a towar szedł jak ciepłe bułki. Nikt z kupujących nie przypuszczałby wcześniej, że stanie się (szczęśliwym!) nabywcą takich skarbów. Wystawiane były podpaski do butów i sznurek do bielizny, czapka z podręcznym schowkiem i siatka na brudne skarpetki (do wywieszenia za okno). Siatka była dedykowana, ale adresat stanowczo stwierdził, że na wycieczki nie wozi brudnych skarpet i w ramach aukcji odsprzedał towar nie bez zysku. Zlicytowano wiele potrzebnych przeciętnemu turyście przedmiotów, a dochody z aukcji zasiliły kasę Koła. Będzie na lody.

Na koniec licytacja wymknęła się spod kontroli i zlicytowano zdjęcia z wystawy, na których widniały, między innymi, pięknie wykadrowane, kształtne tyły uczestników wycieczki KRAJOBRAZY JURY'2010. Cały ten radojewski wypad potoczył się w takim tempie, że po powrocie do domu jeszcze długo nie mogłam złapać tchu.

Migawki ze spotkania

RAJD 11-LISTOPADOWY

W tym roku Rajd zorganizowaliśmy w sobotę 06 listopada. Powrót planowany był na godzinę 19:00 i z dużym trudem udało się to zrealizować. Organizacji Rajdu podjął się w tym roku kolega Michał Skalski i jako mieszkaniec Zielonej Góry postanowił nam pokazać swoje miasto i jego okolice. To był nasz punkt docelowy, gdzie mieliśmy zarezerwowany lokal z obiadem i poobiednią kawą. Do kawy dowieźliśmy z Poznania nasze marcińskie rogale. Poczęstowaliśmy nimi gospodarzy restauracji, którzy z takimi wypiekami nie mieli jeszcze bezpośrednio do czynienia. Zanim jednak dojechaliśmy do Zielonej Góry, zatrzymaliśmy się w miejscach związanych z obroną polskości na niegdyś przygranicznych ziemiach naszej ojczyzny. Byliśmy w Kargowej przy ratuszu pod tablicą poświęconą kapitanowi Więckowskiemu - dowódcy polskiego oddziału, który przeciwstawił się niemieckiemu batalionowi i tam oddał życie. W Babimoście złożyliśmy kwiaty i zapaliliśmy znicze pod pomnikiem upamiętniającym powstańców wielkopolskich oraz bohaterów walk o polskość ziemi babimojskiej w latach 1655-1919-1945. Przejeżdżając przez Klępsk wstąpiliśmy do wyjątkowego w swej architekturze i wymowie drewnianego kościółka. Jego wyjątkowy charakter ma źródło w jego pochodzeniu. Przejmując tę świątynię, kościół katolicki wykorzystał na Chwałę Bożą to, co stworzyli ewangeliccy artyści. Bez wahania można stwierdzić, że jest to perełka wśród polskich świątyń. Z Klępska pojechaliśmy już prosto do Zielonej Góry, gdzie z Winnego Wzgórza Michał pokazał nam swoje zielone miasto, a na cmentarzu pod pomnikiem Golgoty Polski uczciliśmy pamięć tych, którzy nie tylko oddawali życie za naszą wolność, ale i dla nas cierpieli w niemieckich obozach pracy i kazamatach wschodu. Szczególny to jest pomnik - rozstawione, według mapy kontynentu euroazjatyckiego na dość dużej powierzchni mniejsze i większe głazy z nazwami miejscowości, w których Polacy cierpieli za to, że byli Polakami. Po tej patriotycznej części autokar (a w nim pan Robert) wywiózł nas do lasu, byśmy mogli Wałem Zielonogórskim wrócić z powrotem do miasta, wszedłszy po drodze jeszcze na jedną z wież Bismarcka, z której można było (w małych grupkach) podziwiać piękną panoramę. Rajd zakończyliśmy bardzo dobrym obiadem podanym nam przez miłych gospodarzy i tradycyjnie, jak przy 11-listopadowym święcie, rogalami nadziewanymi po poznańsku (z czubkiem, czyli nadmiarem) białym makiem.

Tegoroczny wyjazd był bardzo udany (Michale, jesteś wielki!), jak z resztą każdy nasz listopadowy wyjazd. Przy tak napiętym programie z ledwością i tylko dzięki nadzwyczajnym zdolnościom pana Roberta dojechaliśmy do Poznania ok. 19:00.

Z Albumu Marysi Kalinowskiej

Mniej
Rok 2011
Więcej

Zebraniem w dniu 11 lutego rozpoczęliśmy kolejny rok turystyczny. Po odczytaniu sprawozdania, z którego dowiedzieliśmy się, co robiliśmy w zeszłym roku i po odsłuchaniu pochwał ze strony Komisji Rewizyjnej zaplanowaliśmy sobie rok bieżący. Poza tradycyjnym wypadem do Jaru Śnieżycowego i zagranicznymi wyjazdami w majowe i czerwcowe długie weekendy, postanowiliśmy zwiedzić w tym roku wyspę Wolin. Wycieczkę chętnie zgodził się poprowadzić zawodowiec już w tym fachu - Stefek Chojnacki. Natomiast kwiecień postanowiła zagospodarować nam Alinka Borysionek, kusząc, jak tylko kobieta potrafi, pięknem Parku Mużakowskiego i szlaków między Trzemesznem a Mogilnem. Nie zapomnieliśmy też zeszłorocznych dokonań na spotkaniu powycieczkowym, jeszcze nie uhonorowanych. Włodek Parnasow, Kazik Ciesielski i Danka Górecka otrzymali certyfikaty wiedzy i umiejętności w swoich dziedzinach - panowie w zakresie "umiejętnego wyciągania pieniędzy z kieszeni podatników" (zyski z licytacji zasiliły kasę Koła), koleżanka Danusia w zakresie "fotografii zagadkowej" (galeria fotografii zagadkowych obiektów). W ten prosty sposób podnieśliśmy rangę naszego Koła. Posiadanie w swoich szeregach członków certyfikowanych - nobilituje.

RAJD ŚNIEŻYCOWY

Kilka informacji o tegorocznym kwitnieniu śnieżycy. Byliśmy i podziwialiśmy, pokonawszy wcześniej długi kilkukilometrowy odcinek trasy z parkingu w Starczanowie do Jaru Śnieżycowego. Sprawdziliśmy komisyjnie, że dana śnieżyca kwitła obficie pod koniec marca. Trzeba też przyznać, że pogoda była w sam raz na rekonesans. Kwitnącą śnieżycę można w tej chwili oglądać już z pełnym szacunkiem - na stojąco. Jako, że ławki z rezerwatu uprzątnięto, odpoczynek mogliśmy zrobić sobie dopiero w drodze powrotnej nad brzegiem Warty, na powalonych przez bobry pniach.

Zdjęcia z rajdu

GONTYNIEC

15 lutego otrzymaliśmy taką informację: Dnia 20.02 Zbyszek T. zaprasza chętnych do Gontyńca. Wyjazd pociągu z Poznania 08:04. Reszta w załączniku. Iwona. W załączniku zaś Zbyszek Tomaszewski napisał m.in. tak: (...) Pragnąłbym wejść na Gontyniec ubrany w białą szatę kończącej się zimy. Z pewnością będzie na najwyższym wzniesieniu północnej Wielkopolski krótszy lub dłuższy postój. A potem ruszymy w kierunku Chodzieży czerwonym szlakiem przez pagórki i doliny przypominające góry (...)

NAJPIĘKNIEJSZE JEZIORA EUROPY

9-dniową wyprawę szlakiem najpiękniejszych jezior Europy wymarzyła i doprowadziła do skutku Ewa Grobelska, a zachwyciła się, sfotografowała i napisała na ten temat Iwona Pujanek.

Do poczytania

Do pooglądania

RAJD TRZEMESZNO-MOGILNO

Bardzo wczesnym, jak na sobotę, rankiem 14 maja o godzinie 7:45 wyruszyliśmy pod kierownictwem Aliny Borysionek z peronu 5 Dworca Głównego w Poznaniu (dokładnie co do sekundy - gratulacje dla TLK) w stronę Trzemeszna. Zebrało się 9 osób. Każdy z nas zabrał, według rozkazu kierowniczki, chusteczkę do machania na Marka Sowińskiego, który miał wsiąść nieco później (z rowerem), żeby nas zauważył i nie przegapił pociągu. O godzinie 8:30 wysiedliśmy z pociągu na dworcu w Trzemesznie i ruszyliśmy z naszymi bagażami "na miasto". Okolice, które przyjechaliśmy zwiedzać należą do bogatych w wydarzenia historyczne i zabytki: Bazylika Wniebowzięcia NMP z pierwszej połowy XII wieku, Gimnazjum i Collegium Tremesnensis z 1773 roku, dawny Szpital św. Łazarza z XVIII wieku. Ostatnim obiektem, jaki zwiedziliśmy w Trzemesznie była miejscowa restauracja "Czeremcha" i wcale nie kawa była pierwszą potrzebą, jaka nas tam gnała. Zaspokoiwszy potrzebę i wypiwszy kawę ruszyliśmy pod dworzec, a spod dworca na szlak do Mogilna. Kierowniczka Alinka aż do końca trzymała w tajemnicy informację o liczbie kilometrów, jaka była do przejścia. Wydało się to podejrzane, więc Włodek Parnasow zainstalował sobie krokomierz. W drodze Pani Kierownik zaplanowała kilka punktów, które ułatwiły (jeśli nie umożliwiły) przejście tej ogromnej odległości. Już po czterech kilometrach zatrzymaliśmy się pod wiejskim sklepikiem na piwo. Potem pocieszani przez kierowniczkę, że następny punkt już niedaleko, dotarliśmy do wieży widokowej w Dusznie. Z wieży Pani Kierownik pokazała nam, sprawiające wrażenie niedalekiego, Mogilno (zresztą Gniezno stamtąd też wydawało się niedalekie), w związku z czym napełnieni nadzieją bliskiego kresu ruszyliśmy na ostatni odcinek wędrówki. Po drodze powoli ta nadzieja gdzieś się ulotniła, ale kiedy minęliśmy tablicę z napisem MOGILNO, wstąpiła w nas na nowo. Na ostatnich nogach przeszliśmy cmentarz i dotarliśmy nad jezioro, a tam okazało się, że cel jest po jego drugiej stronie. Nie wiem, jak to się stało, że w końcu dotarliśmy do klasztoru. Nie wiem też, skąd mieliśmy siły, żeby po rozlokowaniu się i obiedzie, podanym w refektarzu, pod przewodnictwem bardzo miłego i pełnego wszelkiej wiedzy historycznej pana Zenka obejrzeć klasztorne podziemia oraz kaplicę i wrócić jeszcze do parku na drugim końcu jeziora na imprezę z okazji Dni Mogilna. Nie wiem też o czym rozmawialiśmy (Alinka chyba snuła plany na następny dzień) w refektarzu po powrocie do klasztoru, bo zasnęłam na siedząco. Rankiem jednak obudziłam się w naszej klasztornej celi, co oznaczało, że jednak do niej w końcu dotarłam. Po Mszy św. i śniadaniu pożegnaliśmy gościnne progi monastyru, zajrzeliśmy jeszcze z ciekawości do kościoła św. Jakuba z połowy XVI w. i ruszyliśmy w stronę Chabska z postanowieniem obejrzenia pokazu na Zlocie Miłośników Militariów. Nie było lekko i łatwo, choć plecaki były już lżejsze, jednak okazało się, że z powodu deszczu, który nas nie zniechęcił, panowie Miłośnicy już się ulotnili. Na placu boju pozostał tylko SKOT w kolorze pustynnym i parę granatów. Zwiedziliśmy za to Muzeum Ziemi Mogileńskiej i poszliśmy na dworzec do Wydartowa. Trzeba przyznać, że gdybym nie dała się skusić na ten wyjazd, to miałabym czego żałować.

Fotoreportaż

Czas nam minął bardzo pracowicie: zrealizowaliśmy podróże do Toskanii i nad najpiękniejsze jeziora Europy, trafiła się nam także podróż do Gniezna zabytkową lokomotywą z firmą TURKOL na koronację króla Chrobrego.

Zbliża się koniec sierpnia, a więc i nasz sierpniowo-wrześniowy wyjazd. W tym roku górskie szczyty zamieniamy na piaszczyste wydmy, a szemrzące strumyki na szumiące morze. Gdyby jednak ktoś chciał pomyśleć, że będzie łatwo, to kierownik już zapowiedział trasy z góry na dół i, co gorsza, z dołu do góry. Na szczęście woda morska leczy spuchnięte nogi.

W międzyczasie Zarząd Koła PTTK nr 8 wszedł w posiadanie takiej oto notatki:

Styczeń'2011. Na Wolin wybiera się speckomando "Poznańczanie", które od 62 lat penetruje poszczególne lokalizacje w Polsce. Władze województwa szczecińskiego i gminy Wolin zlecają rozpoznanie speckomanda i całodobowy monitoring przywódców grupy.

Maj'2011. Speckomando "Poznańczanie" dostało przydział do garnizonu POSNANJA w Międzywodziu. Szczecin i Wolin zrzekają się władzy na rzecz Międzywodzia, które ogłasza alert różowy, sporządza plan działania i rozdziela role.

Lipiec'2011. Alert w kolorze pomarańczowym. Przygotowania do przyjęcia speckomanda idą pełną parą.

1. Z Szanghaju leci czarterem AirChina partia dezajnerskich deszczpałatek.

2. Z knajp i składów na głównej arterii Międzywodzia stopniowo znika Lech. Wiadomo - Lechici nie tkną Lecha za sprawą Lech Kolejorza. Pojawiają się duże ilości piwa Żubr i inne szlachetne trunki (na przykład rum).

3. Agora S.A. zwiększa nakład Gazety Wyborczej i otwiera nowe punkty dystrybucyjne w Międzywodziu i bratnich miejscowościach.

4. Spece od marketingu zamawiają partię krawatów w kolorze biało-niebieskim oraz sandałów trekingowych na szpilkach.

5. Poczta Polska wiesza się na bramie garnizonu POSNANJA, przewidując duże obroty.

6. Do biura festiwalowego w Kamieniu Pomorskim wpływa prośba od Poznańskich Słowików - czy mogą wystąpić? Kamień nie jest z kamienia i się zgadza.

7. Doktor Adalbert Medicus Łapka zleca przegląd swojego Chevroleta.

8. Trubadur Luciano Pavarottiano z Międzywodzia inwestuje w nowe basy.

Sierpień'2011. Alert żółty. O speckomandzie, dzięki mechanizmowi komunikacji międzygenotypowej, dowiaduje się świat zwierzęcy.

1. Wydry polerują Wydrzy Głaz. Zamawiają u bobrów stołki. Bobry odmawiają - ich stołki nie nadają się do siedzenia, co najwyżej do wbijania się na pal.

2. Orzeł bielik zajmuje pozycję na najwyższym kikucie drzewa na wyspie Mielin i wprawia się w roli celebryty.

3. Kormorany potrajają produkcję guana. Liczą na lukratywny kontrakt z Zarządem Miasta Poznań na energooszczędną dewastację zieleni miejskiej - bez użycia pił spalinowych.

4. Komary symulują trasy przemieszczania się speckomanda. Stosują w tym celu ANALIZĘ WIELOKRYTERIALNĄ, ALGORYTMY UCZĄCE SIĘ oraz DANE HISTORYCZNE o dyslokacji i przelotach mechanicznych komarów V2 i V3.

5. Zaniepokojone rosnącym popytem na Żubra, żubry w Kwasowie wywieszają wywieszkę "Przerwa urlopowa do 4 września".

26 sierpnia 2011. Alert rozpalony do białości. Komary i kormorany w pełnej gotowości. W garnizonie POSNANJA, w oknie apartamentu o podwyższonym standardzie wielka wlepka PREZES. Oberżyści wywierają wierzeje na oścież. Doktor grzeje silnik Chevroleta. Trubadur namaszcza struny głosowe Żubrem z żółtkami. Sernik w piecu. Ceny skaczą. Serca skaczą.

Rzutem na taśmę zawistna konkurencja podmienia tablicę "Garnizon Posnanja" na "Pensjonat Varsowia" i rozmieszcza na drogach dojazdowych samochody z rejestracją mafii pruszkowskiej. Nic to! Speckomando "Poznańczanie" wspierane przez desant z Seledynowej Góry, ogarnia miłość do Varsowii.

Z pieśnią na ustach "Niech Twe mury mkną do góry, o Varsowio" speckomando obejmuje garnizon we władanie na 10 pełnych dób.

A co dalej było i jak się skończyło - o tym notatka milczy. Ale my wiemy... (KC)

WOLIN'2011

I stało się... Kierownik Stefek Chojnacki stanął na wysokości zadania (jak zwykle zresztą) i pojechaliśmy. O godzinie 7:00 nasz kierowca Krzysztof zabrał nas autokarem spod Politechniki do Międzywodzia. Jednak nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie zahaczyli po drodze o jakieś ciekawe zakamarki. Odwiedziliśmy nietoperze w labiryntach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego i wpadliśmy przejazdem do Pyrzyc (Piritium), żeby obfotografować średniowieczne mury, wieże i kościoły tego sędziwego miasta. A wieczorem już witaliśmy się z morzem. Jedni zamoczyli tylko stopy, witając się kurtuazyjnie, inni po słowiańsku wpadli morzu w objęcia po czubek nosa, a morze ciepło wszystkich przywitało. Taki leniwy był wieczór pierwszego dnia, bo od następnego dnia, od samego rana już biegaliśmy trasami las-plaża, plaża-las, góra-dół, dół-góra, Międzywodzie - Międzyzdroje, Dziwnów, Świnoujście, Kamień Pomorski. I te widoki!!! Te wysokie skarpy, urokliwe klify, pod stopami ciepły piasek i chłodna morska woda, te kilometry przemierzone na boso z nieustającym szumem morza w uszach. To miało swój urok i stworzyło niepowtarzalny klimat tej wycieczki. Po powrocie nikt nie padał "na pysk", tylko jeszcze szukał wrażeń. Bardzo gościnny personel naszego Ośrodka "stawał na głowie", żeby nam było przyjemnie. Rozpalał ogniska, pasł kiełbaskami i poił piwem, żeby się nam dobrze śpiewało, organizował tańce, hulanki i swawole, żebyśmy mogli sobie poskakać. Skąd mieliśmy tyle sił? Chyba z morskiego powietrza... no i, oczywiście, z dobrego stołówkowego jedzenia, jakie nam serwowano. A poza tym z gofrów z okładem, lodów, ciastek z kremem, kawy ze śmietanką, czekolady na gorąco i na zimno, okraszonych podpłomyków z Jomsborga, piwa, golonek, przeróżnych zup przed obiadem... Krótko mówiąc z wynalazków geniuszy świata kulinarnego. Można odnieść wrażenie, że tylko chodziliśmy i jedliśmy. Nic podobnego. Również pływaliśmy i to nie tylko pierwszego dnia. Byli wśród nas tacy, którzy systematycznie mrozili swoje ciało od rana w morskiej wodzie - podobno dla zdrowia i urody. Zwiedziliśmy też stateczkiem, nomen omen "Chateaubriand", port w Świnoujściu i brzegi Świny. Przewodnik z dużym zaangażowaniem pokazywał nam za oknem - po prawej wojskowe okręty, a po lewej kormorany, po prawej piękna wyspa, a po lewej kormorany, po prawej suchy dok, a po lewej kormorany, po prawej poniemieckie pozostałości po II Wojnie Światowej, a po lewej orzeł bielik. Kiedy zeszliśmy na ląd, Świnoujście było już nasze. Od Muzeum Rybołówstwa po deptak. Szczególnie nasze były kawiarenki. Zresztą kawiarenki wszędzie były nasze. Kiedy napadliśmy na Dziwnów, w lokalach zabrakło krzeseł. Tacy jesteśmy turyści. Osobną historią w tym hulaszczym życiu był Kamień Pomorski. Specjalnie dla nas zagrały katedralne organy. Nasze dusze chciały się wyrwać z tych grzesznych ciał. Potrzeba nienasyconych dusz była tak ogromna, że wieczorem następnego dnia odbył się kolejny koncert. Tym razem zaśpiewały Poznańskie Słowiki. Żyć, nie umierać!!! Jednak w końcu przyszedł Koniec. Tak to z nim bywa, że jest nieunikniony wszędzie, gdzie się coś zaczyna. Ostatniego wieczora zakończyliśmy w wielkim stylu - bardzo twórczo i radośnie mimo, że wcale nie było nam przez ten Koniec do śmiechu. "Precz smutki, niech zginą (...) jutro znów spotkamy się".

Wolin'2011

Przyroda wolińska

No i spotkamy się - w Porażynie. Najmilejsi, wylosowani na Wolinie postanowili tam zorganizować spotkanie powycieczkowe. Zapowiada się ciekawie. Bawić będziemy tym razem w pałacowych komnatach. Zanim to jednak nastąpi, zrobimy wyprawę do Parku Mużakowskiego pod wodzą Aliny Borysionek.

A 18 września część naszych łazików smażyła konfitury w Mniszkach koło Kamionnej. Jurek Baer zwany Grzesiem wiódł towarzystwo od rana przez całe 6 km, żeby przedtem zdążyło zgłodnieć i nie zmarnowało konfitur. Reportaż z tego wydarzenia poniżej:

WIELKIE SMAŻENIE POWIDEŁ, CZYLI BABIE LATO W MNISZKACH

Wycieczka piesza (z dojazdem) –niedziela 18 września 2011r.

Zgodnie z komunikatem, organizator wycieczki pojawił się o godzinie jedenastej na parkingu przed kościołem w Kamionnej. Uczestnicy wycieczki pojawili się znacznie wcześniej. W oczekiwaniu na organizatora zdążyli zwiedzić kościół i zapoznać się z innymi ciekawostkami Kamionnej (np. kamień milowy z XIX-wiecznej szosy Poznań-Berlin). Ruszyliśmy więc w drogę do Mniszek (6 km) szlakiem rowerowym Powstań Narodowych (czerwony, pętla Międzychodzka). Wcześniej urodzeni, na zajęciach studium wojskowego poruszali się pieszo - po czołgowemu. Szlak jest wprawdzie rowerowy, ale dla nas był pieszy. Po paruset metrach napotkaliśmy pierwszą przeszkodę. Pięknie wyłożona kostką brukową ulica Dolna została zalana błotem z wyżej położonych pól (efekt nocnej ulewy). Przeszkodę pokonano dwoma sposobami. Pierwszy polegał na przejściu chodnikiem pokrytym błotem. Sposób szybki. Buty i spodnie co nieco nabrały błota. Sposób drugi był bardziej wyrafinowany. Trzymając się siatki ogrodzeniowej poruszano się bardzo wolno na podmurówce płotu. Wyznawcy tego sposobu zachowali czyste buty i spodnie. Zgodnie z komputerową prognozą nie padało i dziarsko poruszaliśmy się w wybranym kierunku. Szliśmy między morenowymi wzgórzami z wielogatunkowymi lasami. Przed Mniszkami droga wiodła piękną dębiną. W końcu w Mniszkach zobaczyliśmy wreszcie Kamionkę, której doliną podążaliśmy. Weszliśmy do Centrum Edukacji Regionalnej i Przyrodniczej. Centrum to założony w wyremontowanych dawnych budynkach folwarcznych ośrodek, w którym można zobaczyć warsztaty pokazowe ginących zawodów - kowalski, szewski, garncarski, wikliniarski, stanowisko pszczelarza, sprzęty dawnego gospodarstwa domowego oraz poznać cykl prac rolniczych i dawne maszyny rolnicze. Eksponaty pochodzą z darów mieszkańców okolicznych wsi. Jest to obraz wsi znany z dzieciństwa wcześniej urodzonych. W niedzielę 18 września na podwórzu ośrodka żegnano lato i smażono powidła. Według miejscowej prasy (Tydzień Międzychodzko-Sierakowski) w wielu miedzianych kotłach usmażono tonę powideł. Chochlą w kotle mieszał także nasz przedstawiciel Andrzej L. Dostał do degustacji kubeczek powideł. Powidła zawekowane można było kupić w kolonialce, która stanowi fragment ekspozycji. Nasza grupa zajęła lożę z widokiem na całość. W tak wygodnym miejscu degustowaliśmy placek wysoki i niski wypieczony przez członkinie zespołu Chojanki ze wsi Chojna w Puszczy Noteckiej. Panie z zespołu nie tylko sprzedawały placek, ale także na estradzie żegnały lato wielkopolskimi śpiewkami. Placek reklamowano jako drożdżowy. Nasze badania wykazały, że ten niski wypieczony był na proszku. Co bardziej zgłodniali wycieczkowicze pożywili się także kiełbasą i kaszanką z rożna. A na podwórzu oprócz smażenia odbywały się różne występy. Tańczono z chorągwiami i demonstrowano wyższą szkołę puszczania baniek. A w warsztacie garncarskim wykonano dla dzieci Hermesa ceramiczne skarbonki. Według miejscowej prasy entuzjastów powideł w Mniszkach było ok. 4 tysięcy. Wszystkie drogi dojazdowe były zastawione setkami samochodów. Po ok. 2 godzinach ruszyliśmy w drogę powrotną. Towarzyszyła nam niestety mżawka. Wracaliśmy do Kamionnej tym samym rowerowym szlakiem, ale drugą stroną doliny Kamionki. Trasa (ok. 5 km) wiodła wśród zaoranych wzgórz. Tuż przed Kamionną minęliśmy najwyższe wzniesienie w okolicy, czyli Kozią Górę (112 m pnm). Wydaje się, że góra, która powstała na powiatowym wysypisku śmieci koło nieczynnej stacji kolejowej Prusim, jest już wyższa. Przy samochodach na parkingu przy kościele w Kamionnej wycieczkę rozwiązano. W wycieczce uczestniczyło 13 osób, w tym troje dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Dzieci bez problemu pokonały pieszo 11 kilometrów trasy. (JB)

Zdjęcia z Mniszek

PARK MUŻAKOWSKI

Fotoreportaż

SPOTKANIE POWYCIECZKOWE - PORAŻYN

Niespełna tydzień później, w sobotę 15 października, autokar zabrał nas sprzed Politechniki w kierunku Opalenicy. Tam kierowca, pan Robert na rozkaz kierownika Michała wyrzucił nas na placu i zwiedzanie miasta rozpoczęliśmy od sesji zdjęciowej przy zrekonstruowanym motocyklu marki LECH, produkcji polskiej. Nacieszywszy się tą zabawą, poszliśmy grzecznie całą grupą i parami (chodnik był wąski) za kierownikiem zwiedzić jeszcze kościół św. Mateusza z XVI wieku i poewangelicki XIX-wieczny kościół św. Józefa w Opalenicy, a potem już krętą ścieżką pośród pól pobiegliśmy szukać autokaru w Sielinku. W Sielinku był autokar i był Ośrodek Doradztwa Rolniczego z Muzeum Gospodarki Mięsnej, którego nie ominęliśmy. Muzeum pobudziło nasze apetyty (z małymi wyjątkami). Zjedliśmy więc pod sklepem zapasy, dzieląc się nimi po chrześcijańsku i ruszyliśmy ostatecznie już zdobyć pałac w Porażynie, gdzie spodziewaliśmy się obiadu. Trzeba przyznać, że wytrząsnęliśmy z siebie wszystko przez te 10 km trasy, mimo przerwy technicznej pod przydrożną kapliczką. Głód dawał się nam już we znaki, kiedy przemierzaliśmy ostatnie metry przez park pod pałacem. Obiad podano w przytulnej oficynie, bo zapowiadane komnaty były już zajęte. Mimo to, jednak, bawiliśmy się przednio. Najmilejsi w składzie (w porządku alfabetycznym): Halinka Marciniak, Michał Skalski i Marylka Teisner przygotowali dla nas loterię fantową, quiz na temat wycieczki na Wolin i krótki konkurs umiejętności aktorskiej interpretacji tekstu. Najmilej Nam Panującym Prezes wręczył Symboliczny Wałek, żeby zalegalizować ich działalność i ugruntować władzę nad organizowaniem spotkania. Po tej ceremonii Najmilejsi mogli już bez przeszkód i obaw o utratę władzy poprowadzić naród do autokaru i odwieźć do Poznania.

Zdjęcia ze spotkania

Trasy zaproponowane przez Krysię Balińską i Irenkę Przybylską:

23 października OKOLICE GOŁUCHOWA

Trasa "Okolice Gołuchowa" (łącznie 12 km) była bardzo ciekawa. Widzieliśmy zaporę na rzece Ciemna i sztuczne jezioro, największy w Wielkopolsce głaz narzutowy (obwód 22 m), zwiedziliśmy zamek w Gołuchowie, piękny park i nawet zagrodę danieli, żubrów (cztery młode) i tarpanów. (KB)

6 listopada OKOLICE WĄGROWCA

Do tej trasy zachęcił nas poniższy mail: (...) Grupa się uaktywnia coraz bardziej. Otrzymaliśmy następną propozycję: "Zapraszamy na kolejną trasę pieszą "Okolice Wągrowca", tym razem w niedzielę 6 listopada 2011. Dojazd samochodami. Zbiórka o godz. 8:30 na Rondzie Rataje (stacja benzynowa BP). Irenka Przybylska i Krysia Balińska" (...)

SZLAKIEM ŚW. JAKUBA

Na pomysł zorganizowania prezentacji wpadła Alinka Borysionek po rozmowie ze swoimi znajomymi Jolą i Zbyszkiem Janczakami. 04 listopada w Klubie Profesorskim, użyczonym nam po raz kolejny przez Wydział Elektryczny, Jola i Zbyszek przedstawili swoją wyprawę przez Francję i Hiszpanię tzw. szlakiem św. Jakuba, czyli szlakiem pielgrzymkowym do katedry w Santiago de Compostella. Obejrzeliśmy mnóstwo zdjęć, na podstawie których goście opowiedzieli nam o wyprawie. Założeniem tych pielgrzymek jest samotne podróżowanie pieszo lub konno (dopuszczone są też rowery). Nie wchodzą w grę żadne inne środki transportu, dlatego też taka pielgrzymka trwa całymi tygodniami i ważne jest wcześniejsze zarezerwowanie tego czasu. Nie planuje się też miejsc noclegowych - nocuje się tam, gdzie uda się dojść, a wzdłuż szlaku takie miejsca dla pielgrzymów są zapewnione. Mogliśmy na własne oczy zobaczyć, że taki sposób podróżowania pozwala na bliski kontakt z miejscem, ludźmi i kulturą. Dopiero po powrocie z takiej wyprawy można powiedzieć, że się coś widziało i doświadczyło. Państwo Janczakowie nie poprzestali na przejściu francusko-hiszpańskiego odcinka szlaku. Są również inicjatorami wytyczenia w Wielkopolsce tzw. szlaku nadwarciańskiego. Szlak św. Jakuba jest siecią szlaków mających początek w bardzo wielu miejscowościach w Europie (według tradycji rozpoczynał się od progu domu) i jest odtworzony ze średniowiecznego szlaku pątniczego, a jego cechą charakterystyczną jest symbol muszli i żółta strzałka. Na koniec jeszcze mogliśmy poczuć się jak jakubowi pątnicy i przy akompaniamencie gitary pośpiewać pieśni pielgrzymów i to nie tylko po polsku, ale i po hiszpańsku.

RAJD 11-LISTOPADOWY - GOŁUCHÓW

Na kolejny autokarowy Rajd Niepodległościowy wyruszyliśmy w sobotę 12 listopada. Pod swoje skrzydła wziął nas Marek Sowiński - kopalnia wiedzy historycznej, który ma już zorganizowanie kilku takich rajdów na swoim koncie. Celem tych wyjazdów są miejsca martyrologii związane z walką Polaków o niepodległość, przede wszystkim w Wielkopolsce. Rozpoczęliśmy od lasów w okolicach Gołuchowa, w których znajduje się miejsce pochówku tysięcy ofiar hitlerowskiej eksterminacji na tych terenach. Na niewielkim obszarze ogrodzonym barierką zniszczoną przez wrześniową trąbę powietrzną pochowani zostali Polacy i Żydzi. Stamtąd przeszliśmy do leżącego niedaleko granitowego głazu 3,5 metrowej wysokości (nie licząc 2 metrów wgłąb) zwanego Kamieniem św. Jadwigi, będącego atrakcją turystyczną tego rejonu. Następnym punktem w naszym planie było Szczypiorno - dzielnica Kalisza, gdzie niegdyś istniał obóz jeniecki. Zostali w nim osadzeni legioniści z I i II Brygady, którzy odmówili złożenia przysięgi na wierność cesarzowi niemieckiemu. Niezłomna postawa uwięzionych Polaków była przyczyną przełomu w walce o niepodległość. Pamiątką tych wydarzeń był pomnik, po którym pozostał tylko cokół. W samym Kaliszu, natomiast, na cmentarzu miejskim przy Rogatce uczciliśmy pamięć siedmiu legionistów, którzy zmarli z powodu nieludzkich warunków panujących w obozie w Szczypiornie. Zanim jednak tam dotarliśmy, odwiedziliśmy cmentarz, na którym pochowano zmarłych żołnierzy z Armii Ukraińskiej, internowanych w Polsce i rozmieszczonych w obozach. Na tym zakończyliśmy część patriotyczną naszego Rajdu. Zbliżała się czternasta, a więc należało ruszyć w kierunku Gołuchowa, gdzie planowaliśmy zwiedzanie zamku Leszczyńskich i gdzie czekano na nas z obiadem. Kto jeszcze tego zamku nie widział, powinien uzupełnić ten brak znajomości polskiej architektury i sztuki. Zebrane tam dzieła pochodzą z kolekcji Izabelli z Czartoryskich Działyńskiej. Sam zamek, będący budowlą obronną, otoczony pięknym parkiem prezentuje się wyjątkowo okazale i jest znakomicie wkomponowany w naturalne ukształtowanie terenu. Wykwintny obiad podano nam w Domu Pracy Twórczej należącym do zespołu pałacowo-parkowego i będącym niegdyś domem zarządcy folwarku. Tam też po obiedzie, śpiewając patriotyczne pieśni, zjedliśmy smaczne tradycyjne rogale marcińskie.

Wspomnienia z Rajdu

WYPRAWA NA JASKINIĘ ZAPOMNIANYCH SNÓW

28 listopada Zarząd Koła dostał maila o takiej treści: Cześć Iwonka! Zdaje się, że Luba (prawie kinomanka) organizuje, w ramach nieformalnego kinowego Klubu Seniora PP, w najbliższy wtorek (29.11) wyjście na znakomity film pt. "Jaskinia Zapomnianych Snów". Film prezentuje obrazy namalowane przed ok 30 tys. lat w niedawno odkrytej jaskini we Francji. Turystów tam w ogóle nie wpuszczają - jedyna okazja w kinie Rialto o godz. 15.30. O czym zawiadamia Jerzy K. Kilanowski (prawie kinofob). Film jest w 3D. Ponieważ może być duża frekwencja, Luba stanie do kolejki po bilety ok. godz. 15.OO. Można się obawiać, że tuż przed początkiem seansu może nie być już biletów - tak dobry jest ten film. Iwonka, jeżeli uznasz za stosowne, wyślij to wszystkim TURYSTOM. Pozdrawiam. JKK. Po przeczytaniu tego maila zebrała się grupa zadeklarowanych kinomanów i poszła, co dało początek nowej formie turystyki uprawianej przez nasze Koło, tzn. TURYSTYCE KINOWEJ.

Mniej
Rok 2012
Więcej

W tym roku po raz pierwszy spotkaliśmy się w piątek 27 stycznia, żeby w kameralnej atmosferze (było około 40 osób - w porywach nawet więcej) wspomnieć, co robiliśmy w zeszłym roku i zaplanować, co będziemy robili w tym. Do organizowania wycieczek zgłosiła się Alinka Borysionek ze swoim projektem wyjazdu na Łuk Mużakowa i sprawdzony już tandem kierowniczy Krysia Ciesielska i Joasia Powidzka z pomysłem "wypadu" na Roztocze, a ze strony Grzesia Baera padła propozycja wskrzeszenia Rajdów Rodzinnych. Poza tym każdy miał coś do powiedzenia, gwarno było i radośnie. Zaś w drugiej części spotkania towarzystwo nieco ucichło, bo pojawili się Goście Specjalni Maria i Krzysztof Paszkowscy zaproszeni przez Ewę i Stefka Krajewskich, żeby zaprezentować nam ISLANDIĘ - KRAINĘ OGNIA I LODU. Trzeba powiedzieć, że prezentacja wypadła znakomicie - na przemian robiło się wszystkim gorąco i zimno, a zdjęcia były tak fascynujace, że znalazło się nawet kilku śmiałków, którzy zapragnęli zobaczyć te cuda "na żywo".

N-TY Z KOLEI RAJD ŚNIEŻYCOWY

Zanim wyruszyliśmy na tą niebezpieczną i pełną przygód wyprawę, śledziliśmy komunikaty Nadleśnictwa Łopuchówko. W końcu nadszedł moment, kiedy kwitnienie śnieżycy osiągnęło odpowiedni do oglądania procent. Niezastąpiona w słaniu wici Iwonka Pujanek zwołała brać i w niedzielę 25 kwietnia ruszyliśmy kupą do Jaru Śnieżycowego. Tego dnia rojnie było na trasie, bo i pogoda sprzyjała. Na wąskim drewnianym chodniku w rezerwacie trudno było się utrzymać, żeby nie spaść (nie zejść) z niego. Jednak cośmy zobaczyli, tośmy zobaczyli i można powiedzieć teraz z całą pewnością, że wiosna przyszła i SEZON TURYSTYCZNY ZOSTAŁ OTWARTY.

PRZEZ LAOS I KAMBODŻĘ

18 kwietnia o godzinie 18:00 w "starym" Klubie Profesorskim para globtroterów-pasjonatów, Romek Chabowski i Alina Wrocławska, opowiadali nam i pokazywali Laos i Kambodżę. Prelegenci mówili tak ciekawie i prezentowali tak interesujące zdjęcia, że nikt nawet nie zauważył, jak minęły prawie trzy godziny. A poza tym, jak zwykle, miło było się spotkać i pogadać tym bardziej, że zaparzyliśmy sobie kawę i upiekliśmy ciasto.

ABSOLWENT O ZBYSZKU

W 66. (grudzień'2011), 67. (marzec'2012) i 68. (czerwiec'2012') numerze Kwartalnika Stowarzyszenia Absolwentów Politechniki Poznańskiej "Absolwent" znalazł się artykuł o naszym wszędobylskim Zbyszku Tomaszewskim. Artykuł nosi tytuł "Podróż dookoła świata" i jest obszerną trzyczęściową relacją z ubiegłorocznej prelekcji Zbyszka na temat jego wyprawy "W 90 dni dookoła świata".

Absolwent nr 66

Absolwent nr 67

Absolwent nr 68

TOSKANIA, CZYLI ITALIA DLA KONESERÓW

Od 27 kwietnia do 05 maja grupa PTTK PP smakowała Toskanię. Organizatorka, Alina Borysionek, widząc nienasycenie turystów po pierwszym zeszłorocznym rekonesansie, postanowiła przygotować Toskanię po raz drugi. O tym możemy przeczytać w artykule Aliny Baerowej o bardzo długim, jednak wiele mówiącym tytule "Bardzo subiektywne wspomnienia z wycieczki Koła nr 8 PTTK przy Politechnice Poznańskiej do Toskanii w dniach 27.04-05.05.2012 r.".

Galeryjka

ŁUK MUŻAKOWA

Krótki fotoreportaż Marysi Kalinowskiej

PRZEZ LUBLIN NA ROZTOCZE

W piątek 24 sierpnia z samego rana Grupa Turystyczna "Roztoczaki" wyjechała autokarem spod Politechniki na Piotrowie w sile 44 osób z jednym kierowcą bez zbędnego hałasu, ale za to z niezbędnym bagażem i wiktem na dwa dni w kierunku Lublina, zwiedzając po drodze poniemiecki Bunkier w Konewce (w pobliżu Spały) i Dworek Kochanowskiego Jana w Czarnolesie. Silną tę Grupę w tym roku wzięły pod swoje dowództwo dwie niezłomne i sprawdzone w boju kobiety Joanna Powidzka i Krystyna Ciesielska, zwane już od jakiegoś czasu "tandemem kierowniczym". Rozlokowawszy się po obiadokolacji w DS-ie Lubelskiego Uniwersytetu Przyrodniczego Grupa ruszyła na zwiady i po dokładnym rozpoznaniu terenu, uznając, że nadaje się do zwiedzania, wróciła na nocleg. Następnego dnia oswojone już i bardziej przyjazne miasto zostało zwiedzone pod czujnym, matczynym okiem kierowniczki Krystyny i pod przewodem pani Ewy - przewodniczki z Lublina, która swego czasu oprowadzała nas już z sukcesem po Kazimierzu Dolnym. Pracowity ten dzień uwieńczony został Mszą św. w Kościele Garnizonowym i uroczystą obiadokolacją z deserem podaną w Restauracji Słupskiej, dawniej zwanej Karczmą Słupską. Niewybiegani i z nadmiarem energii turyści, przygotowani na dwudziestoparokilometrowe szlaki pozostali na "dancingu", który przerodził się w huczną wielokulturową imprezę, gdzie w pokojowej atmosferze bawiło się razem towarzystwo z kilku miast Polski. Niedzielny poranek, zamknąwszy stary rozdział wycieczki - "PRZEZ LUBLIN" i jednocześnie otworzywszy nowy - "NA ROZTOCZE", zastał nas już pakujących bagaże. Żegnając z okien autokaru (wyjątkiem była nasza osobista wizyta w Domu Mędrców, czyli szkole cadyków) gościnne miasto Lublin, udaliśmy się, zwiedziwszy przy okazji skansen - Muzeum Ziemi Lubelskiej, do Zwierzyńca i dalej do Krasnobrodu, gdzie w Zajeździe słodko "Pszczelińcem" zwanym rój nasz spożył wieczorny posiłek. Dalej już tylko były kilometry różnokolorowych szlaków (przeważnie niebieskich), które kokieteryjnie pojawiały się to znów znikały, żeby znowu się gdzieś pojawić. O dzięki Wam, nasze przewidujące Kierowniczki, za to, że nakazałyście nam zabrać ze sobą mapy i kompasy! Ci, którzy się na tych wynalazkach znali nie zginęli w labiryntach ścieżek i leśnych traktów i nie musieli osiąść z rozpaczy w mołotowskich bunkrach jak inni, których ślady spotykaliśmy na żółtym szlaku. Piękne jest Roztocze z lekka tylko pofałdowane, we wzorek wąskich, zbożowo-fasolowo-tytoniowych poletek, piękne są bukowe lasy z mchem sprężystym, jak materac najnowszej generacji. Jak gościnne są drogi wysadzone jabłoniami, z których wędrowiec może zerwać krzepiący owoc. Nawet pogoda była dla nas życzliwa - słonecznie było i gorąco za dnia i ciepło wieczorem przy ognisku. Podsumowując wycieczkę wieczornym spotkaniem jeszcze w Krasnobrodzie wybraliśmy w demokratycznych (tym razem i bez żadnych krętactw) wyborach Najmilejszych, których misją miało stać się od tego dnia zorganizowanie Spotkania Powycieczkowego. Potem nastąpił trzeci rozdział wycieczki, nieobecny w jej nazwie, "PRZEZ NAŁĘCZÓW DO POZNANIA". Piękne to uzdrowisko ugościło nas w murach Archidiecezjalnego Domu Rekolekcyjnego, odkrywając wieczorem swoje zabytki i kawiarenki. Snucie się mamy we krwi, a więc snuliśmy się z lubością po Nałęczowie do późna. Rano znowu spakowaliśmy swoje podróżne torby i plecaki do autokaru i daliśmy się zawieźć bez stawiania oporu do Poznania, zaglądając jeszcze do Muzeum Reymonta i spożywając ostatni obiad w Lipcach Reymontowskich, czy też odwiedzając arboretum (lwia część urwała się na gminne dożynki) w Rogowie. A następnego dnia ... Ale to już inna bajka.

Zdjęcia z wycieczki

Na odzew Najmilejszych nie trzeba było długo czekać. Już są plany spotkania powycieczkowego w ogrodzie zimowym Hotelu "Belfer" (nazwa w sam raz dla pracowników dydaktycznych Politechniki Poznańskiej) w Zwoli koło Zaniemyśla nad Jeziorem Raczyńskim.

ZANIEMYŚL - spotkanie powycieczkowe

Autorzy: Grzegorz Gawlak - kierownik i Jego zastępcy do różnych spraw: Jadwiga Jendraszyk, Agnieszka Grzelczak i Grzegorz Ossowski oraz asystentki kierowników: Lucyna Bartosiewicz i Krystyna Gawlak

Sobotni poranek 6 października - pod Politechniką znowu rojnie i gwarno. Pakujemy się do autokaru, żeby wyruszyć w kierunku Zaniemyśla. Do autokarowego bagażnika wędrują paczki o bliżej nieokreślonej zawartości. Organizatorzy z tajemniczym uśmieszkiem chowają pod pazuchą dziwne kije, koła i berety. Podobno jest też i podkowa. Coś kombinują. Mimo to, jeszcze im ufamy i grzecznie siadamy na swoich miejscach. Najmilejsi rozpoczęli powoli i delikatnie realizowanie swojego planu: Zaniemyśl - kościół pw. św. Wawrzyńca, opowieści przewodnika o kościele, Zaniemyślu i hrabim Edwardzie Raczyńskim, krótki spacer nad Jeziorem Raczyńskim, a następnie przejazd autokarem na parking leśny. Z parkingu dwu i półgodzinny spacer po lesie i nad jeziorem. Świeże powietrze, grzyby, łabędzie i różne leśne żyjątka. Apetyty dopisywały. Zjedliśmy, popiliśmy i chcieliśmy już wracać do autokaru. Nie było to jednak takie proste. Najmilejsi na koniec postanowili nas jeszcze przećwiczyć. Prawdopodobnie był to kolejny sposób na pobudzenie zaspokojonego już w drodze apetytu. O nierozważni! Resztę swojego wiktu oddaliśmy łabędziom, bo nie przeczuwaliśmy, co nas czeka. Widać, że nie brakowało kierownictwu szatańskich pomysłów. Ćwiczono nas na kilka sposobów: kiczka po poznańsku, rzut beretem na dużą odległość, kręcenie biodrem z hula-hopem i rzucanie podkową do celu. Głodni, zmęczeni i powłóczący nogami dotarliśmy do autokaru, który zawiózł nas do hotelu "Belfer" w Zwoli na obiad. Po przyjeździe nie wpuszczono nas tak od razu. Musieliśmy skruszeć. Niejednemu przyszło do głowy, że zanim wejdziemy, rzucą nam wory pokutne. Kiedy jednak uchyliły się podwoje, powitano nas, co prawda nie chlebem i solą, ale proroczymi jabłkami i lipieckimi serwetkami (patrz: Zdjęcia z wycieczki). Przywitała nas też sama pani Kierownik Hotelu krótkim wykładem o dawnej i bliższej historii "Belfra". A żeby tylko. Po królewskim obiedzie z paczek, których nieodgadniona zawartość frapowała nas od początku, wyciągnięto ciasto, a organizatorzy poszli na całość. Spokojny dotąd zaniemyski las otaczający lokal doznał szoku. Po przejęciu Wałka Władzy od poprzednich Najmilejszych wyświetlono premierę filmu Marka Molendy z wyprawy na Roztocze, Grześ Gawlak zaśpiewał i zagrał na ukulele w towarzystwie Jadźki, rozdano cenne nagrody - prorocze jabłka dla najlepszych sportowców za podbijanie, rzucanie i kręcenie przed obiadem. Owacjom dla Najmilejszych nie było końca. W porywie uczuć postanowiono postawić im pomnik, by stali się natchnieniem i przykładem działania zespołowego dla następnych pokoleń Najmilejszych. Mimo wszystko wróciliśmy tego dnia i tym razem do domów. Kto wie jednak, za którym razem nie wrócimy. Nasze spotkania są coraz bardziej fascynujące.

Zdjęcia z wycieczki

ŻERKOWSKO-CZESZEWSKI PARK KRAJOBRAZOWY

Ta wycieczka była bardzo kameralna, jeśli policzyć na niej członków Koła nr 8 Pracowników Politechniki Poznańskiej. Zorganizowała ją i uczestniczyła w niej Alinka Borysionek, która pod swoją pieczą miała jednego uczestnika z rzeczonego Koła, reszta zaś pochodziła z Klubu "Grań". Mimo tego, że pochodziliśmy z różnych gniazd, rozumieliśmy się doskonale i na koniec okazało się, że kolejna wycieczka przeszła do historii jako bardzo udana. Kto jest ciekaw, co się na niej wydarzyło niech zajrzy do

Galerii.

RAJD NIEPODLEGŁOŚCIOWY LUBASZ-GORAJ

Ledwo minął miesiąc, a już znowu się spotkaliśmy. Tegoroczny Rajd 11-listopadowy zorganizowali Ela i Wojtek Ratajczakowie i trzeba powiedzieć, że była to kolejna wycieczka na wysokim poziomie. Żeby zacząć realizować program, najpierw musieliśmy zabrać ze sobą organizatorów. Znaleźliśmy ich na stacji benzynowej w Szamotułach. Zwykle tak bywa przy powitaniach, że honorowych gości wita się kwiatami. Tym razem to oni przynieśli ze sobą dwie wiązanki i to nie byle jakie - wiązanki odświętne z biało-czerwoną wstęgą. Złożyliśmy je na cmentarzu przy sanktuarium pw. Narodzenia NMP Królowej Rodzin w Lubaszu na mogile powstańców wielkopolskich oraz przy grobowcu Włodzimierza Raczyńskiego pierwszego polskiego starosty czarnkowskiego i Zdzisława Orłowskiego dowódcy IV Okręgu Wojskowego frontu północnego Powstania Wielkopolskiego. Zapaliliśmy znicze, zaśpiewaliśmy "Rotę" i weszliśmy do kościoła, gdzie czekał na nas proboszcz. Ksiądz opowiedział nam o historii kościoła i specjalnie dla nas odsłonił obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem koronowany papieskimi koronami. Stamtąd wyruszyliśmy na trasę pieszą do Goraja. Po drodze kilka razy szlak znienacka próbował nas zgubić, ale nie wiedział biedak, że jesteśmy doświadczeni w temacie gubienia się na szlaku i mimo wszystko, jednak wracaliśmy na właściwą drogę. Teraz, kiedy na to patrzę z perspektywy czasu, widzę wyraźnie, że chodziło mu o to, byśmy nie zobaczyli wiatraka. Właściwie nie wiem czemu. Wiatrak, jak wiatrak, nie miał nic do ukrycia, za to był malowniczy i z jego ganku rozciągał się piękny widok na okolicę i krowy, pasące się u jego stóp. Kilaś, pewny swych umiejętności, próbował z nimi rozmawiać, ale one nie znały tego dialektu i milcząco przeżuwały ostatnie, jesienne źdźbła zielonej trawy. Po jakimś czasie ścieżka z pól zeszła w lasy wiodąc przez rwący strumień, którego po ostatnich deszczach nie dało się przejść suchą nogą i obok wzgórza, zza którego wychylały się wieże kościoła w Lubaszu. Malowniczy był ten leśny trakt, a szczególnie jego końcowy odcinek wijący się usłanymi jesiennymi liśćmi prawie górskimi serpentynami, jakby żywcem przeniesionymi ze Szwajcarii. Kiedy zbliżaliśmy się już do końca trasy, usłyszeliśmy z daleka dochodzący głos rogu. "Czy to Wojski gra jeszcze?". Nie! To pan nadleśniczy grał sygnał "Ku mnie", zwołując naszą rozproszoną brać. Trasa i głos rogu zawiodły nas do grobu hrabiego von Hochberga na wzgórzu. Pan nadleśniczy opowiedział nam o historii tego miejsca i jego właściciela, po czym zostaliśmy zaproszeni na zamkowe komnaty, gdzie przyjęto nas nader życzliwie. W zamku wybudowanym na początku XX wieku przez hrabiego Wilhelma Bolka Emanuela von Hochberg mieści się dzisiaj Zespół Szkół Leśnych im. inż. Jana Kloski. Po krótkim odpoczynku przy herbacie w szkolnej stołówce poproszono nas na piętro, gdzie czekała niespodzianka - koncert na rogach w wykonaniu sygnalistów z Zespołu Trębaczy Myśliwskich. Po takiej wykwintnej i niecodziennej, a nawet nie od zwykłego święta duchowej strawie zostaliśmy oprowadzeni po komnatach i masztalerni, w której dziś są sale lekcyjne. Na koniec spotkaliśmy się "oko w oko" z prawdziwym i żywym, nie upieczonym i nie ugotowanym dzikiem w zagrodzie. Dzik był dziki i zły, mimo to Kilaś próbował zaskarbić sobie jego sympatię drapiąc dzika po grzbiecie kijem do nordic-walkingu. Dzik padł, ale tylko na chwilę. Sytuacja została opanowana, bo koszt takiego dzika przerósłby skromne możliwości naszego Koła, a obiad i tak mieliśmy już zamówiony w Lubaszu. Napatrzywszy się więc na dziki, pobiegliśmy truchtem do autokaru, bo czas był najwyższy, potrawy stygły, a nasze kiszki zaczęły grać pierwsze takty marsza. O tym, co działo się w Zajeździe Dworek w Lubaszu nie będę się rozpisywać. A działo się, działo. Objedliśmy się obiadem, wepchnęliśmy w siebie na koniec marcińskiego rogala i jeszcze pośpiewaliśmy na patriotyczną nutę, bo starczyło nam sił i na to. Przyszedł jednak czas na zmianę lokalu, a więc przenieśliśmy imprezę do autokaru i pojechaliśmy do Poznania.

Galeria zdjęć uczestników Rajdu

Mniej
Rok 2013
Więcej

I znowu przyszedł czas na inaugurację. Inaugurację podwójną. Rozpoczęty został nowy rok turystyczny i nowa kadencja starego Zarządu po renowacji. Z Zarządu wycofał się Grześ Baer, natomiast weszły do niego dwie kobiety, którym to wejściem umocniły władzę płci, a prowadzący podczas bezkrólewia zebranie Włodek Parnasow skwitował ten fakt stwierdzeniem, że będzie można cały Zarząd umieszczać na wycieczkach w jednym pokoju. Ot, pragmatyk. Nowy Zarząd od razu, żeby nie tracić czasu wziął się do roboty. Natychmiast zaplanowano sierpniowo-wrześniową (bardziej jednak wrześniową niż sierpniową) wycieczkę w Góry Kaczawskie i Rudawy Janowickie, którą podjęli się zorganizować: członek Zarządu Alinka Borysionek i przewodniczący walnego zebrania Włodek Parnasow. Nowy Zarząd na zachętę zebrał oklaski, wysączono ostatnie krople napojów, zebrano okruszki z ciast, którymi to (ciastami) rozkoszowaliśmy się podczas zebrania i po pożegnaniu nie mniej wylewnym, jak powitanie rozeszliśmy się do swych domów w nadziei na rychłe ponowne spotkanie na szlaku.

NOWY SEZON - KOLEJNY RAJD ŚNIEŻYCOWY

W tym roku zima długo nie odpuszczała, jednak w końcu dała sobie spokój i przyszła wreszcie długo oczekiwana WIOSNA, a z nią panowanie śnieżycy w Jarze Śnieżycowym. Iwonka swoim sposobem "dała cynk" i 21 kwietnia honorowa reprezentacja Koła wyruszyła stwierdzić naocznie ROZPOCZĘCIE SEZONU TURYSTYCZNEGO. Tym razem Zarząd ze względów osobistych i zdrowotnych nie brał czynnego udziału w wyprawie, tylko biernie i przez łącze komórkowe przyglądał się imprezie. Z powodu odległości na łączach powstały zakłócenia i informacje od uczestników ulegały zniekształceniom i błędnym interpretacjom, w wyniku których Prezes Koła była bliska załamania nerwowego i dręczyły ją wyrzuty sumienia, dowiedziawszy się, że dwuosobowa ekipa (tzw. team) w osobach Eli i Alinki po pokonaniu olbrzymich trudności, cudem zachowując się przy życiu, dotarła wreszcie do celu wyprawy. Nie wiedziała nawet roztrzęsiona Pani Prezes, czy podróżnicy w ogóle wrócili i w jakim stanie zdrowotnym. Po dwóch dniach, jednak dotarły wreszcie wieści od ocaleńców. Okazało się, że team był liczny, że zbierał się po drodze, że uzbierało się około 10 osób i że kłopoty były, ale tylko z dojazdem, a ta druga to była Halinka, a nie Alinka, i że reszta się zgadzała - wyprawa była rzeczywiście do Jaru Śnieżycowego. Ach, ten postęp! Ile przez niego straconych nerwów.

A w piękny majowy weekend, który rozpoczyna się już w najbliższą niedzielę 28 kwietnia grupa (która nigdy w biegu nie ustaje) wyrusza zwiedzać ZAMKI NAD LOARĄ.

Francjo! Gotuj się! Będziesz zdobyta!

PLANY ZREALIZOWANE I PLANY W REALIZACJI

Alinka Borysionek napisała maila takiej treści: Witam wszystkich wycieczkowiczów naszego 'kołowego' wyjazdu! Otrzymałam od dwóch kolegów plik pokazujący piękną jeleniogórską 'Dolinę pałaców i ogrodów' (w załączeniu), więc dzielę się tym z Wami. Równocześnie uspokajam tych, którzy wybierają się nad dolinę Loary. U nas nie będzie coś zamiast czegoś. 28 kwietnia pojedziemy zobaczyć pałace nad Loarą, a 30 sierpnia pałace nad Bobrem. A tacy jesteśmy!!!! Pozdrawiam. Alina. Skutkiem czego Francja się poddała, a my gotujemy się do kolejnej wyprawy. Zdobyliśmy zamki nad Loarą, to tym bardziej zdobędziemy też pałace nad Bobrem. Z nadsyłanych przez Alinkę Borysionek i Włodka Parnasowa maili wynika, że zabawa będzie przednia.

ZAMKI NAD LOARĄ

Galeria zdjęć

BRODZĄC W BOBRZE Z WIDOKIEM NA ŚNIEŻKĘ, CZYLI GÓRY KACZAWSKIE I RUDAWY JANOWICKIE

Tradycyjnie w piątek rozpoczęła się kolejna wycieczka przełomu miesięcy. Tym razem ruszyliśmy, by zdeptać Góry Kaczawskie i Rudawy Janowickie. Dokładnie 30 sierpnia według założonego planu wsiedliśmy przy Politechnice na Piotrowie do autokaru i po kilku godzinach wysiedliśmy w Lubiążu. Tak zaczęła się nasza 65. wycieczka pod wodzą hrabiny Aliny von Bobren (od pałaców) i Wielkiego Navigatora Włodzimierza (od tras górskich). Powiem tylko, że powiało postępem, co zwiastuje nowe w organizacji naszych wycieczek. Grupa jest jednak elastyczna i bez zbędnych napięć, a nawet z zadowoleniem przyjęła zmiany organizacyjne. Organizatorzy zaś bez żadnych ceregieli wprowadzali swoje zmiany w życie. Żeby nie być gołosłowną udokumentowałam to

Fotoreportażem.

ZDZIUCHU

Nie wszystkim z nas udało się doczekać kolejnego naszego spotkania na szlaku. 21 września towarzyszyliśmy jednemu z naszych przyjaciół w Jego ostatniej drodze. Najbliższy i długoletni przyjaciel Zdzicha Andrzej Lik podarował nam WSPOMNIENIE o Zdzisławie Mani, a w GALERII można obejrzeć zdjęcia Adama Dopierały, których Zdzichu jest głównym bohaterem.

BIAŁOKOSZ - SPOTKANIE POWYCIECZKOWE

W miesiąc po tym, jak brodziliśmy w Bobrze, Najmilejsi wybrani na wycieczce, czyli spółka Grobelscy & Szymkowiak zorganizowali nam spotkanie powycieczkowe. Start wyznaczono w Luboszu, skąd Doliną Górskiego Potoku przejść kazano 12-kilometrową trasę do pałacu w Białokoszy, gdzie znów mieliśmy gościć na salonach. Trasa wiodła przez Sierakowski Park Krajobrazowy Puszczy Noteckiej Krainą Stu Jezior wokół Jeziora Białokoskiego. Dwór w Białokoszy należał niegdyś do pruskiego podpułkownika Christiana von Massenbacha, który zyskał miano niepokornego ze względu na krytykę posunięć wojskowych pruskiej armii. Ponad pół wieku po jego śmierci dobra sprzedano Karolowi von Rosse, który przeprowadził remont i do pierwotnie parterowego budynku dobudował piętro. Dziś mieści się tu hotel "Zameczek".

Opowieść z dreszczykiem

RAJD NIEPODLEGŁOŚCIOWY - CZARNKÓW-SARBIA-KRUSZEWO-JABŁONOWO-WALKOWICE-DRZĄZGOWO

Nagabywany i molestowany całymi tygodniami przez nienasyconych turystów Wojtek Ratajczak - autor zeszłorocznego Rajdu Niepodległościowego, uległszy namowom, przygotował w porozumieniu z panem Maciejem Strawą - nadleśniczym z Sarbii program kolejnego Rajdu Niepodległościowego. Wycieczka zaczęła się tak, jak w zeszłym roku - przechwyceniem organizatora na stacji benzynowej w Szamotułach. Tym razem przywódca był sam, bo żonę złożoną niemocą zostawił w domowych pieleszach. Kierowca naszego autokaru (też Wojtek) zawiózł nas do Czarnkowa, gdzie oprowadzani przez panią przewodniczkę zwiedziliśmy późnogotycki, pokolegiacki kościół św. Marii Magdaleny wybudowany w latach 1570-1580, uroczy ryneczek z pięknie odnowionymi kamieniczkami i ulicę Zamkową, przy której jeszcze w XVII wieku stał zamek rodziny Czarnkowskich zbudowany w XIII wieku w miejscu średniowiecznego grodu obronnego. Sam zamek został zniszczony, a pozostałe zabudowania zamkowe przebudowano na browar, w którym dziś produkowane jest słynne ciemne piwo Noteckie. Nasyciwszy się Czarnkowem, zeszliśmy ulicą Zamkową do autokaru i podjechaliśmy parę kilometrów do kolejnego punktu naszego Rajdu - Nadleśnictwa Sarbia, gdzie w salce konferencyjnej zastępca nadleśniczego pan Damian Szcześniak przedstawił nam prezentację o gospodarce leśnej na terenie Nadleśnictwa i gdzie zjedliśmy rogale marcińskie popijając kawą i herbatą. Nabrawszy sił i pozbywszy się obaw, że będziemy głodni wyruszyliśmy (jeszcze autokarem) w stronę Kruszewa. W tej położonej z dala od miejskiego zgiełku wśród pól i lasów wsi czekał na nas w kościele pw. św. Wojciecha proboszcz, który opowiedział o historii parafii i pracującym tu w latach 1937-1962 księdzu Bolesławie Mielcarskim - więźniu obozu w Dachau. W parafii Kruszewo pracował również w latach 1962-1987 inny znamy nam dobrze ksiądz Edmund Klemczak, u którego mieliśmy ogromną przyjemność gościć w 2008 roku na Rajdzie we wsi Biała (patrz: Rok 2008. Rajd 11-listopadowy). Dobrzy ludzie o przyjaciołach nie zapominają, dlatego też odwiedziliśmy jego grób na cmentarzu w Kruszewie, zapalając na nim znicz. Tam rozstaliśmy się z księdzem proboszczem i pojechaliśmy przerobić kolejne punkty Wojtkowego programu - szkółkę leśną, w której pan Damian kontynuował swój wykład o gospodarce leśnej oraz trasę turystyczną okrojoną do 4 kilometrów z powodu zbliżającego się wielkimi krokami wieczoru. Trasa była króciutka, ale bardzo malownicza i kończyła się we wsi Walkowice przy kamieniu upamiętniającym powstańców wielkopolskich, gdzie złożyliśmy kwiaty, zapaliliśmy kolejny znicz i odśpiewaliśmy "Rotę" zaintonowaną przez Grażynkę Dopierałę. Zrobiło się bardzo uroczyście, atmosfera stała się podniosła, a nasz mini capstrzyk zwieńczony został grą na rogu. Kiedy wybrzmiały ostatnie dźwięki muzyki, pan Maciej, który porzucił polowanie, żeby się z nami spotkać zaprosił nas do Leśniczówki Drzązgowo na ognisko i grochówkę. Nim dokończyliśmy jeść, zapadł mrok. Zgromadziliśmy się więc kręgiem wokół ogniska, które od wieków otaczano z powodu jego przyjemnego ciepła i śpiewając zakończyliśmy spotkanie. Wojtek podziękował w naszym imieniu panu Maciejowi i jego żonie Izie za udostępnienie nam miejsc niedostępnych dla zwykłych śmiertelników oraz gościnę w Nadleśnicwie i w ciemnościach rozpraszanych przez dogasające ognisko skierowaliśmy się do autokaru żegnani dźwiękami myśliwskiego rogu.

Opowieść bogato ilustrowana

WROCŁAW - CZYLI TURYSTYKA KULTURALNA

14 grudnia mała grupka zwolenników zimowej turystyki wyprawiła się busikiem do Wrocławia na całe dwa dni. Już sam wyjazd busika z częściowo mocno błotnistego politechnicznego parkingu zastawionego po brzegi samochodami i różnej maści pojazdami budowlanymi był majstersztykiem mistrza kierownicy. Po takim starcie, jak dobry pilot samolotu, szofer zebrał gromkie oklaski. Widząc, co potrafi nasz kierowca nie baliśmy się oddać swojego cennego życia w jego mistrzowskie ręce. Spokojnie więc zwiedziliśmy po drodze sanktuarium św. Jadwigi Śląskiej, pod opieką której podróżowaliśmy w tym roku oraz okazały barokowy zamek Leszczyńskich w Rydzynie. Na obiad zjechaliśmy do Wrocławia do pubu "Fanaberia", a na noc zatrzymaliśmy się w pobliskim hostelu "Absynt". Wieczorową porą wyruszyliśmy na wrocławski rynek, by wziąć udział w Jarmarku Bożonarodzeniowym, czyli co nieco zakupić, co nieco zobaczyć i co nieco zjeść i wypić. A było na co popatrzeć. Świątecznie udekorowany Stary Rynek błyszczał i migotał. Na środku stanęła ogromna choinka, z której spływały świetlne krople, a dookoła placu ustawiono mnóstwo straganów kuszących rozmaitością towarów: świątecznych ozdób, rękodzieła, słodkości i różnych smakowitych wyrobów. Rozstawiono również "Bajkowy Lasek" z atrakcjami dla dzieci (u Krasnala można było dostać też coś dla dorosłych). Przez Rynek przeszła kolorowa i roztańczona parada elfów, hojnie rozdająca prezenty małym widzom, która zakończyła się pokazem przy choince. Niestety nie dane mi było zobaczyć "na żywo" zakończenia, bo tłum był tak gęsty. Było bardzo ciekawie i radośnie, ale też i mroźno, odmarzły nam więc uszy, nosy i stopy. Alinka Borysionek, jako odpowiedzialny kierownik wycieczki, zaprowadziła nas do knajpki w piwnicach ratusza, w której od wieków kilku z nawiązką gromadzono się, by się rozgrzać także zimą. Podano rozgrzewający balsam i wszystkim zrobiło się ciepło i przytulnie, aż nie chciało się stamtąd wychodzić. Czas szybko upłynął w miłym towarzystwie i kameralnej atmosferze. Na scenie pojawili się muzycy i zaczęto stroić instrumenta i głosy, więc zebraliśmy się w sobie i poszliśmy do hostelu. Trzeba było wyspać się przed kolejnym pracowitym i bardzo długim dniem.

Rano po śniadaniu, a przed obiadem zwinąwszy manele do schowka (bo doba hostelowa była na ukończeniu) ruszyliśmy zwiedzać miasto. Wrocław jest duży i sporo jest we Wrocławiu ciekawych miejsc i zabytków, więc żeby nie patrzeć na wszystko, tylko zobaczyć to, co najciekawsze i zmieścić się w mocno ograniczonym czasie, a przy tym nie paść bez sił przed wieczorem, kiedy to mieliśmy wyglądać kulturalnie i świeżo, Alinka wynajęła nam przewodniczkę, która pochodząc z Wielkopolski, była Alince dobrze znana (jak każdy zresztą rodzimy przewodnik). Obejrzeliśmy więc to i owo, zachwyciliśmy się Wrocławiem, jego zabytkami sakralnymi i świeckimi, placami i uliczkami, drzewami (szczególnie jednym) i mostami i wróciliśmy na obiad do "Fanaberii". Posiliwszy się nieco dobrym obiadkiem i ogarnąwszy w hostelowej kuchni, wyfiokowani i pachnący, jak prosto z salonów piękności, na szpileczkach i w lakierkach oraz pod krawatem, podjechaliśmy z fasonem naszą karetą złotą pod Teatr Muzyczny "Capitol". Zupełnie nieźle jest się tak przepoczwarzyć z upoconego i zakurzonego turysty w pachnącego lakierem i perfumem melomana. Tu między 17:00 a 20:20 smakowaliśmy z rozkoszą "Mistrza i Małgorzatę" gorąco oklaskując mistrzowską grę, taniec i śpiew aktorów. Tak ukulturalnieni po 24:00 wróciliśmy do Poznania, by nadludzkim wysiłkiem, stając na głowie, wydobyć pozostawione przed wyjazdem na zamkniętym już po powrocie parkingu Politechniki swoje cierpliwie czekające pojazdy. I muszę z uznaniem stwierdzić, że wszystkim się to udało. To był Weekend przez duże "W". Kolejne brawa Alinko!

Galeria zdjęć

Mniej
Rok 2014
Więcej

W piątek 31 stycznia w Klubie Profesorskim, wynajmowanym nam od lat przez Wydział Elektryczny, odbyła się pierwsza tegoroczna impreza inaugurująca Nowy Rok Turystyczny. Omówiwszy rok 2013, z finansowym błogosławieństwem Komisji Rewizyjnej mogliśmy spokojnie zaplanować kolejne wycieczki. Obecny rok jest dla naszego Koła jubileuszowy, gdyż 50 lat temu zostało ono powołane do życia. W związku z powyższym najważniejszą imprezą w tym roku będzie Impreza Jubileuszowa, która w zależności od dostępnych w wybranym ośrodku terminów zorganizowana będzie we wrześniu, październiku lub może nawet w listopadzie. 50-letnie Koło jest kołem w sile wieku, zdolnym do podjęcia wyzwań - zaplanowano więc też i siłę przeróżnych imprez turystycznych. Jeśli już czegoś może nam nie starczyć, żeby zrealizować te plany to jedynie dni w ciągu roku. Dla organizatorów wycieczek wyróżniających się inwencją twórczą, by nie zgasł w nich zapał do pracy nad kolejnymi wycieczkami, mieliśmy specjalne dyplomy, którymi ich nagrodziliśmy, rzęsiście oklaskując dokonania. Podziękowania te złożyliśmy Alinie Borysionek za cykl wycieczek pod roboczą nazwą "Zamki i pałace w Polsce i zagranicy" oraz Wojtkowi Ratajczakowi za cykl rajdów niepodległościowych pod patronatem pana Macieja Strawy pod takąż roboczą nazwą "Gra na rogu w lasach Wielkopolski". Reszta nienagrodzonych dyplomami uczestników zebrania zadowoliła się z powodzeniem ciastami i słodyczami własnej produkcji i w radosnych podskokach, ciesząc się już na zapas z zaplanowanych wycieczek, rozeszła do domów.

POTASZE

Otrzymaliśmy maila tej treści: "W najbliższą sobotę 15 marca jest nowa trasa okrężna (fragmentami czerwonego i niebieskiego szlaku w sąsiedztwie miejscowości Potasze) w Puszczy Zielonce (ok. 8-10 km). Zbiórka na Rondzie Śródka (na stacji benzynowej) o 8:30. KB"

I przyjęliśmy go do zapoznania się i wykonania. Howgh!

ŚNIEŻYCA KWITNIE!!!

Jak donosi nasz korespondent w Jarze Śnieżycowym kwitnie śnieżyca. Donosi również, że wraz z kwitnieniem śnieżycy rozpoczynają się ćwiczenia wojskowe na poligonie Biedrusko. W trosce o bezpieczeństwo miłośników tego drobnego lecz symbolicznego kwiatka Nadleśnictwo wprowadziło czasowe ograniczenie zwiedzania rezerwatu do 16 marca. Rezerwat zostanie udostępniony zwiedzającym po zakończeniu działań militarnych i przekwitnięciu śnieżycy. W związku z tym, że nie brak nam refleksu wybieramy się tam 16 marca (godz. 10:00, parking Starczanowo), by zdążyć jeszcze zobaczyć śnieżycę w pełnym kwitnieniu, jak to czynimy co roku i ogłosić otwarcie sezonu turystycznego.

WYPRAWA DO JARU ŚNIEŻYCOWEGO

Nie wiedzieć czemu śnieżyca w tym roku broniła się jak mogła przed naszą kontrolą, będąc w zmowie z kadrą wojskową i z samą matką naturą. Poza wymienionymi wyżej działaniami militarnymi, które ograniczyły czas zwiedzania, wysunęła jeszcze broń meteorologiczną. W konsekwencji było mokro od góry i od dołu oraz zimno i wietrznie. Mamy jednak wyspecjalizowaną wąską grupę profesjonalistów, którzy potrafią sobie poradzić w krytycznej sytuacji. Uzbrojeni w peleryny przeciwdeszczowe i wysokie buty oraz termos z gorącą herbatą wyruszyli punktualnie o 10:00 z umówionego miejsca w kierunku Jaru Śnieżycowego. Zabłądzić było nie sposób, bo w tym roku do rezerwatu wiódł... specjalny szlak śnieżycowy.

Reportaż z udanej ofensywy

A JAK TO DAWNIEJ BYWAŁO?

A dawniej wielbiciele śnieżycy szli bez względu na pogodę.

Dzień przed nawałą śniegową nadano komunikat, że śnieżyca wyśmienicie kwitnie. W dniu właściwym też była, tylko pod śniegiem. Większość ekipy wędrowała do jaru z dworca w Murowanej Goślinie. Sytuację uratował zsamochodowany Maciej (Stroiński - komentarz administratora), podwożąc kolejno spieszonych. (JGB)

CUDZE CHWALICIE, SWEGO NIE ZNACIE, czyli I wycieczka z cyklu "Miasta Wielkopolski"

1 czerwca, w piękną, słoneczną niedzielę, wybraliśmy się zwiedzić Ostrów Tumski. Tym razem nie był to ten, który swego czasu poznawaliśmy we Wrocławiu, tylko nasz rodzimy, bliski Ostrów Tumski w Poznaniu. Celem był ICHOT, czyli Interaktywne Centrum Historyczne Ostrowa Tumskiego, zwany Bramą Poznania. Program wycieczki był bardzo, jak na panujący na naszych wyjazdach rygor, elastyczny. Dojazd własny, dobór środka komunikacji dowolny, a dla chętnych Msza św. w Katedrze i zwiedzanie rezerwatu archeologicznego Genius Loci, w którego murach kryją się odkryte przez archeologów prastare wały, otaczające niegdyś wyspę. Można było również wypić kawę w pobliskiej kawiarence z widokiem na Bramę Poznania. Sztywna była tylko Godzina Trzynasta, czyli godzina wejścia grupy do Centrum i tego kierowniczka i organizatorka wycieczki Alinka Borysionek pilnie strzegła, czekając na spóźnialskich do oporu przy kasach. Wejście do ICHOT to pozostałość po pruskiej fortyfikacji, która była zbudowana na Ostrowie. Wchodzi się przez nie na oszklony most, który łączy dwa brzegi Cybiny. Mostem przechodzi się na drugą stronę rzeki (jak każdym mostem) do budynku Centrum. Centrum jest w pełni tego słowa interaktywne. Ja, która na co dzień stykam się z techniką komputerową, posiadam komórkę, mam elektroniczne konto bankowe i używam karty elektronicznej poczułam się w tym miejscu nieco zagubiona, jakbym przybyła z dalekiej przeszłości. Opanowałam jednak tą technikę, wykorzystaną tu na przeróżne sposoby, bo w końcu "Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce" i dalej już bawiłam się świetnie. Nawet dzieci mogły tutaj znaleźć coś dla siebie, a w Dniu Dziecka ich nie brakowało. Na koniec można było obejrzeć sobie Poznań z dachu Centrum. Wyszłam stamtąd zachwycona. Nagromadzenie informacji w tym miejscu w słowie i obrazie jest tak ogromne, że pojedyncza wizyta nie wystarczy. Trzeba to "wziąć" na kilka razy i ręczę, że za każdym razem zwiedzający nie będzie się nudził.

Według wszelkiego prawdopodobieństwa kolejna ekskursja będzie pod hasłem "COŚ DLA CIAŁA, COŚ DLA DUCHA, czyli II wycieczka z cyklu 'Miasta Wielkopolski". Poznawać będziemy Rogalowe Muzeum Poznania, z okien którego podziwia się (bez tłumów) poznańskie koziołki w odwiecznym boju, a także zwiedzimy cerkiew prawosławną przy Marcelińskiej.

Z ostatnich doniesień Alinki B. wynika, że kolejna wyprawa będzie miała tytuł "COŚ DLA CIAŁA", bo wspomniana duchowa strawa, czyli cerkiew przy Marcelińskiej ostatnio jest w remoncie. Kierowniczka Alina domniema, że to dlatego, żeby świątynia mogła pokazać się naszej grupie w całej swojej krasie, więc poczekamy i nie będziemy tacy. Za to Muzeum Rogalowe podejmie nas po gospodarsku, co prawda nie chlebem i solą, ale świeżo pieczonym rogalem.

COŚ DLA CIAŁA, czyli II wycieczka z cyklu "Miasta Wielkopolski""

"Rogalowe Muzeum Poznania" przy Starym Rynku (wejście od ul. Klasztornej) nie jest typowym muzeum, w którym za szybką stoją nietykalne eksponaty. Owszem, jest parę eksponatów (np. waga, czy młynek do maku), ale są one jak najbardziej w użyciu. Od samego wejścia wzięli nas w swoje pazury Mistrz i wuja Biniu. Pousadzali w ławeczkach, wyznaczyli gzuby do pomocy, ubrali je w fartuchy i czapki "budyniówki". Szczuny się buntowały, bo nie chciały zakładać różowych fartuszków, więc znalazły się dla nich brązowe. Muzeum ma w swojej ofercie pokaz rogalowy i pokaz rogalowo-koziołkowy. W obu przypadkach można wziąć czynny lub bierny udział w pieczeniu rogali, natomiast w drugim dodatkowo z "loży" w oknie w trakcie wyrastania ciasta w wyrku pod szmatą można obejrzeć poznańskie koziołki i posłuchać hejnalisty. Dla nas z okazji 179. rocznicy urodzin Henryka Wieniawskiego z wieży zegarowej zagrał skrzypek zamiast trębacza. Kiedy koziołki się już schowały, wróciliśmy do pieczenia. Ciekawe, że przeciąg z otwartego okna nie zaszkodził ciastu, które rosło pod szmatą. Na koniec, kiedy napatrzyliśmy się już na wyrabianie, bicie, wałkowanie, wykładanie masy z białego maku, zwijanie, smarowanie glancem i ważenie, kiedy obejrzeliśmy animowany film o historii Poznania, związanej nierozłącznie z degustacją rogali świętomarcińskich i kiedy ciekła nam już potężnie ślinka, dostaliśmy po kawałku świeżutkiego, chrupiącego rogala. Pychotka!

Relacja z wizyty w RMP

KRÓTKIE SPRAWOZDANIE Z PRAC ORGANIZATORÓW

Powoli nabierają tempa przygotowania do wycieczki na Polesie. Atmosfera zaczyna się robić nerwowa. Tandem kierowniczy Krysia-Joasia ostro zabrał się do roboty. W pocie czoła pracuje też Zarząd Koła. Uczestnicy zbierają zaordynowane przez kierownictwo w kolejnym Komunikacie niezbędne rzeczy. Gorączka opanowuje wszystkich. Ach! Polesia czar ...

POLESKI PARK NARODOWY I KAZIMIERZ DOLNY

Doczekaliśmy się wreszcie! 22 sierpnia odjechaliśmy z pompą spod Politechniki w kierunku wschodnim. Za nami pozostały wszelkie przyziemne kłopoty, bo w planach mieliśmy odkrywanie czaru Polesia nad Bugiem i Kazimierza nad Wisłą. Tego, co widzieliśmy nie da się opisać słowami, więc posłużę się tym razem (i wcale nie wyjątkowo, bo "Piękna nasza Polska cała") zdjęciami wykonanymi przez uczestników wycieczki.

Piórem i obrazem

Ścieżka Perehod

Ścieżka Spławy

Dwa Brzegi

SPOTKANIE JUBILEUSZOWE Z OKAZJI 50-LECIA KOŁA PTTK PRACOWNIKÓW PP

Przygotowania do tej uroczystości trwały już od początku roku. Powstała specjalna komisja, która zajęła się organizacją prezentacji wspomnieniowej i uroczystej Gali wręczenia odznaczeń. Ukonstytuowała się grupa cukierników, która miała upiec ciasta. W międzyczasie załatwiały się sprawy związane z zakwaterowaniem, autokarem, odznaczeniami, trasami, konkursami i dofinansowaniem. Zbierano wiedzę na temat okolicy, gdzie miała się odbyć impreza. Zamawiano pogodę, wykorzystując specjalne znajomości. Słano w eter komunikaty. Zbierano zapisy i pieniądze. W końcu wybiła godzina "W" i wyruszyliśmy w sobotę 20 września sprzed Politechniki na Piotrowie do Ośrodka "Borowa Zatoka" w Borowym Młynie. Żeby nie gadać po próżnicy o tym, co się tam działo obejrzyjmy Fotoreportaż.

Fotoreportaż ze Spotkania Jubileuszowego

POGRZEB ADASIA DOPIERAŁY

"Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą." W czwartek 25 września żegnaliśmy Adasia Dopierałę.

Zdjęcia

SPOTKANIE POWYCIECZKOWE - CZESZEWO'2014

Gdy nadeszła niedziela 12 października, znowu zjechaliśmy tłumnie na Piotrowo, żeby wyruszyć tym razem do Czeszewa nad Wartą i zwiedzić tamtejsze okolice. Najmilejsi wyszli z siebie i nie chcieli być gorsi od poprzednich. Trzeba przyznać, że udało im się. Żeby zobaczyć, co przygotowali, zajrzyjmy do

Albumu ze Spotkania Powycieczkowego

RAJD LISTOPADOWY

W sobotę 8 listopada Najmilejsi, rozkręciwszy się w swych poczynaniach, zorganizowali Rajd Listopadowy. Role zostały podzielone: ten od trasy, ten od jadła, ten od zwiedzania. Do współpracy został wciągnięty (ze względu na swą obszerną wiedzę) Marek Sowiński, któremu przydzielono rolę przewodnika. Marek uzupełnił to, czego nie powiedzieli inni przewodnicy. Wyjechaliśmy o 8:00. Wróciliśmy najpóźniej, jak tylko można było. Plan był wypełniony po brzegi (tak jak i autokar) i bardzo ciekawy, równie chętnie realizowany przez dorosłych, jak i przez młodzież. Coraz bardziej obniża nam się poziom wieku, a rośnie poziom organizacji wycieczek. To cieszy. Ale "Słowa uczą, a przykłady pociągają" - zajrzyjmy więc do Galerii

Mniej
Rok 2015
Więcej

Turystyczny Rok 2015 rozpoczęliśmy 16 stycznia i po raz pierwszy od wielu lat już nie w starym Klubie Profesorskim, który przestał istnieć w zeszłym roku, a w sali Rady Wydziału Elektrycznego. Zebrało się nas ze 48 osób i wszyscy się pomieścili. Już na samym początku na stoły wjechały dwa zaległe torty weselne naszej koleżanki, co wprawiło towarzystwo w doskonały nastrój. Po zreferowaniu i cierpliwym wysłuchaniu tego, co było, niezwłocznie przystąpiliśmy do planowania tego, co będzie. Największym zainteresowaniem cieszyła się wycieczka przełomu miesięcy w czeskie Karkonosze, którą podjął się poprowadzić Grześ Gawlak. Jeszcze nie zdążyliśmy się na nią zapisać, a już jest dopięta na przedostatni guzik. Tak to teraz szybko idzie. Z postępem... Wkrótce będzie tak, że jeszcze nie zdążymy się zapisać, a już będzie po wszystkim i tylko zostaną piękne wspomnienia. Żeby się częściej spotykać, Krysia Nawrocka zaprosiła na spotkanie kolędowe, a Kilaś do kawiarni. Po zebraniu Jola i Zbyszek Janczakowie zaproszeni przez Alinkę Borysionek pokazali nam prezentację z pątniczej drogi do Rzymu. Wesoło było i przyjemnie, jak to na zebraniach, ale zebranie się skończyło i teraz trzeba się zabrać do roboty. Wkrótce wyprawa do Śnieżycowego Jaru, albo może i coś jeszcze, jeśli zima tej zimy nie przyjdzie.

KOLĘDY U NAWROCKICH

W piątek 23 stycznia Krysia i Jurek Nawroccy zaprosili nas do nowego Klubu Profesorskiego na śpiewanie kolęd. Była kawka i herbatka, a każdy przyniósł, co mógł, żeby było świątecznie. Po dyrekcją Jurka grupa przeszła samą siebie. Śpiewaliśmy nawet na głosy - basem i sopranem. A co najważniejsze - miło było się znowu spotkać.

Zdjęcia Agnieszki Gołębiewskiej

ŚNIEŻYCOWY JAR W PROMIENIACH WIOSENNEGO SŁOŃCA

Niedziela 8 marca. Tym razem zamówienie na pogodę zostało przyjęte. Towar w bardzo dobrym gatunku dostarczony. Od rana było cieplutko i słonecznie. Śnieżyca kwitła jak mogła, choć nie było jej dużo, bo zima była sucha. W związku z naszą wizytą dowództwo poligonu w Biedrusku zdecydowało się zawiesić broń. Mogliśmy więc suchą stopą, bezpiecznie i bez pośpiechu przespacerować się do Jaru Śnieżycowego. A było nas dużo. Kupa wiary. Nie bez przesady można stwierdzić, że renesans akademickiego ruchu turystycznego w Polsce bierze początek z Koła PTTK Pracowników Politechniki Poznańskiej.

Za dwa tygodnie czekają nas rozświergolone rozlewiska przy Ujściu Warty. I znowu będzie nas kupa. Ledwo już mieścimy się do dużego autokaru.

Zdjęcia z aparatu Basi Lewandowskiej

UJŚCIE WARTY - WYPRAWA PTASIM SZLAKIEM i ŚLADAMI HISTORII

Pierwszego dnia wiosny zeszliśmy się na Piotrowie, żeby wyruszyć tłumnie (było nas 51, nie licząc kierowcy) do miejsca, gdzie nasza stara Warta wpływa do Odry, czyli w okolice Słońska i Kostrzyna. Mimo prognoz pogoda była znakomita. Tyle, że trochę mroźna. Ale słońce przywitało nas w sobotę rano i pożegnało w niedzielę wieczorem. W końcu wyruszaliśmy do Słońska (po niemiecku - Sonnenberg, czyli "miasto słońca"). Atrakcje po drodze i na miejscu, czyli pogodę, widoki, ptasie trele i gęganie, szum wiatru w gałęziach oraz zwiedzanie fascynujących historycznych miejsc, niedostępnych zwykłym śmiertelnikom załatwiła nam Halinka Radajewicz. Z tych wszystkich szczegółów stworzyła niezwykłą wycieczkę i wszyscy byli pod wrażeniem. Tym razem znów spróbowaliśmy czegoś nowego, np. po raz pierwszy zwiedzaliśmy... łąki. Nie ma co za dużo pisać, bo najbardziej wyszukane słowa nie oddadzą tego, co widzieliśmy. Obejrzyjmy

Galerię, którą własnoręcznie tworzyli uczestnicy wycieczki.

Z BIEGIEM WARTY - CIĄG DALSZY

Dalszy ciąg wyprawy z biegiem Warty rozpoczął się od Czeszewa. Potem był wał nad Wartą, kawa w Pogorzelicy, zwiedzanie Pyzdr, spacer po parku w Ciążeniu, placuszek i kawa z eleganckich filiżanek w plenerze oraz opactwo w Lądzie - perełka architektury i sztuki, jako ten koniec, co wieńczy dzieło. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do

Albumu z wycieczki tworzonego przez uczestników.

WYCIECZKA SIĘ ZBLIŻA

Kierownik Grześ Gawlak otrzepał swoje spracowane dłonie i pojechał na zasłużony wypoczynek. WYCIECZKA pn. "CZESKA STRONA KARKONOSZY" ZOSTAŁA DOPIĘTA NA OSTATNI GUZIK!!! Kierownik wyjechał, a my zaczynamy żyć wycieczką. Niektórzy nawet zachowują się tak, jakby już na niej byli. A wszystko to sprawił przesłany do nas niezwykle obiecujący program. Czekają nas same delicje. Palce lizać!

CZESKIE KARKONOSZE

28 sierpnia w deszczowy poranek pod słynnym budynkiem Wydziału Technologii Chemicznej Politechniki Poznańskiej zebrała się grupa zapaleńców, którzy mieli na celu zdobywanie czeskich Karkonoszy. Tym razem Śnieżka miała być już nie tylko podziwiana z daleka (jak w Rudawach), ale też zdobywana, a razem z nią i inne góry, doliny i miasta w Czechach. A że jechaliśmy do Czech, to zabrał się z nami Rumcajs z rodziną. I niczego grupa nie przeczuwała przyjmując do swego autokaru rozbójnika. Co przeżyliśmy w trakcie tej wycieczki można zobaczyć

w tym Albumie,

a Zakończenie wycieczki w tym Albumie

BISKUPIN-ŻNIN - SPOTKANIE POWYCIECZKOWE

Był mglisty poranek 17 października Roku Pańskiego 2015. Pod spowity w mgłę budynek Wydziału Technologii Chemicznej schodzić poczęły się postaci okutane w kurtki, czapki i szale. Podróżne worki na plecach świadczyły o czekającej ich długiej drodze. W szarej, gęstej mgle czaiła się zapowiedź czegoś tajemniczego i diabelskiego zarazem...

Losy grupy, która odjechała w siną dal

Legenda o Diable Weneckim (źródło: S.Świrko "Orle Gniazdo. Podania, Legendy i Baśnie Wielkopolskie")

O ZBYSZKU

We wtorek 20 października o godzinie 10:00 odszedł na swoją ostatnią trasę Zbyszek Tomaszewski. Długo i dzielnie walczył z chorobą...

Wspomina Włodek Parnasow

Garść wspomnień Adama Marlewskiego

Pożegnanie Zbyszka (zdjęcia Agi Brenk)

JAROCIN - RAJD LISTOPADOWY

Jak Pan Bóg przykazał - 11 listopada (tym razem w samo Święto) wyruszyliśmy do Jarocina przez Białe Piątkowo, Pięczkowo, Klękę, Radliniec i Radlin, żeby na koniec znaleźć się w Młodzikowie. Tak pokrótce można opisać tegoroczny Rajd Listopadowy, a że "diabeł tkwi w szczegółach", obejrzyjcie

Reportaż z Rajdu wspólnie ilustrowany.

Mniej
Rok 2016
Więcej

Był wieczór 29 stycznia Anno Domini 2016, godzina 18. Sala Rady Wydziału Elektrycznego zapełniła się po brzegi, żeby uradzić, kogo wybrać do władania Kołem PTTK Pracowników Politechniki Poznańskiej. Wyszło na to, że dotychczasowy Zarząd tak dobrze się sprawdza, że nie ma co go zmieniać, w związku z tym stary Zarząd z nowymi siłami zabrał się od razu do pracy. Zaplanowano kilka wycieczek, na które się żeśmy ochoczo wpisali. Przede wszystkim Beskidy Jacka Siweckiego i Grzesia Baera oraz Węgry Halinki Radajewicz, a poza tym Litwa Alinki Borysionek oraz wycieczki po szlakach Wielkopolski Krysi Balińskiej. Dużo tego i nie będziemy się nudzić. Na zakończenie dla wytchnienia po ciężkiej pracy wyborcom i sympatykom Koła Alinka Borysionek zaprezentowała film z pobytu na Litwie w polskim Gimnazjum im. Jana Pawła II w Wilnie. Nasze Koło sponsorowało dary dla polskich dzieci na Litwie i okazało się że sprawiliśmy im wielką radość.

KĄCIK WSPOMNIENIOWY

Ostatnie miesiące przyniosły nam kilka smutnych wydarzeń. Pożegnaliśmy Zbyszka Tomaszewskiego, Januszka Rabiegę i Stefka Chojnackiego. To zmusiło wielu do refleksji nad przemijaniem. To, co dziś jest oczywiste i na wyciągnięcie ręki, za chwilę staje się niemożliwe. Spotkania, rozmowy, wspólna wędrówka. Masz wrażenie, że wystarczy zadzwonić, ale po drugiej stronie nikt nie odpowie. Nagle zdajesz sobie sprawę, że tej osoby nie ma wśród żywych. Ewa Krajewska otworzyła swój album i przesłała nam kilka wspomnieniowych zdjęć.

Wspomnienia Ewy Krajewskiej

GŁOS O ZBYSZKU

W styczniowo-lutowym numerze "Głosu Politechniki" nasza koleżanka Renata Lubawy zamieściła artykuł o Zbyszku Tomaszewskim. Warto go przeczytać, bo dobrze jest ciepło wspominać przyjaciół (Głos Politechniki str. 29).

RAJD ŚNIEŻYCOWY

W Niedzielę Palmową 20 marca przy pogodzie średniej jakości wyruszyliśmy zwartą kilkuosobową grupą, reprezentującą godnie Koło PTTK Pracowników PP. Ruszyliśmy z parkingu w Starczanowie, który stał się już tradycyjnie miejscem startowym na parking w Starczanowie, który równie tradycyjnie pokolenia organizatorów uznały za metę. Grupa podzieliła się na podgrupki, w związku z czym Rajd w takiej postaci przebiegł sprawniej. Pierwsza podgrupka, mimo że przyszła później na start, to wystartowała wcześniej i zniknęła z horyzontu podgrupce drugiej, która szła wolniej ciągnąc mozolnie za sobą młodzież w wieku przedszkolno-szkolnym. Trzecia podgrupka postanowiła wyjść reszcie na przeciw i wybrała trasę z mety na start, dzięki czemu obie grupki mogły sobie podać ręce w okolicach Śnieżycowego Jaru. Ze startu na metę wiódł nas niezawodny szlak śnieżycowy, ale i tak część grupy zeszła na złą drogę i jakiś czas się jej uparcie trzymała. Dopiero niepokojąca cisza i coraz gęstsze zarośla uświadomiły błądzącym, że szlak się od lat nie zmienił i czas na niego wrócić. Tym bardziej, że deszcz padał coraz intensywniej. Pokonawszy wszystkie przeszkody dotarliśmy po kolei na miejsce wszystkimi podgrupkami i stwierdziliśmy, że śnieżyca w tym roku też nie zawiodła i zakwitła, dając turystom znak, że Poloneza czas zacząć, czyli można ruszyć na szlaki, bo sezon się rozpoczął.

Fotki z Rajdu

RAJD PAMIĘCI STEFKA CHOJNACKIEGO - spot reklamowy

15 kwietnia na adres Prezesa trafił mail o oczekiwanej treści: 'Wycieczkę (...) zaplanowaliśmy na niedzielę 24 kwietnia 2016, trasa piesza okrężna, dojazd samochodami'. A na koniec to, co tygrysy lubią najbardziej - "Możemy jeszcze pojechać na kawę (i/lub) do pobliskiej Nekli, miejsce sprawdzone". Podpisano: Krysia Balińska. No to jedziemy!

SPŁYW WEŁNĄ DO JARACZA - zapowiedź przygody

Z pierwszymi promieniami wiosennego słońca w głowach zaczęły się gotować pomysły na wyprawy. Skrzynka mailowa, na którą zwykle spływają takie pomysły przyjęła kolejną informację dla Szanownych Turystów autorstwa Wojtka Powalskiego - 'Zapraszam na przyjemny, 4-ro godzinny spływ spokojną rzeką Wełną, kończący się w miejscowości Jaracz, kilka kilometrów za Obornikami, zaplanowany na sobotę 28 maja br.' W Jaraczu planowane jest lądowanie floty i zwiedzanie Muzeum Młynarstwa. Będzie poczęstunek i ognicho. Wszystkie te niewątpliwe przyjemności za jedyne 70 zł. I jak tu nie kochać Wiosny!

RAJD PAMIĘCI STEFKA CHOJNACKIEGO

Niedziela 24 kwietnia zapowiadała się słonecznie, choć niezbyt ciepło. Ale nasza grupa nie patrzy na pogodę. I nie zaskoczy nas nawet grad z jasnego nieba. Krysia Balińska dokładnie opracowała trasę i program.

Reportaż

Drobne okazy flory i fauny

8 KILOMETRÓW NA 80-LECIE - zaproszenie

19 czerwca Krysia Balińska zaprasza na kolejną wycieczkę z serii 8-kilometrowych. Tym razem będzie to 8 km na 80-lecie Stefka Joniaka i ze Stefkiem Joniakiem w roli głównej. Planowana jest trasa w okolicach Krajkowa. Wycieczka będzie zakończona małym co nieco w miejscowej restauracji.

SPŁYW WEŁNĄ DO JARACZA

Spływ już za nami. A szkoda:(. Ale jest co wspominać. W sobotę 28 maja skoro świt o godzinie 10:15 wyruszyliśmy spod hali sportowej w Suchym Lesie w kierunku Obornik. Na starcie stawili się (z rodzinami) przedstawiciele pięciu wydziałów Politechniki Poznańskiej - Wydziału Budowy Maszyn i Zarządzania, Elektrycznego, Technologii Chemicznej, Architektury oraz Maszyn Roboczych i Transportu.

Temat-rzeka

8 KM NA 80-LECIE

Wszystko zaczęło się z samego rana o godzinie 9:00 na tyłach Mc Donalda przy Hetmańskiej na miejscu wstępnej zbiórki. Dwadzieścia kilka osób różnej płci i wieku oraz możliwości było gotowe stawić czoła wyzwaniu Krysi Balińskiej i uczcić 80-lecie Stefka Joniaka, pokonując trasę symbolicznych ośmiu kilometrów. Przed drugim punktem zbornym czekała nas jeszcze przeprawa przez trzy głębokie kałuże, w których nasze w miarę czyste samochody zażyły kąpieli błotnej po same nadproża. Zaczęło się ciekawie. Zostawiliśmy obłocone samochody na polu pod lasem za wsią Krajkowo-Folwark i dalej ruszyliśmy pieszo czerwonym szlakiem do Rezerwatu Krajkowo. Rezerwat położony jest na lewym brzegu Warty nad rzeczką Tuchoń na terenie Rogalińskiego Parku Krajobrazowego. Utworzony został w celu ochrony miejsc lęgowych ptactwa, szczególnie czapli siwej i kormorana czarnego oraz krajobrazu starorzecza Warty. Florę rezerwatu reprezentuje około 400 gatunków roślin, natomiast faunę blisko 120 gatunków ptaków oraz ssaki, płazy, ryby i owady. Nauczeni przez Krystynę umiejętnego poruszania się po lesie zrobiliśmy czterokilometrową pętelkę trzymając się mapki i kamieni działowych, a na drugie śniadanie zeszliśmy nad Wartę odchodzącą od szlaku ścieżką nazwaną przez Krysię powabnie "ogonkiem". Na drogę, żeby zaktywizować grupę, Kierowniczka dała nam zadania do wykonania - sześć pytań (od A do F). Dzięki temu teraz już wiemy, że rezerwat położony jest na lewym brzegu Warty, że wybrać się tam należy szczególnie wiosną i jesienią, że po drodze widzieliśmy nie bezimienne okazy flory i fauny, ale istoty o konkretnych nazwach: sosnę zwyczajną, dąb szypułkowy, paproć, jarzębinę, jeżynę, borówkę brusznicę, mech płonnik, konwalię leśną, babkę zwyczajną, powój, perz, tymotkę, brzozę, wierzbę wiciową, oset, koniczynę białą i czerwoną, mniszka lekarskiego, kostrzewy, wykę, krwawnik, stokrotkę, kosaćca, niezapominajkę, trzcinę, osikę, topolę, goździk polny, uczep, hubę, porosty, szczaw, poziomkę, dzwonek polny, dziką różę, świerk i miotłę zbożową oraz nornicę, sikorkę bogatkę, żaby, pasikonika, mrówkę rudnicę, muchę plujkę, bielinka kapustnika, ważkę, żuka gnojarza oraz kruka. Wiemy, że minęliśmy po drodze siedem kamieni działowych z numerami i że świątek w kapliczce na końcu trasy to był Chrystus Król. Wyczerpani umysłowo i fizycznie koło godziny 14:30 wsiedliśmy w rozpalone do czerwoności od słońca ciągle ubłocone samochody i przeprawiając się nimi na drugi brzeg już nieco podeschniętych kałuż ruszyliśmy do Karczmy "Podkowa Leśna". Tam, zjadając serniczek uczciliśmy Jubilata zupełnie spontanicznie czytając z kartki życzenia, a Włodek szarpnął się nawet na prezent - drapak do pleców - będzie miał Stefek co robić w długie zimowe wieczory.

Galeria zdjęć

JEZIERCE - BABA

Przez Iwno, Sanniki i Wagowo dojazd do miejscowości Jezierce w lasach czerniejewskich, gdzie można zostawić samochód na placyku przed dawną leśniczówką. Tam żółty szlak z kierunku północ-południe skręca w lewo i jest do obejrzenia tablica ze szkicem mapy okolicy. Trasa wycieczki jest oznaczona dodatkowo szlakiem przyrodoznawczym (z tablicami o karmikach dla zwierząt, o ptakach, mrówkach, ochronie lasu) oznaczonym rysunkiem sowy i kolejnymi numerami od numeru 1 począwszy - pomaga to w utrzymaniu się na trasie wśród wielu leśnych dróg i jeziorek, które małe na mapie, w terenie wyglądają tajemniczo.

Dojście do pierwszego jeziora o nazwie "Ósemka" ujawnia domek, hangar na łodzie i pomost z ławką. Jeżeli są tam właściciele, to nie powinniśmy im przeszkadzać i iść dalej trasą, ale można zajrzeć wracając, bo miejsce jest ładne, a ławka wygodna i pomieści kilka osób - reszta może usiąść na pomoście.

Nad jeziorem "Ully" (sowa nr 7) opuszczamy żółty szlak, idziemy w prawo, brzegiem jeziora (niezgodnie z numeracją szlaku sowy). Na przeciwległym brzegu jest duże miejsce postojowe, ławy, stoły, można zjeść posiłek regeneracyjny, wypić kawusię, a na wodę popatrzeć z pomostu z barierkami. Jezioro jest duże, z malowniczymi zatokami. Dalsza trasa: w prawo szeroką drogą i pierwszą w lewo (zakręt nie jest oznaczony, ale dalej jest znak sowy).

Drogą leśną między jeziorami "Cyganek" (małe) i "Baba" (duże) dochodzi się do żółtego szlaku, który wkrótce spotyka się ze szlakiem niebieskim (w prawo do Wagowa: 3,4 km, prosto do grodziska koło Nekielki: 2, 4 km).

Nad jeziorem "Baba", po drugiej stronie widzimy małą piaszczysta "plażę". Dochodzimy tam okrążając jezioro od południa i kogo widzimy? Romek Ch. jest tam z grupą znajomych i wita nas radośnie. Pogawędziliśmy parę chwil, popatrzyliśmy na kąpiących się (kilku umiało pływać) i powrót niebieskim i żółtym szlakiem do punktu początkowego wycieczki. Pogoda była przyjazna, ciepło, ale nie za bardzo, las rozmaity i towarzystwo bardzo dobre: Halinka R., Ania W. i Krysia B. (KB)

ŚLĄSK CZARNY - ŚLĄSK ZIELONY, czyli stan przedwycieczkowy

Już tylko dwa tygodnie dzielą nas od wyjazdu w Beskidy. Powoli odkrywane są tajemnice - co, jak, gdzie i kiedy, i w ogóle - po co, a poza tym - z kim, bo to jest właściwie ważne, jak nie najważniejsze. Chociaż nie, najważniejsze jest to, że w ogóle jedziemy, a więc:

  • co? - wycieczka w Beskid Mały, Wysoki, Śląski i Żywiecki
  • gdzie? - kierunek - baza Ustroń
  • kiedy? - od 2 do 11 września
  • po co? - do końca nie wiemy. To wyjaśni się na miejscu
  • Z KIM? - no z nami! Nie ma lepszego towarzystwa! Zapewniam.

ŚLĄSK CZARNY - ŚLĄSK ZIELONY czyli wyprawa w Beskidy

W tym roku wycieczka przełomu miesięcy odbyła się całkowicie we wrześniu. Otoczone Beskidami miasteczko-uzdrowisko Ustroń przyjęło nas i ugościło. Ośrodek "Leśnik" na prawie półtora tygodnia stał się naszym DOMEM (jak w programie zapowiedział kierownik Jacek Siwecki). Stamtąd co rano po śniadaniu wyruszaliśmy w trasę i tam wracaliśmy popołudniami na obiadokolację i żeby na chwilę przyłożyć głowy do poduszek po wieczornych imprezach przygotowanych przez Kierownictwo i Zarząd. Kierownik Jacek jako rodowity Ślązak pokazał nam to, co Śląsk Czarny i Zielony miał przyjeżdżającym do zaoferowania i to, co oferował tylko wybrańcom. Rozpoczęliśmy od zwiedzenia kopalni Guido, a skończyliśmy na zamku w Pszczynie u księżnej Daisy. Po drodze było jeszcze wiele różnych atrakcji, ale o tym w Fotoreportażu z wycieczki

MIĘDZYCHÓD - SPOTKANIE POWYCIECZKOWE

Ci, co ze względu na swoją kreatywność w wędrowaniu po trudnych beskidzkich szlakach okazali się Najmilejsi (a więc: Wiesia Brzezowska i trzy Anie - Ziętek, Kroczak i Czubała), wyznaczyli dzień spotkania na 22 października. I znowu ślepy los, który kazał wybrać takich, a nie innych organizatorów był nieomylny. Spotkanie wypadło fantastycznie. Ale nie uprzedzajmy faktów, jak to się mówi w takich przypadkach. Pierwszym punktem programu był Międzychód. Miasto wybudowane zostało przez ród Grzymalitów w przesmyku między jeziorem i rzeką Wartą, a pierwsze wzmianki o nim pochodzą z XIV w. Zaczęliśmy od spotkania z przewodnikiem i zwiedzenia kościoła pw. Męczeństwa św. Jana. Kościół pochodzi z XVI w. i był sukcesywnie powiększany aż do 1935 roku, dlatego budowla ta jest mieszanką stylów od gotyku po klasycyzm. Ciekawostką tej świątyni są maski kamienne wmurowane w elewacje. Jedno z podań głosi, że wmurowano je ku przestrodze tym, którzy odważą się podnieść rękę na świątynię. Kościół budowano na miejscu zboru luterańskiego. Miejscowi luteranie próbowali w budowie przeszkodzić i co noc niszczyli mury. Czterech z nich pochwycono i na rozkaz ówczesnego właściciela miasta Jana Ostroroga kat obciął im prawe dłonie. Na tyłach kościoła znajduje się ogrodzenie, w które wmurowane są płyty nagrobne datowane na XVII-XIX wiek. Z kościoła św. Jana przeszliśmy w stronę Rynku. Ze względu na położenie pomiędzy jeziorem i rzeką Wartą miasto otrzymało wrzecionowaty układ urbanistyczny z rynkiem pomiędzy łukami trzech ulic. Ta część miasta zabudowana jest najstarszymi domami - kamienicami szczytowymi. Rynek należy do jednego z najbardziej urokliwych. Nie ma na nim ratusza, gdyż budynek Rady Miejskiej trzy razy trawił pożar. Na budowę czwartego miasto się nie zdecydowało. W centrum Rynku stoi fontanna z rybakiem suszącym sieci na gruszy. Grusza to dla Międzychodu drzewo herbowe. Znajdowała się też w dawnej niemieckiej nazwie miejscowości. Na ulicy wiodącej do Rynku obejrzeliśmy zdobioną, żeliwną pompę, w którą w 1912 roku ujęto wypływające w tym miejscu źródło siarkowe. Między innymi dzięki temu bogactwu planowane jest tu utworzenie uzdrowiska. W miasteczku obejrzeliśmy jeszcze kościół p.w. Niepokalanego Serca Maryi. Ta świątynia została wybudowana w XVII wieku przez ród Unruhów i z początku była świątynią ewangelicką. Płyta nagrobna jednego z fundatorów - Krzysztofa Unruha znajduje się w kruchcie. Odbyliśmy też krótki spacerek na świeżym powietrzu. W Międzychodzie utworzono piękny Park im. Oskara Tietza, miejscowego handlarza pochodzenia żydowskiego, który położył podwaliny pod nowoczesny handel. Miejscowość leży w Krainie 100 Jezior, a jedno z nich - Jezioro Miejskie jest w obrębie parku. Z Międzychodu podjechaliśmy autokarem do Kamionnej. Wieś leży w rezerwacie "Dolina Kamionki", chroniącym część doliny rzecznej w rynnie polodowcowej. Rezerwat wchodzi w skład Pszczewskiego Parku Krajobrazowego. W Kamionnej na wzgórzu stoi piękny kościół p.w. Narodzenia NMP. Ze względu na ograniczony czas i kawał drogi do przejścia obejrzeliśmy kościół tylko z zewnątrz. Z Kamionnej czerwonym szlakiem doszliśmy do Mniszek, gdzie w dawnym folwarku urządzono Centrum Edukacji Regionalnej i Przyrodniczej. Można tu zobaczyć warsztaty pokazowe ginących zawodów, np. kowalski, szewski, garncarski, wikliniarski, obejrzeć stanowisko pszczelarza, sprzęty dawnego gospodarstwa domowego, sklep kolonialny czy dawne maszyny rolnicze. Ostatnim punktem programu był obiad i deser w "Olandii" - centrum wypoczynkowo-konferencyjnym utworzonym w dawnym XVIII-wiecznym folwarku w Prusimiu, nad jeziorem Kuchennym. Tam po obiedzie, przy kawie i ogromnych, nie do przejedzenia, ilościach naszego ciasta obejrzeliśmy pokaz zdjęć, a zasłużeni na różne sposoby na wycieczce w Beskidy uczestnicy dostali nagrody ufundowane przez kierownika Jacka Siweckiego, przysłane do Poznania z samych Katowic (razem z beskidzką mapą miejsc, które przewędrowaliśmy i z beskidzką mapą miejsc, które jeszcze pozostały nam do przejścia). Za to i też za inne zasługi samozwańcza grupa chórzystów z Poznania zaśpiewała kierownikowi przez telefon "Pieśń górali beskidzkich", której uczył nas w górach (okazało się, że skutecznie) przez bite 10 dni.

Galeria zdjęć ze spotkania

RAJD NIEPODLEGŁOŚCIOWY - CHODZIEŻ

Kierownictwo wycieczki: Ela (od przybliżania historii) i Wojtek (od trasy i reszty programu) Ratajczakowie

Współpraca: nadleśniczy pan Maciej Strawa

"Zima, zima, zima ...", ścisnął mróz i spadł śnieg, mimo że był 11 listopada. Wyruszyliśmy z Berdychowa w kierunku Chodzieży. Program był bardzo ciekawy, ale też naszpikowany niespodziankami i nie do końca znany, tym bardziej że nie wieźliśmy ze sobą kierownictwa. Czekali na nas (zaopatrzeni w kwiaty i znicze) pod remizą strażacką w Obornikach.

Przystanek Pierwszy - Budzyń, Okręglik. W tym miejscu stoi figura MB Zwycięskiej. Po drugiej stronie drogi postawiono kamień upamiętniający brawurową akcję zdobycia przez Powstańców Wielkopolskich w lutym 1919 r. niemieckiego wozu pancernego.

Przystanek Drugi - Chodzież, kościół p.w. św. Floriana. Msza św. w intencji Ojczyzny, uroczysty przemarsz na plac pod Pomnik Wolności i udział w capstrzyku. Pod pomnikiem złożyliśmy kwiaty. Po uroczystościach poczęstowano nas rogalami świętomarcińskimi, a sam burmistrz miasta osobiście się z nami przywitał.

Przystanek Trzeci - Chodzież, kamień na miejscu zwycięskiego starcia Powstańców Wielkopolskich z wojskami niemieckimi, przy dawnej fabryce porcelany. Po mieście oprowadzał nas pan Roman Grewling - prezes chodzieskiego Koła Towarzystwa Pamięci Powstania Wielkopolskiego.

Przystanek Czwarty - w towarzystwie pana Romana obejrzeliśmy eksponaty zdeponowane w Dziale Tradycji i Historii Miasta Miejskiej Biblioteki Publicznej.

A że mróz był i na Przystankach zmarzły nam nogi, wsiedliśmy w autokar i pojechaliśmy na miejsce startowe trasy pieszej. Pan Roman podprowadził nas kawałek i puścił wolno ufając, że zaprawieni turyści dalej sobie już sami poradzą. Turyści jednak, oddając się zajmującym dysputom i poddając się wodzy tych, co szli z przodu, zgubili szlak. A może złośliwy szlak zgubił turystów? Tego ostatecznie nie ustalono. Faktem było, że szlak poszedł w swoją stronę, a my w swoją. Będąc jednak związanymi ze szlakiem od wielu lat, poczuliśmy się po krótkim czasie opuszczeni i wróciliśmy do punktu wyjścia, żeby się szlaku uchwycić i nie puścić go już do samego końca. Widać nie był nam życzliwy, bo prowadził nas kilka razy pod górę i tyleż samo w dół, za każdym razem dając nadzieję, że szczyt Gontyńca został zdobyty. Nie daliśmy się jednak wykończyć przed czasem i cała grupa ostatecznie szczyt zdobyła. A zwyciężczyni - Tosia pędząca na samym przodzie z mapką, wyprzedziwszy nawet swojego zasłużonego w górskich bojach dziadka, została przez Zarząd Koła PTTK nagrodzona czekoladą przywiezioną na tą okoliczność z samej Białorusi.

Przystanek Piąty - Gościniec "Wyrwidąb" ugościł nas przy rozpalonym kominku smacznym obiadkiem, a po obiedzie kawką i herbatką. Żeby tradycji stało się zadość, na koniec jeszcze zjedliśmy rogale świętomarcińskie i pośpiewaliśmy patriotycznie. Tak nam przy tym kominku i po obfitym posiłku było razem dobrze, że nie chciało się opuszczać gościnnego gościńca. Ale czas nie stał w miejscu i już nerwowo przedreptywał z nogi na nogę, więc trzeba było zwijać manele i ładować się do autokaru, żeby posłusznie dać się zawieźć do Poznania. Nic to - przecież nie rozstajemy się na długo.

Rajdowa galeria ze zdjęciami

Mniej
Rok 2017
Więcej

20 stycznia - kolejne noworoczne zebranie. Kawka, herbatka, ciasteczka, pogaduszki, w tle sprawozdanie pani Prezes, oklaski za pedantycznie prowadzone przez panią Skarbnik finanse. Możemy spokojnie wkroczyć w nowy rok. Zaplanowano dwie wycieczki: do Bornego Sulinowa i na Litwę, jeden rajd z okazji 80-lecia Grzesia oraz jeden spływ Wełną do jej ujścia. Poza tym, jak zwykle, spotkanie powycieczkowe i Rajd Listopadowy. Padła również propozycja wyjazdu na Maltę. A kto wie, co jeszcze się wydarzy. Będzie się działo...

PRZYWOŁYWANIE WIOSNY z Krysią i Jurkiem

W piątek 24 lutego Krysia i Jurek Nawroccy zorganizowali w Klubie Profesorskim spotkanie, które zatytułowali "Śpiewem przywołajmy Wiosnę". Jurek akompaniował, Krysia intonowała, grupa śpiewała, jak mogła, a sprowadzone na tę okoliczność dzieci, z niewyobrażalnymi wręcz pokładami dziecięcej energii, tańczyły w rytm śpiewanych pieśni. Przywoływaliśmy Wiosnę piosenkami z naszego kołowego śpiewnika i ze śpiewnika przygotowanego przez Nawrockich. Żeby ducha nie zabrakło, mieliśmy podaną kawę,herbatę i słodkości. Śpiewaliśmy pełną piersią i efekty były widoczne już w poniedziałek. Nieśmiało wyjrzało prawie wiosenne słońce, a w bezlistnych jeszcze gałęziach zaśpiewały ptaki. Widziano też już w niedzielę z lekka zieleniejące na drzewach pączki. Taka jest moc grupowego śpiewania. Krysia uznała, że nieźle nam idzie i na następnym spotkaniu będziemy przywoływać lato. Potem jesień, potem zimę... I może dzięki temu nowemu rytuałowi uda się zachować naturalny cykl pór roku. Tymczasem wygląda na to, że już niedługo zakwitnie śnieżyca i Rajdem Śnieżycowym rozpoczniemy kolejny sezon turystyczny.

Parę zdjęć ze spotkania

JAR ALBO RAJ

Godzina dziesiąta, niedziela 19 marca. Czas start! Delegacja w składzie: Ewa, Ela, Halinka, Piotr, Czesiu i Hermes oraz Asia, Jagienka, Darek, Laura, Marcelek i miś wyruszyła wizytować Śnieżycowy Jar. Tydzień wcześniej na przeszpiegi wyruszyli tajni agenci, żeby sprawdzić, czy warto delegować tak szacowne gremium. Na szlaku nic nie wskazywało na to, żeby gdzieś w okolicy czaiła się Wiosna. Żadnych liści (poza zeszłorocznymi) i ani ździebełka w zielonym kolorze. Dlatego tym bardziej Jar wydał się Rajem, zalanym słońcem i wyściełanym zielono-białym dywanem dorodnych kwiatów w szczytowej fazie kwitnienia. Tylko ten tłok i wiary kupa. Nie wiem (bo nie byłam), ale chyba w raju nie ma takiego tłoku.

NAJBLIŻSZE WYDARZENIA

Lody puściły, a więc kajaki na wodę i płyniemy! 20 maja spływamy Wełną po raz drugi, ale już na dwóch odcinkach - łatwiejszym i trudniejszym.

A na czerwiec zaplanowana już jest trzydniowa wyprawa do Bornego Sulinowa. Obydwa programy zostały dopracowane i podane do wiadomości ogółu.

NA WODĘ PO PRZYGODĘ

Doczekaliśmy się wreszcie tej soboty 20 maja. Zbiórka pod halą sportową w Suchym Lesie i jazda za komandorem wyprawy Wojtkiem Powalskim do Nowego Młyna! W drodze lekko nas pokropiło mżawką, ale nikt się nie wycofał. Na taką trasę zdecydowali się sami doborowi bohaterowie, dlatego wszyscy płynęli odcinkiem o podwyższonym stopniu trudności. Chłopcy z Nowego Młyna sprawnie nas wykopsali do wody i spłynęliśmy z prądem, pokonując leżące w poprzek rzeki przeszkody, aż do samego Jaracza. Gdyby nie tama, to popłynęlibyśmy do Warty, ale zgarnęli nas w porę i zabrali kajaki. Szkoda:(, bo fajnie było. A na koniec była wyżerka i ognicho. Zobaczcie sami jak było fajnie w

Galerii zdjęć na fb .

SPOTKANIE Z GRZESIEM

Aktywność grupy nie słabnie. Ostatnio "ekipa penetrująca" Krysi Balińskiej sprawdzała przydatność Lasów Królewskich koło Gniezna do celów turystyczno-krajoznawczych. I chyba Lasy zdały test, bo trasa została zaplanowana. Będzie też spotkanie towarzyskie w Zajeździe u Sobańskich w Modliszewku. A to wszystko na cześć zasłużonego, choć nie wysłużonego Grzesia Baera. Będziemy śpiewać mu peany i życzyć niesłabnącej kondycji.

Grześ został uhonorowany. Na Jego cześć Grupa przeszła 8 kilometrów. Niektórzy twierdzili, że to było znacznie mniej, ale tylko dlatego, że 8 kilometrów to dla Grupy żabi skok albo rzut beretem. A w jaki sposób uczczono Grzesia, można zobaczyć w

Galerii na fejsie .

DESANT W BORNYM SULINOWIE

Zaplanowany przez Dowództwo jednostki desant w Bornym Sulinowie został zrealizowany. W piątek 16 czerwca o godzinie 7:45 PRAWIE cała jednostka stawiła się w pełnym uzbrojeniu przy Berdychowie i załadowała do autokaru bojowego. Zanim jednak jednostka dotarła do celu, spenetrowała terytorium wroga, zaczynając od bunkrów Wału Pomorskiego przez obóz jeniecki (oflag) w Kłominie. Po zakwaterowaniu i posiłku jednostka wyruszyła na rozpoznanie terenu Bornego Sulinowa.

Dokumentacja fotograficzna z przeprowadzonej akcji

POŻEGNALIŚMY STEFKA

14 lipca pożegnaliśmy Stefka Krajewskiego. Towarzyszyliśmy Mu w Jego ostatniej drodze na cmentarzu przy ul. Nowina. Msza za Jego duszę odprawiona została w pobliskim kościele p.w. Chrystusa Dobrego Pasterza. Po uroczystościach pogrzebowych całą grupą przeszliśmy do kawiarni w Ogrodzie Botanicznym. Jestem pewna (i to zdanie podzielali także inni obecni na spotkaniu), że Stefek też był tam z nami.

Pożegnanie Stefka

LITWA, ŁOTWA I ESTONIA, czyli tournee przez kraje nadbałtyckie

Miesiące przygotowań, zbierania materiałów i pieniędzy, roboczych spotkań Zarządu i organizatorów, biegania po sklepach i kantorach, surfowania po internecie, uzgadniania noclegów, posiłków, przewodników, cen, kosztów, list itd... Krótko mówiąc miesiące pracy w pocie czoła i nareszcie nadeszła ta chwila. Godzina wyjazdu nieco się przesunęła, ale w końcu wyjechaliśmy spod Politechniki pełni nadziei na niezapomniane przeżycia. "Dokąd jedziemy?" - pytaliśmy się. "Na Kowno!" - odpowiadaliśmy sobie. Ale zanim przekroczyliśmy polsko-litewską granicę była jeszcze Suchowola księdza Jerzego...

Co nasze oczy ujrzały

Z PIOTROWA DO PIOTROWA, czyli spotkanie powycieczkowe (sobota, 21 października)

Na początku był dylemat - czy, żeby przedostać się z Berdychowa na Piotrowo, trzeba rzeczywiście użyć autokaru? Bo z mapy miasta Poznania wynika, że to żabi skok lub rzut beretem. I co za fanaberie mają Ci naukowcy z Politechniki?! Alinka, która wzięła na swoje wątłe kobiece barki sprawy transportowe, wyjaśniła skołowanemu panu kierowcy różnicę między Piotrowem a Piotrowem. To proste - pierwsze to ulica, a drugie to wieś. Na domniemanym końcu jednak okazało się, że może to i proste, ale jak świński ogon, bo nie Piotrowo, a Stobnicko. Pan kierowca jednak nie dał się już wykołować i dowiózł nas na miejsce. "Biovilla" w nadwarciańskich lasach była wyznaczona jako punkt startowy i meta. Nadwarciańskie lasy najmilejsi organizatorzy wyznaczyli jako teren do penetracji. A że to czas grzybobrania, to grzyby stały się celem. Irka Najmilejsza, przewidując bogate zbiory, rozdała foliowe woreczki i zachęciła do poszukiwań. Grzybów było, rzeczywiście, zatrzęsienie, ale raczej w większości nie były jadalne, a nawet mogły być trujące. Nasza przodująca grzybiarka - Baśka (żeby się nie trudzić, a zebrać pochwały) znalazła już na samym początku trasy przy drodze, którą przeszła cała grupa, wielkiego prawdziwka. Zazdrośni konkurenci wysnuli tezę, że grzyb jest styropianowy i tak to każdy potrafi wyjąć asa z rękawa i że nie przekonują ich dziury po robakach, bo to też można wyrzeźbić. Badanie jednak dowiodło ponad wszelką wątpliwość, że to najprawdziwszy prawdziwek i zazdrośnicy musieli wycofać oskarżenia. Podziw wzbudziła też znaleziona od niechcenia w lesie przez podlotka krowia morda, czyli sarniak dachówkowaty wielkości krowiej mordy, a nawet jeszcze większy. Tego już nikt nie poddawał w wątpliwość. Reszta zadowoliła się pomniejszymi znaleziskami, lekko rozmoczonymi po niedawnych ulewach i konsumowanymi wstępnie przez ślimaki i inne robactwo. Grzybobranie udane, czy też nie zostało nagrodzone w Biovilli. Każdy dostał prezencik z litewskim motywem - małym aniołkiem, trzymającym pod swymi delikatnymi srebrnymi skrzydełkami cztery cukierkowe serduszka w woreczku z organzy. A Irce, jako tej, która najwięcej się napracowała wręczono pluszową żabkę, która w pewnych okolicznościach, odpowiednio traktowana mogła przemienić się nawet w księcia. Bardzo prawdopodobne, że na Rajdzie Listopadowym Irena pokaże się w jego towarzystwie, jeśli oczywiście zaistnieją wcześniej sprzyjające okoliczności.

Zdjęcia

RAJD LISTOPADOWY - WĄGROWIEC

Tegoroczny Rajd przygotował Marek Sowiński. Jedno, co mogę tu napisać to to, że byliśmy zachwyceni. Zachwyceni programem, starannością organizatora, miejscami, ludźmi, których tam spotkaliśmy, pogodą i na koniec samym Markiem.

Poczytaj i pooglądaj

DARY DLA POLAKÓW NA LITWIE

4 grudnia wyruszyła ekspedycja na wschód. W ekspedycji wzięła udział nasza wysłanniczka (macki Koła sięgają daleko) Agnieszka Grzelczak. Porzuciła w tym celu domowe pielesze i zajęcia na Uczelni, wzięła pod pachę kupione za darowane przez nas pieniądze towary i zapakowała się z tym wszystkim do autokaru razem z Towarzystwem Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej. Do Wilna przez kopny śnieg wybrały się z Agnieszką czekolady "Wawel" i toruńskie pierniki. Będziemy towarzyszyć Adze na bieżąco, póki się łączność nie zerwie.

Na łączach Aga Litwa - ja Polska były zakłócenia i dlatego ani zapowiadanych zdjęć, ani relacji na żywo nie było. Była natomiast relacja telefoniczna już po powrocie Agnieszki do domu. Powiedziała, że Polacy z Litwy bardzo się ucieszyli z darów (szczególnie dzieciaki) i że zapotrzebowanie na pomoc rodaków jest ogromne, mimo że na zewnątrz wydaje się przeciętnemu turyście, że jest tam dobrobyt.

Parę zdjęć z wyprawy

Mniej
Rok 2018
Więcej

Piątek 19 stycznia, godzina 18:00. Tłumy ludzi żądnych nowych turystycznych wrażeń zapełniły salę nr 16 w budynku Wydziału Elektrycznego Politechniki Poznańskiej. Ale nie tylko takie pokusy zwabiły naród na noworoczne zebranie. Była jeszcze chęć spotkania od dawna niewidzianych znajomych (ostatnio widzianych w listopadzie zeszłego roku), chęć podzielenia się newsami oraz chęć wypicia w ich towarzystwie kawy i chęć zjedzenia ciastka. Wiadomo - w naszym towarzystwie ciastka i kawa najlepiej smakują. Rytualnie odczytano sprawozdanie z zeszłego roku i głosem przewodniczącego komisji rewizyjnej pochwalono panią skarbnik za zwyżkę na koncie. Nie od dziś wiemy, że posiadła tajemną wiedzę, która sprawia, że w jej rękach dobra się mnożą. Tak zupełnie same z siebie. W nagrodę dostała oklaski. Nagrodę wręczono też Krysi Balińskiej, która włożyła spory wysiłek w zorganizowanie wycieczek na część Jubilatów z naszego grona. W odpowiedzi na to Krysia ogłosiła kolejną wycieczkę w las na cześć kolejnej Jubilatki. I już było wiadomo, że zaczęła się najbardziej przyjemna i niecierpliwie wyczekiwana część zebrania - plany wycieczkowe. Plany bardzo ambitne i napęczniałe od atrakcji. I znowu roku nie starczy: spływ Rurzycą, Turek i okolice, Góry Harz, Suwalszczyzna, spotkanie powycieczkowe, Rajd Listopadowy. Poza słuchaniem i biciem braw było też oglądanie. Agnieszka Grzelczak przywiozła ze sobą i zaprezentowała zdjęcia z wyprawy "Z darami na Litwę". I co tu się dziwić, że co roku o tej porze takie tłumy nawiedzają salę nr 16 w budynku Wydziału Elektrycznego PP.

TUREK I OKOLICE - zwiastun wycieczki

Ruszyły prace organizacyjne. Lista uczestników przyrasta w coraz większym tempie. Zainteresowanie rośnie. Zgodnie z oczekiwaniami wyrażonymi na zebraniu, w wycieczce weźmie udział także młody narybek turystyki. Wsparci młodą energią będziemy szturmować kościoły i klasztory, zamki i dworki, kopalnię i zbiornik retencyjny oraz Wartę jako miejscowość. Rzece damy spokój, bo to będzie jeszcze przed trzema ogrodnikami i woda może być zimna. Ale, jak ktoś będzie miał ochotę, to nie będziemy mu szczególnie przeszkadzać. W każdym razie - kilka miejsc dla chętnych jeszcze się znajdzie.

ŚNIEŻYCA

Tego roku późno się Wiosna zdecydowała. A co nawydziwiała, zanim przyszła! Ale jak już przyszła to z fasonem. Nagle zniknęły zimowe przymrozki i nastały letnie upały. Już miesiąc temu śnieżyca postanowiła zakwitnąć, ale nie dane jej było. Mrozy nie chciały odpuścić aż do Świąt. Dopiero teraz mogła się wykazać i pokazała się z najlepszej strony. Zwabieni jak pszczoły turyści gromadnie nadciągnęli do Starczanowa w upalną niedzielę 8 kwietnia. A że pogoda była nad wyraz łaskawa, to na wąskim chodniku w rezerwacie ledwo się towarzystwo mieściło. Nas też pokusiło i po spełnieniu dorocznego obowiązku naocznego stwierdzenia obecności Wiosny w Jarze Śnieżycowym pobiegliśmy radośnie nad Wartę nieco tam posiedzieć i złapać pierwszą w tym roku opaleniznę.

Parę zdjęć

TUREK I OKOLICE, czyli KRESY WSCHODNIE WIELKOPOLSKI

Między 4 a 6 maja, mimo rekordowo długiego weekendu, nie było nas w Poznaniu. Tym razem nasza grupa dostała za zadanie spenetrować kresy. Wybraliśmy się więc do Turku. Na dłuższą wycieczkę i dalsze kresy (te właściwe) wybierzemy się w silniejszym składzie za trzy miesiące z hakiem. Na pierwszy ogień poszedł Brdów. A że mieliśmy układy z klasztorem oo. Paulinów, to ofiar nie było. O tych i innych wydarzeniach ostatnich trzech dni weekendu stulecia poczytacie sobie w albumie, oglądając przy okazji zdjęcia.

Album "Turek 2018", który powstał dzięki Marysi Hildebrand

SUWALSZCZYZNA, czyli POLSKIE KRESY

Skończył się temat Turku, teraz czas na Suwalszczyznę. Zespół organizatorów działa. Z chaosu wyłania się bardzo atrakcyjny program. Na przykład planowany jest Bal Jaćwingów. Zadanie pierwsze - uruchomić znajomości, poszperać po szafach lub sklepach, ruszyć własnym konceptem. Jadalnia w Gulbieniszkach ma się zaroić od Jaćwingów...

Suwalszczyzna Suwalszczyzną, a spływ Drawą tuż tuż. Już niecały miesiąc został. Wioślarze! Ostrzyć wiosła! Będzie ostra jazda.:D

GÓRY HARZ

W górach Harz doszło do nieformalnego zebrania niekompletnego Zarządu Koła w sprawie podziału noclegów w Gulbieniszkach. Trudny ten temat rozwiązano w niekonwencjonalny sposób - łóżka (zarówno te małżeńskie, jak i pojedyncze) rozdzielane będą według kolejności alfabetycznej. Drodzy Suwalszczacy (uczestnicy wycieczki na Suwalszczyznę), warto przygotować się na tak ekscytujące rozwiązanie.:)

Na temat tej wyprawy polskiej ekipy z Koła PTTK Pracowników PP na razie tylko tyle. Potem może pojawią się zdjęcia i jakiś szerszy opis wydarzeń.

SPŁYW DRAWĄ

To był cudowny dzień! Słońce mimo zapowiadanych burz, szemrząca woda, która sama niosła, soczysta zieleń kojąca oczy, głosy ptaków w zaroślach... Owszem, natura rzucała kłody pod nogi, a raczej pod kajaki, ale poradziliśmy sobie. Powiem wręcz, że im więcej było tych kłód, tym było ciekawiej. A nawet powiem, że gdyby było ich jeszcze więcej, to byłoby jeszcze przyjemniej. Ale nie był to według wszelkiego prawdopodobieństwa ostatni spływ. Część Drawy jeszcze na nas czeka.

Kilka zdjęć z kajaka

Fotki Pawła Ławickiego

KOLEJNE 8 na 80

17 czerwca 2018 r. Tym razem symboliczne 8 kilometrów na cześć Jubilata przeszliśmy w Puszczy Zielonce. Dojechaliśmy tam samochodami zjeżdżając z drogi nr 196 za Murowaną Gośliną i Łopuchowem na Dąbrówkę Kościelną. Początek i koniec trasy Krysia Balińska wyznaczyła na parkingu leśnym, na który wjeżdżało się wąskim wjazdem między dwoma drzewami. Anonsując wycieczkę w mailach, Krysia prosiła, żeby uważać na drzewa. Na początek te dwa, które strzegły wjazdu na parking jak mitologiczne Symplegady wejścia do Morza Czarnego. A gdzieś na szlaku bez szlaku czyhały na nas drzewa zabytkowe. Puszczając grupę w trasę z troski o jej zdrowie kierowniczka nakazała szukać powalonych drzew na popas. Ogólnie rzecz biorąc - im więcej drzew, tym dalej w las. Nad Jeziorem Leśnym usiedliśmy, żeby spożyć posiłek. Powalone drzewa nie nadawały się do siadania, za to były ławeczki na pomoście i goła ziemia na brzegu. Rozłożyliśmy, co kto tam miał ze sobą: podkładki zwane filuternie "poddupnikami", kocyki czy własne siedzenia i wyciągnęliśmy obolałe kończyny, które wiernie nam służyły przez całe dwa kilometry, a miały posłużyć jeszcze 6. W trzcinach coś terkotało, nad wodą unosiły się dybiące na ryby mewy, bzyczały muchy i inne owady, w igliwiu pracowicie uwijały się mrówki, a pod ubrania bezszelestnie wsuwały się łaknące świeżej i dotlenionej krwi kleszcze. Lekko powiewał wiaterek, marszcząc toń jeziora, świeciło słoneczko, mruczały leniwie napełnione żołądki i nikomu nie chciało się już dalej ruszać. Ale Krysia delikatnie zwróciła uwagę, że w restauracji Relax w Murowanej stygną placki z blachy oraz kawa i za zapachem tej świeżo zaparzonej kawy ruszyliśmy w kierunku parkingu leśnego. Zanim jednak powsiadaliśmy do samochodów, uroczyście podziękowaliśmy Krysi i złożyliśmy życzenia Jubilatce, która przezornie (by nie być Jubilatką) obchodziła tego dnia imieniny. Tak czy inaczej dostała prezenty, więc i ona była zadowolona i darczyńcy szczęśliwi. Cała reszta natomiast gromko, aż echo niosło po lesie, zakrzyknęła trzykrotnie "Hip hip! Hurra!" na cześć kierowniczki, co tak zgrabnie zorganizowała nam niedzielę.

Obrazki z wycieczki

SUWALSZCZYZNA z Misi(em/ą) czyli WYJEŻDŻAJĄC NA WYCIECZKĘ ZABIERAMY MISIĘ W TECZKĘ

Skąd się wzięła w teczce Misia i skąd się wziął Miś? Misia z urzędu została organizatorem wycieczki, bo się wzięła z Suwalszczyzny, a Misia na Suwalszczyźnie wybrano jako logo i przyklejono do teczek z materiałami wycieczkowymi. Może to trochę zawiłe tłumaczenie, ale tak było. W związku z tym zabraliśmy teczki z siedzeń autokaru i cieszyliśmy się tymi Misiami aż do samego końca. A na końcu, to nawet sama Misia cieszyła się Misiem, bo go dostała na własność.

Ale od początku... Początek był tradycyjny - Berdychowo, przed budynkiem Politechniki, godziny poranne, czyli dla wielu zupełnie nieprzyzwoite, kiedy to większość normalnych ludzi jeszcze śpi albo właśnie oczy przeciera, nabierając powoli świadomości, że nastał kolejny dzień - piątek, 24 sierpnia. My już w pełni świadomi, dokąd zdążamy ciągnęliśmy ze wszystkich okolic Poznania, a nawet Wielkopolski, z walizkami, turkocząc kółkami po wyboistym bruku. A w autokarze troskliwi organizatorzy rozłożyli na siedzeniach teczki, nie żeby się wygodniej siedziało, ale żeby każdy wiedział, gdzie jego miejsce. A dalej to już wszystko potoczyło się jak wody Czarnej Hańczy, czyli dość wartko i sprawnie i zanim zdążyliśmy się oswoić z wydarzeniami, to już przyszedł koniec i trzeba się było zbierać do domu.

Wycieczka w obrazkach z opisami wydarzeń

DRAWA - KOLEJNA ODSŁONA

8 września. Ledwo wróciliśmy z Kresów, ledwo zdążyłam ogarnąć siebie i zastane w domu porządki, a już telefon. Zadzwonił Marek Sowiński. Zdążył już zapomnieć, że gdziekolwiek byliśmy i niosło go dalej. Typowy turysta. Tym razem dokąd? Na Drawę. Drawę jeszcze nie poznaną (przynajmniej przeze mnie), Drawę groźniejszą, pokazującą kiełki i pazurki. Drawę gęsto usianą przeszkodami i dlatego fascynującą. Drawę, która mówi - "Zobacz, co potrafisz". W związku z czym ekspedycja w składzie: Marek Sowiński (komandor), Gosia Knaś i moja skromna osoba albo jak kto woli - Podsekcja nieformalnej Sekcji Kajakarskiej Koła PTTK wyjechała, żeby przetrzeć nowy szlak.

Parę zdjęć z krótkim tekstem z przecierania szlaku

ZANIEMYŚL - SPOTKANIE POWYCIECZKOWE

7 października, niedziela, godzina 8:45. No może parę minut później. Nieważne. W każdym razie około 9:00 ruszyliśmy do Zaniemyśla. Przez Rogalin...

W gościach u Raczyńskich

ODSZEDŁ WACEK SZYC

Przeglądam zdjęcia sprzed lat... Tacy byliśmy wtedy młodzi... I coraz więcej jest tych, których zobaczymy już tylko na zdjęciu albo na filmie z wycieczki... Wacka pożegnamy 22 października o godzinie 13:30 na Junikowie.

RAJD LISTOPADOWY W SETNĄ ROCZNICĘ ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOŚCI

kierownik: Marek Sowiński

p.o. kierownika: Adam Marlewski

Tym razem w organizację wycieczki wmieszały się mikroby. Chciały nam pomieszać szyki i nie dopuścić do zrealizowania markowego planu. Doprowadziły, według naszych podejrzeń, do zamknięcia Muzeum Roberta Kocha, który im poświęcił życie i rozłożyły na łopatki pakującego już plecak Marka Sowińskiego, który w pocie czoła układał misterny plan Rajdu przez ostatnie tygodnie. Prymitywne te stworzenia jednak rozumu nie mają za grosz. No bo skąd by go miały mieć i gdzie go miałyby zmieścić? Nie pomyślały więc, że znajdzie się drugi taki, co poprowadzi wycieczkę. Może był trochę zdezorientowany takim obrotem sprawy, ale dał radę wsparty telefonicznie przez rozpalonego wysoką gorączką kierownika. W ten oto sposób ujawniły się dwa motywy przewodnie Rajdu: "Walka z mikrobami" oraz "Geniusz ludzki". Muzeum Kocha, jak wspomniałam, było zamknięte, ale dane nam było poznać geniusz Rożka, Hoene-Wrońskiego i Powstańców Wielkopolskich, na koniec zaś geniusz wolsztyńskich kucharzy z Sielanki.

Wolsztyńskie szlaki

KONCERT "DOMU O ZIELONYCH PROGACH"

Czwartkowy wieczór w Blue Note. Alina Borysionek załatwiła bilety, mimo kontuzji przyszła pierwsza i dwa rzędy stolików z przodu były nasze. Temat: Góry, miłość do gór, miłość w górach i inne piosenki. Obudziła się nostalgia i tęsknota za górami. Chciałoby się rzucić wszystko i jechać. Mimo, że to już listopad...

Fotka

EKSPOZYCJA MALARSTWA JÓZEFA BRANDTA

21 grudnia w piątek przed Świętami Bożego Narodzenia wpadliśmy wieczorkiem do Muzeum Narodowego w Poznaniu, żeby spędzić parę chwil z Józefem Brandtem. Ugościł nas przednio i poczęstował swoim malarskim kunsztem. Jego obrazy są niezwykle żywe i bije od nich blask, jakby to one były źródłem światła. W każdym zakamarku dzieła coś się dzieje i każde jego dzieło jest jak osobna wielowątkowa powieść o polskich kresach XVII wieku.

Kilka zdjęć z wystawy

Mniej
Rok 2019
Więcej

NOWY ROK - NOWE PLANY

A jakie to będą plany dowiecie się po 25 stycznia, czyli po zebraniu noworocznym. Pierwsze jaskółki odwiedziły już Zarząd Koła. Były jaskółki, to teraz tylko czekać na Wiosnę. Z pewnościa spotkamy ją w Śnieżycowym Jarze. A potem można będzie już oficjalnie ruszyć na szlaki. Te leśne i te wodne... Ale na razie ciii..., bo to jeszcze tajemnica.

Zebranie już za nami. Padło mnóstwo propozycji, które ledwo się mieszczą w ciągu roku. Trzeba będzie mieć ciągle na podorędziu zapakowany plecak i przygotowane buty. Tym razem jednak tradycyjna wycieczka przełomu miesięcy będzie miała nieco inny charakter. Bliższe informacje zamieściłam w zakładce PROPOZYCJE.

BIAŁORUŚ ADAMA MARLEWSKIEGO

W piątek 8 lutego w sali 16 (tej od zebrań i innych stacjonarnych atrakcji) Adaś Marlewski opowiadał o Białorusi. Żeby do tego doszło, przemierzył szmat drogi w północnej części kraju od Brześcia, przez Kobryń, Baranowicze, Słuck, Bobrujsk, Żłobin aż do Homla i z powrotem aż do Brześcia, którego zwiedzanie zostawiono sobie na deser. Dzięki uprzejmości autora, jak to się w takich wypadkach mawia, udostępniam poniżej prezentację z wyprawy.

Prezentacja nt. wyprawy na Białoruś

KAZIUKI W POZNANIU

Św. Kazimierz Królewicz dwa lata temu gościł nas u siebie w Wilnie. W zeszłą niedzielę 3 marca razem z całym królewskim orszakiem i w towarzystwie ks. Jana Długosza przyjechał w gości do Poznania. Wizytę rozpoczęto od Mszy św. w Farze, jak na świętego królewicza przystało, a potem orszak przeszedł na Stary Rynek i rozpłynął się na pół godzinki, by pojawić się znowu około 11:30 i wstąpić na krużganki sędziwego Poznańskiego Ratusza. W południe na cześć władcy oraz patrona Polski i Litwy na wieży ratuszowej stoczyły swój pojedynek poznańskie koziołki, a dwóch hejnalistów zagrało hejnały - poznański i wileński, po czym królewicz z orszakiem zstąpił między wiwatujący lud i z podniesienia wygłosił przemówienie. Po tym niezwykle uroczystym wstępie i błogosławieństwie ks. Długosza rozpoczęto hulanki, swawole i ucztowanie. Na scenę weszły regionalne zespoły, w tym także "nasze" Mejszagolanki, spomiędzy straganów rozeszły się regionalne zapachy, a ciżba dała upust swojej radości ze spotkania.

Poznańskie Kaziuki organizowane są od kilku lat, dzięki zaangażowaniu znanego już nam Towarzystwa Przyjaciół Wilna i Ziemi Wileńskiej z panem Ryszardem i jego żoną Krystyną Liminowiczami na czele. Pani Krysia przewodziła naszą grupą w czasie wycieczki na Litwę, Łotwę i do Estonii w 2017 roku. Wtedy też odwiedziliśmy Polaków mieszkających w Mejszagole.

Królewicz Kazimierz w Poznaniu

ŻMUDŹ I LAUDA WG MARKA SOWIŃSKIEGO

15 marca o godzinie 18:00 spotkaliśmy się w "szesnastce", żeby usłyszeć, co na temat Żmudzi i Laudy ma do powiedzenia Marek Sowiński. Część z nas była już tam na wycieczce wrześniowej w 2017 roku i tej części wydawało się, że niczego nowego nie usłyszą. Okazało się, że nowości było wiele, a rzeczona część liznęła tylko temat. Prelegent w tydzień odwiedził tyle miejsc, że w miesiąc nie dałby rady tego opowiedzieć, a próbując streścić swoją wyprawę, ledwo zmieścił się w dwóch godzinach.

REKONESANS NAD OBRĄ

Veni, vidi, załatwione. W ostatnią niedzielę Prezes z Komandorem pojechali sprawdzić, jak się mają plany do rzeczywistości. I okazało się, że mają się dobrze, a nawet jeszcze lepiej. Gospodarze ośrodka staną na głowie, żeby nam dogodzić, a w kajakach będą poduszki.

NA WSPOMNIENIA FALI… z zapisków Grażyny…

Niedziela 13.04.1980. W sobotę byliśmy u Grajdków na imieninach Rysia. Było miło i ciekawie: dyskusja o duszy i wolnej woli. Kilka godzin snu i wyjazd na wiosenny rajd, organizowany przez Maćka S., do Jaru Śnieżycowego. Trasa samochodowa do Murowanej Gośliny, potem pieszo drogą do Starczanowa, wysadzoną lipami. Pogoda dopisała, słońce, wiejska droga i spokój. Wchodzimy w las, sosny, świerki, bogaty podszyt, jest jar i śnieżycowy raj! Naprawdę oszałamiający widok i woń kwiatków. Przy strumieniu, wśród zeschłych liści i gałęzi, dywan białych kwiatków, a wśród nich przylaszczki niebieszczeją. Słonko przygrzewa, wyciągamy się w trawie, cisza, tylko bzyczenie pszczół. Ruszamy dalej, chaszczami,… pokonując strumyczki, odpoczynek na zwalonych pniach. Ognisko, pieczenie kiełbasek, wielka radość dzieci. W trawie rozbłysła pierwsza stokrotka, słychać ptaki: szpaki, zięby, trznadle, dzięcioła. Wysoko na zaroślach zawieszone kępy trawy, ślady po ubiegłorocznej powodzi. Dochodzimy do Łukowa, ładnie odnowiony drewniany Kościółek. Wracamy przewietrzeni, zachwyceni, wdzięczni Maćkowi… Ile to lat temu? Kto był z nami, niech się odezwie i wzbogaci te zapiski... Pozdrawiam Grażyna

Zdjęcia z Grażkowego albumu

Organizator wycieczki przełomu miesięcy poinformował, że ekskursja została przeniesiona na następny rok w nadziei na większą frekwencję. Spotkanie powycieczkowe już zostało zaplanowane, a Najmilejsi wybrali się sami.

8 na 80, CZYLI DO LASU Z KRYSIĄ

7 kwietnia, niedziela. Zerwani z łóżek z pełnym ekwipunkiem stawiliśmy się co do jednego zapisanego na liście u Krystyny na parkingu za leśniczówką Boduszewo. Już od początku zrozumieliśmy, że sprawa jest poważna i że póki nie wywiążemy się z zadań, nie dostaniemy obiadu.

Jak się grupa wywiązała - sprawozdanie w obrazkach

KRAJNA 2019, czyli PODRÓŻ PRZEZ WIEKI w trzy dni

Krajna, Krajna i po Krajnie. Nie żeby nie przeżyła naszego najazdu. Krajna była, jest i będzie. Tylko my już z niej wróciliśmy i to z całym bagażem wrażeń. Niby tylko trzy dni, między 17 a 19 maja, a wydarzyło się tyle i tyle zobaczyliśmy, że gdyby nie zdjęcia, to pamiętałabym tylko, że wyjechaliśmy spod Politechniki i wróciliśmy pod Politechnikę.

Album Krajna 2019

Adasiowy punkt widzenia

JAK BYŁO DOBRZE DWA DNI NA OBRZE

Co się będę rozpisywać. Sami zobaczcie. Zresztą zdjęcia są opisane. :)

Moje zdjęcia

Zdjęcia Adama

NIEDZIELA Z KILASIEM, czyli 8 na 80 PO RAZ KOLEJNY

16 czerwca. Niedziela. Leśniczówka Jezierce. Zostawiamy samochody i w drogę...

A co po drodze, to na zdjęciach.

SPOTKANIE POWYCIECZKOWE "CUZAMEN DO KUPY", czyli po wszystkich tegorocznych wycieczkach

5 października. Sobota. Dzień zaczął się pochmurnie. Mżyło. Synoptycy wróżyli obfite opady. I rzeczywiście podobno cały dzień lało. W Poznaniu. Bo tam, dokąd nas poniosło za sprawą naszych Najmilejszych Kierowniczek było w miarę sucho. A poniosło nas zupełnie niedaleko - do Kórnika i okolic. Na sam początek - smakołyk w postaci starodruków. Bezpośredni kontakt z książkami, z których najstarsze egzemplarze mają nawet około 600 lat, tak jak np. iluminowany rękopis modlitewnika. Poza tym drzeworyty i miedzioryty, które były formą przejściową między rękopisami a drukami ruchomą czcionką. Niezwykle pieczołowicie i z artyzmem pisane lub drukowane teksty, oprawiane w kunsztowne okładki. Książki jako dzieła sztuki. Książki, które ceniło się (i ceni) nie mniej niż obrazy. Książki, których nie czytało się w wannie ani przy jedzeniu, bo były zbyt szanowane. A oprócz tego także korespondencja znanych osobistości, pamiętnik, album z rodzinnymi zdjęciami, czy dokumentacja z procesu hrabiego Władysława Zamoyskiego o Morskie Oko dla Polski. Większość zbiorów pochodzi z kolekcji Adama Tytusa hrabiego Działyńskiego, który założył Bibliotekę około 1826 roku oraz jego ojca Ksawerego i syna Jana Kantego. Taki był początek Spotkania. A potem już historia oddała nas w całości naturze, a Ania i Gosia Markowi. Na koniec był obiad, słodkie i wspominki z wycieczek autorstwa Adama Marlewskiego w Bojanowym Gnieździe w Zaniemyślu.

Obrazki z wycieczki

ODWIEDZINY NA GROBACH PRZYJACIÓŁ

Między 15 a 21 października w mniej lub bardziej licznych grupkach odwiedzaliśmy mogiły naszych przyjaciół z Koła. Przyjaciół, którzy towarzyszyli nam na turystyczych szlakach w bardziej lub mniej odległej przeszłości i którzy byli tak oczywistą częścią naszego życia, że trudno nam było wtedy wyobrazić sobie, że mogłoby być inaczej. Teraz są częścią naszej pamięci i tą pamięć wyrażamy modlitwą przy grobie i pozostawieniem płonącego znicza z plakietką Koła. Spotkanie na jednym z cmentarzy (na Nowinie) zakończyliśmy wspólną chwilką w kawiarence Elite.

Kołowe Zaduszki

LISTOPADOWE ŚWIĘTO W DREZDENKU

I tym razem Marek Sowiński podjął się zorganizować wycieczkę. Tak zwany Rajd Listopadowy w tym roku obrał kierunek na północny-zachód, do Dobiegniewa i Drezdenka. Poniżej album ze zdjęciami oraz wspomnienia pana Jerzego Fularskiego - więźnia niemieckiego obozu jenieckiego w Dobiegniewie, jednego z uczestników udanej ucieczki (niestety materiał jest, nie wiedzieć czemu, podzielony na sześć kawałków).

Fotki z opisem
Wspomnienia Jerzego Fularskiego: odc. 1, odc. 2, odc. 3, odc. 4, odc. 5, odc. 6.

MADAGASKAR Z KRZYSZTOFEM KRYZĄ

We wtorek 19 listopada wyruszyliśmy w podróż po północnych rejonach Madagaskaru. Tym razem wycieczkę poprowadził pan Krzysztof Kryza, globtroter specjalizujący się w wyprawach niekonwencjonalnych. Podróżnik, poszukiwacz, fotograf, filmowiec, jak mówi o sobie. Większość czasu spędzanego w podróży poświęca poznawaniu życia mieszkańców odwiedzanych rejonów. Ale nie zabrakło też dzikiej natury. Madagaskar pulsuje zielenią tylko w porze deszczowej, natomiast w porze suchej pulsuje kolorami za sprawą mieszkających tam ludzi, którzy są największym bogactwem wyspy mimo ich ubóstwa.
Krzysztof Kryza nie ogranicza swoich podróży do zwiedzania atrakcyjnych miejsc. Mieszka razem z żyjącymi tam ludźmi w warunkach, w jakich i oni mieszkają, poznając w ten sposób odwiedzane miejsca od środka. Jego relacja w niczym nie przypominała filmów dokumentalnych, które można obejrzeć w środkach masowego przekazu. Drugą część podróży, obejmującą część północną Madagaskaru, poznamy wkrótce. Będzie wybrzeże, ale też i góry, no i oczywiście, co najważniejsze, mieszkańcy.
Krzysztof Kryza podróżuje już od wielu lat. Swoje wyprawy opisał w książkach i utrwalił w filmach.

Flesz ze spotkania

Podróże z Krzysztofem Kryzą (YouTube)

ŻMUDŹ - DAWNE REZYDENCJE POLSKIE I UZDROWISKA MORSKIE

W czwartkowy wieczór 12 grudnia Marek i Adam zabrali nas na Żmudź, żeby pokazać, jakie perełki pozostawiły tam wielkie rody dawnej Rzeczypospolitej.

Migawka z prelekcji

Mniej
Rok 2020
Więcej

I ZNÓW SIĘ ZBIERAMY

Parę dni temu powitaliśmy hucznie Nowy Rok i weszliśmy w nowe dziesięciolecie. W nowym dziesięcioleciu wybierzemy nowy Zarząd. A nowy Zarząd będzie miał nowe plany i zrobi nowe porządki. Nowe nadejdzie 17 stycznia.

A póki co zmienił się numer naszego Koła z 8 na 9, ponieważ zmieniliśmy Oddział z nieistniejącego już Oddziału Międzyuczelnianego na Oddział Środowiskowy.

I stało się! Koło wybrało nowy Zarząd, pozostawiając jednak kluczowe funkcje w rękach starych wyg. Mnóstwo się jednak będzie działo w tym roku: włóczenie się po wielkopolskich lasach i spływ kajakowy, SPA nad morzem i Uniwersytet w Poznaniu, wypad w Lubuskie i do Czeskiej Szwajcarii, nie mówiąc już, bo na razie nikt o tym nie wspominał, o Rajdzie Listopadowym i Spotkaniu Powycieczkowym - słowem cała Polska a okolie nasze.

MADAGASKAR CZ. 2

I po raz drugi Krzysztof Kryza. 30 stycznia podróżnik zaprezentował drugą część wyspy, jej gościnnych mieszkańców, surowy klimat pory suchej i eksplozję zieleni po pierwszych deszczach...

Kwintesencja Madagaskaru

RANNIKI W RADOJEWIE

Mamy miesiąc luty i jak jego staropolska nazwa wskazuje mróz i śnieg powinny jeszcze trzymać w ryzach całą naturę. A tu proszę - kwitną już kwiaty. I nie chodzi mi o same ranniki, których naturalna pora kwitnienia przypada na przełom stycznia i lutego, czy przebiśniegi, które zwykle zaczynają kwitnąć w lutym, ale kwitną też ... fiołki, które spokojnie mogły poczekać do marca. Widać już, że wiosna idzie. Bo i na co miałaby czekać, skoro zima tym razem była tak leniwa, że do nas nie doszła. Postanowiła na górach zakończyć swoją robotę i w dodatku odwaliła ją na "odczep się". W tym roku postanowiliśmy zmienić zwyczaje i nie poszliśmy oglądać śnieżycy, którą już sobie przez lata całe dokładnie obejrzeliśmy, tylko wyprawiliśmy się do Radojewa oglądać ranniki. Rannik zimowy, w tlumaczeniu łacińskim - wiosenny kwiat zimowy, pochodzi z Europy Południowej. U nas określany jest jako "uciekinier z upraw". W radojewskim parku przy pałacu Treskowów kwitną teraz całe złote dywany ranników. Ale nie tylko ranniki są atrakcją parku, zresztą atrakcją przemijającą, bo w czerwcu nie będzie już nawet listków (ranniki zasychają w maju). Park ma bardzo urozmaiconą rzeźbę terenu: jest wysokie wzgórze z kilkoma głazami, z których dwa mają nawet swoje imiona - Jaś i Małgosia, są pomniejsze górki i oczka wodne. Przyroda ożywiona też ma się czym pochwalić, np. pomnikowym platanem pozbawionym kory i nazwanym z powodu tego swojego kalectwa "bezwstydnicą". Wysoko w koronach drzew krzyczał ostrzegawczo na nasz widok jakiś drapieżny ptak i słychać było rytmiczne stukanie dzięcioła.

Wieś Radujewo została w 1252 roku darowana cysterkom z Owińsk przez księcia "Starszej Polski" Przemysła I i jako majątek klasztorny pozostała w ich rękach prawie pięć i pół wieku do momentu kasaty zakonu przez władze pruskie po trzecim rozbiorze. Majątek poklasztorny wykupił świeżo uszlachcony niemiecki bankier Zygmunt Otton von Treskow. Von Treskow wybudował tu pałac dla swojego syna Heinricha Baltazara. Budynek stanowił całość z pałacem w Owińskach. Założenie parkowe wraz z pałacem należy w tej chwili do miasta i jest objęte rezerwatem zwanym Kokoryczowym Wzgórzem. W środku parku jest ukryty cmentarz rodziny Treskowów i modna w czasach zakładania parku romantyczna sztuczna ruina. Według opinii odwiedzających park jest zaniedbany, ale dzięki temu według mnie zyskuje na atrakcyjności.

Krótki fotoreportaż

FILMOWE SPOTKANIE

Czwartek, 5 marca, sala 16 w budynku dawnego Wydziału Elektrycznego. Tym razem w roli głównej Marek Molenda, ten sam, który kręci na każdej wycieczce. I nie dlatego, że jest krętaczem, bo nie jest. Marek kręci nas. Na filmach. 5 marca obejrzeliśmy film nt. Szwajcarii Saksońskiej i Czeskiej, który zdecydowanych, żeby tam pojechać miał utwierdzić w podjętej decyzji, a niezdecydowanych zachęcić do zapisów. Na deser, chrupiąc makaroniki z konfiturą, przypomnieliśmy sobie wycieczkę w Bieszczady w 2008 roku.

KAZIUK W POZNANIU

8 marca delegacja z Koła PTTK nr 9 wzięła udział w Poznańskim Kaziuku na Starym Rynku. :) Najpierw Msza św. z udziałem Poznańskich Słowików i Orszaku Jagiellońskiego w Farze, potem przemarsz królewskiego Orszaku przez Stary Rynek gęsto obstawiony straganami Kaziukowego Kiermaszu, powitanie monarchów na krużgankach Ratusza i królewskie przemówienia ze sceny. Po oficjalnych wystąpieniach koronowanych głów na scenę weszli artyści.
Tradycja Kaziuka Wileńskiego sięga XVII wieku, a w Poznaniu odbywa się on od 1994 r. Dlaczego akurat w Poznaniu? Ano może dlatego, że mieszka tu sporo rdzennych wilnian i ich rodzin, którzy założyli przed laty Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej, będące organizatorem Poznańskich Kaziuków.

Obrazki z Kaziuka

ARBORETUM SOLO

Mieliśmy tyle planów na ten rok, ale koronawirus nas zaskoczył. "Ha, ha" - powiedział - "Plany macie? No to zobaczymy czyje na wierzchu :E". I odtąd zaczęliśmy rezygnować z kolejnych planów. Ale nie poddamy się tak do końca. Przecież można wędrować solo w przykładnych odstępach czasowych. Pierwszy wyruszył nasz korespondent. Odkrył, ze mimo pandemii w kórnickim Arboretum pięknie kwitną azalie i różaneczniki. Zadzwonił, podał dalej. Następni w kolejce nie wyruszyli do Arboretum, trzymając się "koronnej" zasady "#Zostańwdomu", ale rozkoszowali się rododendronami w swoim ogrodzie. Tys piknie. W każdym razie zdjęcia spływają. Kto następny w kolejce?

Kórnickie Arboretum i inne ogrody

WYCIECZKA DO WAWIZ

Mamy za sobą pierwsze w tym roku zwiedzanie! Zarząd odważył się wyruszyć na pierwszą wycieczkę, bo jak to mówią - "Pierwsze koty za płoty". Mamy to już więc za sobą. 😉 W roli przewodników wystąpili Agnieszka i Krzysztof, w rolach żądnych wiedzy turystów: Majka, Ania, Gosia, Asia i Marek, a w roli obiektu - nowo powstały budynek Wydziału Architektury i Wydziału Inżynierii Zarządzania. Oczywiście nie zabrakło też stałego punktu każdej wycieczki, czyli przerwy na kawę, która w tym przypadku była pierwszym punktem programu.😁

Fotki z wyprawy

SPREEWALD czyli NA POHYBEL WIRUSOM

Robimy pierwsze kroki w nowej rzeczywistości. Stawiamy jej czoła planując 20 września wyjazd do Spreewaldu. Na razie nie sami. Pod opiekę weźmie nas Korsarz (nie mylić z piratem), czyli Biuro Podróży, pod którego egidą ostatnimi czasy bierzemy udział w wycieczkch zagranicznych. Część grupy jednak odważyła się sama spróbować szczęścia w tej krainie wodnych labiryntów i przetarła szlak, o czym bez zwłoki powiadomiła Zarząd, wysyłając zdjęcia, a Zarząd użył ich jako narzędzia wpływu na decyzję członków o zapisaniu się na listę uczestników wycieczki.

Fotki Grzesia

NA NIEBIAŃSKIE SZLAKI

Kruche jest to ludzkie życie... W piątek wyruszyła na wyprawę do Domu Ojca kolejna nasza koleżanka i przyjaciółka Grażynka Dopierałowa. W takich momentach zupełnie innego znaczenia nabiera tekst śpiewanej przez nas w ostatnich dniach wycieczek piosenki: "Pożegnania to nie dla nas! O nie! Wkrótce znów spotkamy się."

Grażyna i Adam

DELEGACJA NA DZIEWICZEJ

13 września. Niedziela. Czas pandemii. Obawy przed grupowymi spotkaniami wciąż żywe. Na Dziewiczą Górę wyruszyła odważnie delegacja złożona z dwóch prezesek i jednej sympatyczki. W ten sposób zrealizowaliśmy wypad poza granice Poznania. Teraz można planować już wypad w Wielkopolskę. W perspektywie jest Dobrzyca.

Parę fotek

ZIEMIAŃSKIE KLIMATY

Zamglone krajobrazy, sielski spokój i architektoniczne detale polskich dworków. Wszystko to ujęte w ramy obrazów eksponowanych przez Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy w sali Muzeum Archeologicznego przy Wodnej. Później kawka, herbatka, słodycze i grzanki przy Starym Rynku i powrót do naszych poznańskich i podpoznańskich majątków. Sama Dobrzyca przyjmie nas w październiku.

Zdjęcia ze spotkania

DOBRZYCA

10 października odwiedziliśmy pałac w Dobrzycy. Mimo zagrożenia epiemiologicznego wróciliśmy do domów zdrowi i zadowoleni z życia po spożyciu dobrego obiadu, który zwieńczył wycieczkę.

Poczytaj i pooglądaj

ANIELA

13 listopada dotarła do nas kolejna smutna wiadomość. Zmarła nasza koleżanka Aniela Kierzenkowska. Pogrzeb Ani odbył się w jej rodzinnym Kłecku dzień poźniej. 11 grudnia weźmiemy udział we Mszy św. w kościele pw. św. Rocha w intencji dwóch naszych koleżanek - Grażyny i Anieli.

Mniej
Rok 2021
Więcej

KRYSTYNA

Takie teraz czasy nastały, że zamiast na wycieczkach spotykamy się na pogrzebach. 20 stycznia pożegnaliśmy Krysię Balińską. Krysia była osobą bardzo zaangażowaną w sprawy Koła. Kochała naturę i chciała innym również tą miłość zaszczepić. Jej zawdzięczamy organizację leśnych wycieczek, poznawanie tajników przyrody, fascynację otaczającą nas naturą. Była jedną z tych osób, które tworzyły historię Koła. Częścią tego Zrębu, na którym Koło się opierało.

JUREK

22 stycznia zmarł Jurek Błaszczak. Kiedy już nadejdzie czas, że będziemy mogli wreszcie się spotkać, nie spotkamy się już w komplecie.

RANNIKI

Niedziela, ostatni dzień lutego 2021 roku. W parku w Radojewie kwitną ranniki. Niewielka delegacja z Koła PTTK Pracowników PP wybrała się na spacer po parku, żeby naświetlić sytuację. Sytuacja wygląda tak, jak na zdjęciach. Kwiatki będzie można podziwiać póki nie jest jeszcze zbyt ciepło. Potem zostaną do oglądania tylko liście, ale i te nie dłużej jak do maja. Nie ma co czekać.

Zdjęcia

KORESPONDENCJA Z ARBORETUM I

Zazieleniły się bure murawy, zabieliły, zażółciły i zaniebieszczyły. Nasz wędrowny korespondent odwiedził Arboretum w Kórniku:

"Pragnę zważyć, że pomimo rozprzestrzeniania się pandemii wiosna nadciąga jak zawsze o tej porze jakby nic się nie stało. Na dowód przesyłam plon zdjęciowy mojej wizyty w arboretum w Kórniku w ostatni poniedziałek 22 bm Jak widać dominowały śnieżyce wiosenne, ale były też ranniki zimowe znane z Radojewa, śnieżyczki przebiśniegi i krokusy. Jak na jeden wyjazd to nieźle. Gdyby nie lockdown to bym zachęcał do jego (wyjazdu) powtórki, ale w tej chwili nie wiem, czy to możliwe i trzeba by sprawdzić. Pozdrawiam wiosennie wszystkie Wędrowniczki i Wędrowców. Marek z Kobylegopola"

Zdjęcia

KORESPONDENCJA Z ARBORETUM II

Coraz cieplej na dworze. Nasz korespondent-włóczykij wybrał się na inspekcję do kórnickiego Arboretum po raz drugi:

"Drodzy Turyści! Zachęcając do samodzielnych/grupowych wypadów na spotkanie Wiosny załączam kolejnych parę zdjęć zrobionych w arboretum w Kórniku 20.04 br, czyli jeszcze przed chłodami. Oprócz pokazanych niskopiennych cebulic, paru narcyzów, kępy wrzosów i jakiś żółtych kwiatków (?) przymierzały się wówczas do pełnego wystąpienia w pełnej krasie magnolie (widoczne na tle zamku). Pozdrawiam z Kobylegopola. Marek"

Zdjęcia na zachętę

SPŁYW OBRĄ PO RAZ KOLEJNY

Nie mieliśmy okazji zrealizować tego programu w zeszłym roku, bo pandemia nam nie pozwoliła. Ale tak nas ciągnęło na Obrę, że bez względu na okoliczności postanowiliśmy popłynąć. Tym bardziej, że okoliczności okazały się łaskawe. Covid wyhamował, a większość z nas (jeśli nie wszyscy) została zaszczepiona. Pogoda sprzyjała, poziom rzeki też, to na co czekać? Chociaż dzień wcześniej lało, to dla nas deszcz przestał padać i nawet troszkę wyjrzało słońce. Ani przemoczenie, ani udar nam nie groził. a że wiał silny wiatr, to i komarów nie było.

Jak nam znowu było dobrze na Obrze :)

Obra z innego kajaka - autor M. Szaj

ZBOROWO

3 lipca, tak niekonwencjonalnie, bo w czasie wakacji, wybrałyśmy się w trzyosobowej grupce na wycieczkę ogłoszoną tym razem nie przez Koło nr 9, a przez Oddział Środowiskowy. W podróż wyruszyliśmy pociągiem. Dowiózł nas do Dopiewa, ale celem było Jezioro Niepruszewskie koło Zborowa. W programie mieliśmy ładną traskę i imprezkę nad jeziorem, a na koniec wielkie lody z bitą śmietaną. :P

Parę fotek z wypadu

ŚLADAMI HISTORII - KSIĘSTWO GŁOGOWSKIE

Kierownik wycieczki: Marek Sowiński

W tym roku wrześniowa wycieczka odbyła się w wydaniu mikro. Co prawda tradycyjnie zaczęła się od piątku, ale trwała tylko trzy dni. Za to te trzy dni były tak intensywne, jakby były dziesięcioma. Księstwo Głogowskie powstało w latach 1249-1951 i pod panowaniem polskich władców było do roku 1508, kiedy to Zygmunt Stary przyjmując tron Polski zrzekł się go na rzecz Czech. Dopiero w roku 1945 tereny dawnego Księstwa Głogowskiego wróciły do Polski. Dlatego też wśród zabytków tego rejonu obejrzeć można stare piastowskie warownie oraz pałace i dworki niemieckich wielmożów.

Album - Księstwo Głogowskie

ŚLADAMI HISTORII PO KALISZU

Kierownik wycieczki: Marek Sowiński

13 września, godzina 8:00 i ani minuty później. Sadowimy się w autokarze i w drogę. Do Kalisza. Reszta w opisie albumu :)

Album Rajd Listopadowy - Kalisz

Mniej
Rok 2022
Więcej

WKRÓTCE ZEBRANIE

W planach mamy sporo atrakcji: rajdy, spływ kajakowy, wycieczka w góry i kto wie, co jeszcze. Po zebraniu opublikujemy nasze propozycje na ten rok.

SPOTKANIE NOWOROCZNE

I plany przyklepane. Co miesiąc będzie coś ciekawego. Na początek rajd pociągiem do Szamotuł. Potem wycieczka w okolice Obornik. Później spływ i kolejne rajdy z cyklu "Miasta Wielkpolski". A we wrześniu, jeśli sytuacja pozwoli, pojedziemy w Beskid Niski.

RAJD Z ODDZIAŁEM ŚRODOWISKOWYM

27 marca wyruszyliśmy z Oddziałem Środowiskowym na rajd autokarem do Uzarzewa. Autokary dowiozły nas do Swarzędza, a stamtąd piechotką do celu.

Uzarzewo

SPACER PO SZAMOTUŁACH

2 kwietnia. Na spacer po Szamotułach zabrali nas Ratajczakowie.

Szamotuły

OBORNIKI

21 maja. Wycieczka zorganizowana przez Wojtka Powalskiego i Halinkę Radajewicz.

Oborniki

SPŁYW OBRĄ

Od 4 do 5 czerwca płynęliśmy Obrą. Na dwóch odcinkach. Plany były nieco inne, ale trzeba je było skorygować ze względu na wcześniejsze wiatry i burze. Wojtek Powalski, już po raz kolejny wziął na siebie ciężar komandorowania. Program był tak atrakcyjny, że na hasło dane na stronie intranetowej Politechniki wpisało się na listę uczestników kilka wydziałów i innych jednostek Uczelni.

Obra zawsze dobra

WĄGROWIEC Z MAŁGOSIĄ

Niedziela 9 lipca. Poranek (choć nie bladym świtem). Wsiadamy w pociąg do Wągrowca. Organizatorka nie wita nas, jak zapowiadała w programie, na dworcu w Wągrowcu, bo wsiadła z nami do tego pociągu w Poznaniu.

Album Wągrowiec'22

BESKID NISKI

Nadszedł wreszcie ten z dawna wyczekiwany dzień, w którym wyruszyliśmy na wycieczkę w góry. Między 2 a 11 września, odrywając się od rzeczywistości, przenieśliśmy się w inny świat - świat, w którym naszym jedynym zadaniem będzie wypoczywać i korzystać. Na początek zamieszkaliśmy w pałacu.

Zdjęcia ze szlaków

SPOTKANIE POWYCIECZKOWE

Po wycieczce, jak zwykle, jest Spotkanie Powycieczkowe zorganizowane przez Najmilejszych. W tym roku była Września, Pyzdry oraz bardzo urocze i ciekawe okolice.

Album Września'2022

RAJD LISTOPADOWY - ZAKRZEWO

Tegoroczny Rajd poprowadziła Alina Borysionek przy pomocy przewodnika po regionie - pana Karola Soberskiego.

Zdjęcia z Rajdu

Mniej
Rok 2023
Więcej

ZEBRANIE NOWOROCZNE

Zebranie się odbyło. A jakże. Przyklepane zostało parę ciekawych wydarzeń. Wypady z cyklu "Miasta Wielkopolski", spływ Obrą, wyjazd do Skoków, odwiedziny w Muzeum Narodowym, wyjazd zagraniczny z Korsarzem, no i, co najważniejsze, wycieczka wrześniowa. Tym razem na Pojezierze Drawskie. Na nudę w tym roku narzekać nie będziemy. :) Na koniec Marek Molenda zaprezentował swój film. Jeśli dodać do tego konsumpcję słodyczy, suto zakrapianą kawą i herbatą, to można powiedzieć, że spotkanie noworoczne było niezwykle udane.

ALBANIA CZĘŚĆ II

16 lutego - ciąg dalszy opowieści Marka Sowińskiego o podróży do Albanii. Kontynuacja zeszłorocznej, grudniowej prezentacji. Zobaczyliśmy starożytne mury, pozostałości rzymskiego panowania, ślady tureckich najazdów w kulturze i architekturze. Usłyszeliśmy o historii nowszej i współczesności. Podziwialiśmy piękne widoki - morze i góry. A że to był akurat Tłusty Czwartek, nie obyło się przy tej okazji bez pączków.

Flesh ze spotkania

JEST WIOSNA!!!

19 lutego, niby środek zimy, a Wiosna już jest. Spotkaliśmy się z nią na spacerze w radojewskim Parku.

Fotki ze spaceru

RAJD Z ODDZIAŁEM ŚRODOWISKOWYM

14 maja - dla odmiany zabraliśmy się z Oddziałem Środowiskowym na Rajd do Powidza.

Fotki z rajdu

SKOK DO SKOKÓW Z WOJTKIEM I HALINKĄ

20 maja tandem kierowniczy Halinka plus Wojtek wywiózł grupę do Skoków.

Fotorelacja ze skoku

SPŁYW OBRĄ - PO RAZ KOLEJNY

Między 3 a 4 czerwca naszym podstawowym środkiem transportu stały się kajaki...

Fotki z rzecznej perspektywy

POJEZIERZE DRAWSKIE

Od 1 do 10 września grupa eksplorowała Pojezierze Drawskie.

Album w przygotowaniu

KOŚCIAN

30 września zwiedzaliśmy Kościan z Joasią Powidzką.

Miasto jej dzieciństwa

SPOTKANIE POWYCIECZKOWE W KONINIE

21 października samozwańcza Najmilejsza zabrała grupę do Konina i w jego okolice w ramach spotkania powycieczkowego.

Spotkanie powycieczkowe

RAJD LISTOPADOWY - OKOLICE WĄGROWCA

11 listopada wyruszyliśmy na rajd z Markiem Sowińskim.

Album rajdowy

Mniej
Rok 2024
Więcej

ZEBRANIE NOWOROCZNE

Zebranie odbyło się 1 lutego. Plan tegorocznych atrakcji znajdziecie w zakładce Propozycje

Mniej